AGNIESZKA KRZEMIŃSKA: – Prezydent Andrzej Duda podpisał projekt zmiany konstytucji, który ma wprowadzić zakaz adopcji dzieci przez pary jednopłciowe. Czy to coś zmienia w sytuacji rodzin LGBT?
JOANNA MIZIELIŃSKA: – To tylko przybicie pieczątki na obecnym staus quo. Gdy robiłyśmy badania w 2015 r., to spośród 24 proc. lesbijek, które deklarowały, że chcą mieć dzieci, jedynie 9 proc. myślało o adopcji. A z 5 proc. gejów, którzy w ogóle chcieliby mieć potomstwo, 30 proc. nad nią się zastanawiało, bo oni, z oczywistych względów, mają trudniej. Większość zatem preferowała rodzicielstwo biologiczne. Społeczności LGBT walczą raczej o adopcje już obecnych w rodzinie dzieci. Teraz nie ma żadnej możliwości zabezpieczenia dzieciom kontaktów z partnerką/partnerem ich biologicznej matki/ojca, w sytuacji gdyby tym ostatnim coś się stało. Taki tzw. rodzic społeczny może więc stracić kontakt z dziećmi, które od lat wychowywał. Zapis w konstytucji sprawi, że te rodziny nieheteroseksualne, które mają już dzieci, będą żyły w jeszcze większym lęku i ukryciu. Te zaś, które chcą je posiadać – a zależy im na regulacji ich prawnego statusu do opieki nad nimi – wyemigrują.
AGATA STASIŃSKA: – Zauważamy, że coraz więcej osób myśli o wyjeździe z Polski, by chronić swoje dzieci. Coraz bardziej nieprzychylne środowisku LGBT nastroje sprawiają, że zachodzi obawa, czy politycy nie wpadną na pomysł, by odbierać dzieci parom jednopłciowym.
Ich głównym argumentem jest dobro dzieci. Czy z badań wynika, że źle się im dzieje, jeśli są wychowywane przez dwie kobiety lub dwóch mężczyzn?
JM: – W tolerancyjnych krajach Zachodu rozbudowane i rzetelne badania naukowe prowadzone są od lat 60. XX w. i wynika z nich, że dzieci mają się w takich rodzinach świetnie – stopień rozwoju, identyfikacja z płcią biologiczną i społeczną, wchodzenie w przyszłe relacje są takie same jak u dzieci z rodzin heteroseksualnych.