Simone de Beauvoir twierdziła, że nikt nie rodzi się mężczyzną, dopiero trzeba się nauczyć nim być. To dlatego społeczności ludzkie od zawsze tak dużą wagę przykładały do wychowania chłopców, poprzez kształtowanie w nich pożądanych cech – siły fizycznej wojownika, myśliwego i sportowca; odwagi i żądzy przygód odkrywcy oraz samokontroli, opanowania, a także wiedzy kapłanów i myślicieli. Badacze spierają się, na ile te wzorcowe cechy są przyrodzone, a na ile stanowią wypadkową społecznych wymogów, wyobrażeń i potrzeb.
To tak modne dziś pytanie o płeć biologiczną i społeczną, a odpowiedź na nie zależy od tego, czy skierujemy je do biologa, czy kulturoznawcy. W końcu męska siła, odwaga i spryt służyły biologicznie uwarunkowanemu celowi, czyli zdobyciu dominacji (która przekłada się na sukces reprodukcyjny). Ale jednocześnie „czynienie sobie świata poddanym” umożliwiały uwarunkowane kulturowo struktury i instytucje. Najjaskrawszym przejawem męskiej dominacji jest podporządkowywanie sobie kobiet i kontrola ich seksualności.
Patriarchat biologiczny
Badacze zakładają, że społeczności paleolityczne (od ponad miliona lat temu do około 11–10 tys. p.n.e.) były egalitarne, gdyż zbieraczki dostarczały mniej więcej podobną ilość pożywienia co mężczyźni. Ale ten egalitaryzm wcale nie musiał polegać na całkowitym równouprawnieniu, skoro u żyjących dziś łowców-zbieraczy ważkie decyzje często podejmują sami mężczyźni i nawet w wielu kulturach poliandrycznych to nie kobieta, lecz jej mężowie mają decydujący głos. Kolejnym założeniem jest, że patriarchat pojawił się wraz z rolnictwem, gdy kobiety zostały w domach i zaczęły rodzić coraz więcej dzieci. Przytłoczyły je wówczas obowiązki wychowawcze i domowe, podczas gdy pracujący na roli mężczyźni stali się jedynymi dostarczycielami pożywienia.