Teza, że jesteśmy z natury dobrzy, zirytuje zapewne każdego, kto przez chwilę pooglądał wiadomości, posłuchał animatorów kampanii nienawiści przeciwko osobom LGBT, dowiedział się o kolejnym zamachu terrorystycznym lub przejmuje się zniszczeniem środowiska. Sądząc po tym, co robimy sobie i światu, można stwierdzić, że w toku ewolucji wyhodowaliśmy gen samozagłady, co najlepiej zresztą ilustruje historia upadków mniejszych i większych cywilizacji.
Głośnym opisem takiej historii jest popularna książka Jareda Diamonda „Upadek” (pierwsze polskie wydanie 2007 r.). Spośród przedstawionych w niej licznych historii katastrof ekologicznych, które prowadziły do upadku społecznego, niezwykle poruszają dzieje Wyspy Wielkanocnej. Co stało się z twórcami monumentalnych rzeźb i co skłoniło ich do podjęcia tak wielkiego wysiłku? Diamond zrekonstruował ponury los wyspiarzy, odwołując się do dostępnej przed 20 laty wiedzy. To opowieść o wyniszczającej rywalizacji między dwoma plemionami, której elementem była walka o prestiż podkreślany przez owe monumenty.
Problem w tym, że opowieść Diamonda jest nieprawdziwa. Do zaskakującej prawdy o Wyspie Wielkanocnej dotarł biolog środowiskowy Jan Boersema. Okazało się, że populacja Wyspy utworzona przez polinezyjskich przybyszy ok. XII w. nigdy nie była zbyt liczna, budowa monumentów wcale nie absorbowała gigantycznych zasobów i nie wymagała opresyjnej struktury społecznej. Większym problemem dla środowiska były przywleczone przez polinezyjskich kolonizatorów szczury. Dla samych mieszkańców śmiertelnym zagrożeniem okazali się zaś Europejczycy i przywieziona przez nich ospa.
Człowiek człowiekowi...
Relacja z badań Boersemy to nie jedyna obrazoburcza historia przedstawiona w wydanej niedawno książce Rutgera Bregmana „Humankind” (Ludzkość).