Covid-19 to nadal temat numer jeden na całym świecie – każdego dnia pojawiają się setki nowych informacji o chorobie, patogenie, ich wpływie na nasz organizm i środowisko. Przejrzeliśmy je za Was, by przedstawić wybór najważniejszych i najciekawszych naukowych doniesień z ostatniego tygodnia.
Epidemia SARS-CoV-2 w Europie przybiera na sile
Sytuacja w Europie staje się bardzo poważna, gdyż cotygodniowa liczba zakażeń przewyższa tę z marcowego szczytu – ostrzegał półtora tygodnia temu dyrektor regionalny Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) na Europę Hans Kluge. Mijający tydzień potwierdził, że jego niepokój był uzasadniony. W połowie krajów Starego Kontynentu zaczęto odnotowywać znaczne wzrosty potwierdzonych testami infekcji koronawirusem. Szczególnie jest to widoczne we Francji, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Holandii, Słowacji czy na Węgrzech. Dzienne rekordy zaczęła też bić Polska – w ostatni piątek byliśmy na 12. miejscu pod względem dziennej liczby infekcji. Liderem tego dnia była Francja – 15 797 przypadków, wyprzedzając Rosję (7212) i Wielką Brytanię (6874).
Czytaj także: Czy w Polsce wzrosła śmiertelność z powodu Covid-19? Nie wiadomo
To, co się dzieje w Europie, nie powinno specjalnie dziwić. I choć za wzrost liczby zakażeń odpowiada również, jak informuje Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób, lepsze testowanie, to eksperci jako główne przyczyny wskazują m.in. otwarcie szkół i poluzowanie restrykcji sanitarnych. Nie bez znaczenia wydaje się też zmieniające się nastawienie ludzi, którzy próbują wrócić do normalności, zapominając o noszeniu maseczek, zachowywaniu dystansu czy myciu rąk. Potwierdza to nieopublikowana jeszcze praca naukowa (preprint) badaczy z King’s College London. Gdy przepytali 31 tys. Brytyjczyków, okazało się, że tylko 18 proc. osób, u których wystąpiły objawy charakterystyczne dla Covid-19, samo poddało się kwarantannie, a podobnie postąpiło jedynie 11 proc. tych, którzy otrzymali informację, iż mieli kontakt z osobą zakażoną. Trudno więc się dziwić, że koronawirus zaczął znów szybciej się rozprzestrzeniać. Ciekawe jednak – i na razie trudne do zinterpretowania – jest to, że Szwecja, która od początku pandemii nie wprowadziła surowych restrykcji, takich jak nakaz noszenia maseczek, oraz zamknęła wiosną tylko szkoły ponadpodstawowe, nie doświadcza tak spektakularnych dziennych wzrostów liczby zakażonych.
Czytaj także: Widmo drugiego lockdownu. Europa wraca do restrykcji
Infekcja koronawirusem (prawie) w ogóle nie wpływa na poród dziecka
Dobre wieści nadeszły od szwedzkich naukowców z Karolinska Institutet i Karolinska University Hospital, którzy właśnie opublikowali wyniki ciekawych badań na łamach prestiżowego „Journal of the American Medical Association”. Przyjrzeli się ponad 25 tys. kobiet, które między końcem marca a końcem lipca rodziły dzieci w szpitalu uniwersyteckim. Naukowcom chodziło przede wszystkim o zbadanie, czy u pań w ciąży zakażonych koronawirusem występują jakieś niepokojące różnice w porównaniu z niezainfekowanymi. Tych z pozytywnym wynikiem testu na SARS-CoV-2 było 156 (5,8 proc. całej analizowanej grupy), a 65 proc. spośród nich przechodziło infekcję bezobjawowo.
