Starsza gwardia akademicka od dawna postuluje, by naukowcy zachowywali neutralność, nie popierali publicznie żadnych partii, nie podpowiadali kandydatów na fotel prezydencki, a skupiali się wyłącznie na dowodach naukowych, ich sile i wnioskach, jakie z nich płyną. Ale nie można milczeć, gdy decydenci regularnie ignorują, kwestionują czy po prostu opluwają naukowe dane i konkluzje. Dość tego. Miarka się przebrała.
Redakcje najbardziej prestiżowych czasopism naukowych na świecie – „Science” i „Nature” – jednomyślnie i pierwszy raz w historii poparły publicznie kandydata w wyścigu o fotel prezydenta USA, w tym wypadku Joego Bidena . Podobnie zrobiła redakcja „New England Journal of Medicine”, prominentnego dziennika medycznego, a także „Scientific American”, najstarszego amerykańskiego miesięcznika popularnonaukowego, wydawanego od 1845 r. Co więcej, wszystkie jednoznacznie potępiły działania Trumpa i jego administracji.
Czytaj też: Trump czy Biden? Co z tego wyniknie dla świata i Polski?
Covid-19. Najpierw kryzys, potem tragedia
Dlaczego? Bo przywódca USA ma realny wpływ na kierunek i charakter decyzji, od których zależy, czy ludzkość idzie ku dobremu, czy prze ku tragedii. Jak podkreślają m.in. redaktorzy „NEJM”, Trump w tę drugą stronę popchnął kryzys związany z pandemią covid-19. Bagatelizował problem, zwlekał, nieodpowiedzialnie się wypowiadał (np. sugerował, by wstrzykiwać pacjentom środki dezynfekujące), nieustannie podważał zdanie ekspertów i dowody naukowe, na bazie których formułowali rekomendacje. W kampanii pozwolił sobie nawet nazwać Anthony′ego Fauciego, wybitnego specjalistę z zakresu chorób zakaźnych o ogromnym dorobku, doradcę aż sześciu (sic!) prezydentów, mianem „idioty” i „katastrofy”.
Jakby tego było mało, proponował miliardowe cięcia funduszów Narodowego Instytutu Zdrowia, Narodowej Fundacji Naukowej i Centrum Kontroli i Prewencji Chorób, czyli agencji, które przyczyniają się do szerzenia wiedzy i działają na rzecz przeciwdziałania przyszłym wyzwaniom. Kongres USA na szczęście plan tych redukcji odrzucił.
Trumpowi udało się za to wstrzymać finansowanie największego projektu naukowego, którego celem jest poznanie potencjału patogenności szczepów koronawirusów. Wyprowadził również USA – o zgrozo, podczas szalejącej pandemii – ze Światowej Organizacji Zdrowia. Decyzje te, podyktowane względami czysto politycznymi, realnie podnoszą ryzyko destabilizacji zdrowia publicznego w USA – teraz i w przyszłości.
Antyklimatyczna polityka Trumpa
Covid-19 to zresztą kropla w morzu problemów. O wiele bardziej niebezpieczne są decyzje, które administracja Trumpa podejmuje w obliczu nadciągającej katastrofy klimatycznej. Gdyby porównać ją do edukacji na poziomie akademickim, to covid-19 stanowiłby wyzwanie na poziomie nauczania... przedszkolnego.
Ekipa Trumpa zainicjowała m.in. proces wycofywania USA z paryskiego porozumienia z 2015 r., usuwa wzmianki o zmianach klimatu na stronach rządowych, zakazuje naukowcom związanym z instytucjami państwowymi stawiania prognoz klimatycznych po 2040 r. i szuka cięć funduszów przeznaczonych na badania z tym związane.
Biznes cenniejszy niż zdrowie i środowisko
Za czasów Trumpa przemeblowano także skład amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska: naukowców wymieniono na... przedstawicieli przemysłu. Nic dziwnego, że ekipie prezydenta udało się wycofać lub złagodzić ponad 80 regulacji dotyczących ograniczania emisji rozmaitych zanieczyszczeń. Poluzowano m.in. przepis zmuszający elektrownie węglowe do ograniczenia emisji związków rtęci i innych toksycznych metali – stwierdzono, że to się nie opłaca.
Niedawno zaś wstrzymano wdrożone przez Obamę działania na rzecz kontrolowana i ograniczenia emisji metanu podczas produkcji, przetwarzania i transportu ropy i gazu. Według ekspertów doprowadzi to nie tylko do wzrostu emisji tego gazu cieplarnianego, ale też lotnych związków organicznych i niebezpiecznych dla zdrowia zanieczyszczeń powietrza. Najwyraźniej nie ma to jednak większego znaczenia – liczy się to, że przemysł zaoszczędzi 19 mln dol. rocznie na kosztach przestrzegania przepisów obowiązujących wcześniej.
Środowisko naukowe niewątpliwie nie wiązało z prezydenturą Trumpa większych nadziei. Jak jednak podkreśla dr Laura Helmuth, redaktor naczelna „Scientific American”, jego rządy okazały się gorsze, niż się spodziewano. „Częścią misji naszego magazynu jest pokazywanie ludziom, jak funkcjonuje świat: czy dotyczy to czarnych dziur, ewolucji, wirusów, czy systemowego rasizmu – podkreśla Helmuth. – Czujemy się w obowiązku podkreślić, jak katastrofalne skutki dla badań, nauki, zdrowia i środowiska przyniósł Donald Trump”.
Czytaj też: Donald Trump, wielki truciciel planety
Biden daje nauce nadzieję
Joe Biden, jak podkreślają redakcje czasopism naukowych, nie ignoruje faktów. Proponuje konkretne rozwiązania na rzecz kontroli covid-19, poprawy opieki zdrowotnej, zmniejszenia emisji węgla; chce przywrócić nauce właściwą rolę w kształtowaniu decyzji politycznych. Obiecuje odkręcić bałagan wywołany pod rządami Trumpa, m.in. powrót do porozumienia paryskiego, przywrócenie regulacji Agencji Ochrony Środowiska w zakresie emisji zanieczyszczeń i rozpoczęcie prac na rzecz neutralności klimatycznej USA w 2050 r.
Z kolei Trump wydaje się liczyć na, jak to sam określił podczas spotkania wyborczego w Pensylwanii, „stadną mentalność” (ang. herd mentality). Co prawda pomylił ją ze stadną odpornością (ang. herd immunity), ale w ukutym przez niego terminie jest coś symbolicznego: mentalność stadna to stan, w którym możesz mówić, co tylko ślina przyniesie ci na język, bo ludzie i tak na ciebie zagłosują.
Nauka politycznie zaangażowana
Przez bardzo długi czas środowisko naukowe w dobrej wierze zachowywało neutralność polityczną. Stąd m.in. wysyp zwolenników teorii płaskiej ziemi, ruchów antyszczepionkowych, spiskowców negujących istnienie wirusów, denialistów klimatycznych. Dość, wystarczy! Nasza przyszłość na planecie zależy od naszych wyborów – pomoc nie nadejdzie z zewnątrz. Jeżeli nie będziemy się opierać na dowodach naukowych, zabrniemy na nieznane nam dotychczas terytoria. Środowisko naukowe nie może ograniczać się wyłącznie do działań czysto badawczych, w przeciwnym razie będzie dalej z premedytacją ignorowane przez decydentów.
Oczywiście nie brak też głosów, że deklaracje najbardziej prestiżowych czasopism uderzają w integrację nauki. To jednak świat polityki aktywnie działa na rzecz jej dezintegracji – często z premedytacją, krótkowzrocznie, dla zysku, licząc na to, że uprawiając populizm, wygra kolejne wybory. Nauka zaś to nie milczący eksponat w muzeum. To proces, który pozwala poznać rzeczywistość, związane z nią zagrożenia i stworzyć rozwiązania, które im przeciwdziałają. Politycy muszą to jak najszybciej zrozumieć. A jeżeli nie chcą? Należy ich wymienić na inny, lepszy model.
Czytaj też: Prawda o kłamstwie klimatycznym