Czytaj także: Naukowcy uspokajają. Ciąża nie wiąże się z cięższym przebiegiem Covid-19
Wyniki badania okazały się optymistyczne: między kobietami zakażonymi a niezakażonymi nie występowały istotne statystycznie różnice m.in. w sposobie porodu, występowaniu krwotoków i przedwczesnego porodu, długości pobytu w szpitalu i karmienia piersią, jak również pod względem wyników niemowląt na skali Apgar. Jedyne, co odnotowano u zainfekowanych kobiet, to rzadsze (z nieznanych na razie powodów) wywoływania porodu (18,7 proc. versus 29,6 proc. u pań z ujemnym wynikiem testu na koronawirusa), ale za to częstsze występowanie stanu przedrzucawkowego (7,7 proc. w porównaniu z 4,3 proc.).
Z kolei wyniki badań amerykańskich naukowców – też opublikowane w „JAMA” już w sierpniu – sugerują, że matka nie może zakazić swojego dziecka poprzez karmienie piersią. Spośród 64. próbek mleka pobranych od zainfekowanych kobiet tylko w jednej znaleziono fragmenty materiału genetycznego wirusa, w dodatku niezdolne do zaatakowania ludzkich komórek i namnażania się.
W amazońskim Manaus dwie trzecie populacji przeszło infekcję koronawirusem
Od wiosny świat przygląda się z zainteresowaniem sytuacji w Szwecji z powodu jej niestandardowego podejścia do pandemii. Teraz zaś uwaga może skupić się na dwumilionowym brazylijskim mieście Manaus, największym w Amazonii. Jak informuje na swojej stronie internetowej tygodnik „Nature”, lada moment powinna ukazać się publikacja naukowców z University of São Paulo. Przebadali oni ponad 6 tys. próbek krwi pochodzącej od krwiodawców, którzy oddawali ją w Manaus między lutym a sierpniem. Na podstawie obecności przeciwciał skierowanych przeciw wirusowi SARS-CoV-2 naukowcy oszacowali, że infekcję tym patogenem przeszło już aż 66 proc. populacji miasta! Jeśli inni eksperci wysoko ocenią rzetelność tej publikacji, będzie to oznaczać, że w Manaus już powinna powstać słynna odporność stadna. Czyli stan populacji, w którym osób odpornych na wirusa jest tak dużo, iż nie może się on rozprzestrzeniać. Warto więc będzie dokładnie obserwować, co się dzieje w tym brazylijskim mieście. Nie wiadomo bowiem, jaki dokładnie procent populacji jest potrzebny do osiągnięcia odporności stadnej na SARS-CoV-2. Nie jest też pewne, na jak długo uodparnia się organizm człowieka na ponowną infekcję. Być może Manaus da nam odpowiedzi na te kluczowe z punktu widzenia epidemiologii pytania.
Czytaj także: Bolsonaro w maseczki nie wierzył, przed wirusem nie uciekł
Szybki test na koronawirusa już na lotnisku
Jak poinformowała CNN, amerykańskie linie lotnicze United Airlines zdecydowały się na odważny krok w obliczu pandemii. W ramach pilotażowego programu rozpoczynającego się 15 października zaproponują one pasażerom lecącym z San Francisco na Hawaje wykonanie na lotnisku 15-minutowego testu na obecność SARS-CoV-2. Drugą opcją będzie wysłanie podobnego testu pocztą do osób, które kupiły bilety właśnie na tę trasę, by na dzień–dwa przed podróżą same się przebadały. Ma to pomóc pasażerom ominąć dwutygodniową kwarantannę obowiązującą wszystkich przybywających na amerykańskie tropikalne wyspy. Niestety, nie ma nic za darmo. Szybki test na lotnisku ma kosztować 250 dol. (czyli prawie tysiąc złotych), a ten przesyłany pocztą 80 dol. Być może jednak możliwość ominięcia kwarantanny okaże się dla wielu osób warta takiej ceny.
Czytaj też: Przyłbice nie chronią przed Covid-19, wynika z symulacji superkomputera