Zarządzenie ogólnonarodowego lockdownu to trudna decyzja, bo pociąga za sobą konsekwencje gospodarcze. Trudno też wyczuć najlepszy moment, by go ogłosić. Zbyt późno – i wszyscy będą mieli pretensje o brak reakcji. Paradoksalnie wprowadzony za szybko, choć spowolni przyrost nowych przypadków zakażeń i odciąży służbę zdrowia, może przynieść tak pozytywny efekt, że niemal nikt nie zrozumie, po co był.
Czytaj też: Dmuchanie na odmrożone
Dodatni bilans koronawirusa
Tak czy siak – sytuacja, gdy na zewnątrz szaleje nie do końca poznany czynnik zakaźny, media straszą zarazą, a my, zmartwieni i zmuszeni zmienić tryb pracy i organizację dnia, dusimy się przez całą dobę w czterech ścianach, raczej nie należy do przyjemnych. Z badań wynika, że taka izolacja wpływa negatywnie na zdrowie psychiczne: obserwuje się wzrost dystresu, na ogół manifestującego się obniżonym nastrojem, drażliwością, poczuciem wyczerpania, złością, bezsennością czy nawet objawami depresyjnymi. Na gorsze mogą się zmienić nasze nawyki żywieniowe: częściej podjadamy, jemy więcej niezdrowych rzeczy, w efekcie tyjemy. Część osób chętniej sięga po alkohol, a palacze częściej po papierosy.
A jednak lockdown może mieć pozytywne strony, niezwiązane ze spowalnianiem szerzenia się SARS-CoV-2. Po pierwsze, w wielu krajach doprowadził do spadku poziomu zanieczyszczenia powietrza, przede wszystkim stężenia tlenków azotu. Udokumentowały to zdjęcia satelitarne zrobione zarówno nad Chinami, jak i Europą. Według szacunków lepsza jakość powietrza od 25 marca do 24 kwietnia przełożyła się w 21 europejskich państwach na mniejszą o 11 tys. liczbę zgonów związanych ze szkodliwym działaniem smogu. W Polsce – o 771. Dla porównania: w tym samym czasie z powodu Covid-19 zmarły w naszym kraju 484 osoby. Bilans dodatni. Zawsze coś.
Czytaj też: Lęk ma różne oblicza. Jak epidemia maskuje jego twarz?
Mniej infekcji, mniej przedwczesnych porodów
Po drugie, społeczne dystansowanie, na spółkę z wdrożeniem obowiązku zakrywania ust i nosa, przyczyniło się do spadku zapadalności na inne choroby zakaźne. Jak wynika z danych WHO, sezon grypowy na półkuli północnej, trwający zwykle do końca maja, skrócił się w tym roku nawet o sześć tygodni. Spadek zachorowań na grypę w czasie lockdownu w Polsce odnotował również Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego. W porównaniu z poprzedzającymi go tygodniami występowanie zakażeń meningokowych spadło o połowę, wirusowych infekcji układu pokarmowego i chorób pneumokokowych – o ponad 60 proc., ospy wietrznej, różyczki i świnki – o przeszło 70 proc., a zachorowalność na krztusiec i szkarlatynę była mniejsza o ponad 80 proc.
Czytaj też: Odrobina optymizmu. Są i dobre skutki kwarantanny
Wreszcie, dosyć nieoczekiwanie, lockdown mógł mieć pozytywny wpływ na parametry urodzeniowe dzieci. Jako pierwsi odnotowali to położnicy z Irlandii i Danii, którzy niezależnie od siebie zaczęli analizować liczbę przedwczesnych porodów. W Irlandii w przeciągu ostatnich 20 lat w okresie od stycznia do kwietnia noworodki o bardzo niskiej masie urodzeniowej, poniżej 1,5 i 1 kg, stanowiły odpowiednio ok. 0,8 proc. i 0,3 proc. wszystkich przyjmowanych porodów. W 2020 r. w tym samym przedziale czasowym niemal ich nie odnotowywano – liczba noworodków o niskiej masie urodzeniowej zmniejszyła się o ponad 70 proc.! Roy Philip ze szpitala w Limerick przyznaje, że nigdy z czymś takim się nie spotkał.
Czytaj też: Ilu przypadków zakażenia koronawirusem nie udało się wykryć?
Dziwią się położnicy na świecie
Podobnie zdumiewającym odkryciem podzielili się badacze z Danii, którzy analizowali liczbę porodów przed 28. tygodniem ciąży w okresie od 12 marca do 14 kwietnia 2020 r. – na świat w ich kraju przyszło wtedy ponad 31 tys. dzieci. W porównaniu do tego samego okresu w latach 2014–19 zauważyli spektakularny, bo aż 90-procentowy spadek urodzeń przed 28. tygodniem ciąży. Noworodki z takich porodów klasyfikuje się jako skrajnie przedwczesne i to one są w największym stopniu narażone na wystąpienie negatywnych konsekwencji wcześniactwa, a także śmierci.
Obserwacje Duńczyków i Irlandczyków zostały opisane w formie prac naukowych, na razie dostępnych w preprintach. W tym samym czasie podobnie zaskakującymi obserwacjami zaczęli dzielić się poprzez media społecznościowe lekarze położnicy z innych krajów. Kanadyjski neonatolog dr Alshaikh twierdzi, że w Calgary liczba przedwczesnych porodów w trakcie lockdownu spadła o połowę. W jednym ze szpitali w Melbourne było ich tak mało, że zdziwiona administracja poprosiła dyrektora pediatrycznego o wyjaśnienia. W amerykańskim Nashville obłożenie oddziału intensywnej terapii noworodkowej było o 20 proc. mniejsze w marcu niż na ogół w tym samym okresie.
Czytaj też: Szczepionka na Covid-19 z Oksfordu. Jest przełom?
Lekcja nie tylko dla kobiet w ciąży
Co ciekawe, teoretycznie można by się było spodziewać odwrotnego trendu z powodu stresu wywołanego pandemią. Stres u ciężarnych wiązany jest ze wzrostem ryzyka porodu przedwczesnego i niskiej masy urodzeniowej noworodka. Jak zatem wytłumaczyć poczynione obserwacje? Na chwilę obecną stawiane są trzy uzupełniające się hipotezy. Po pierwsze, w trakcie lockdownu kobiety w ciąży miały więcej sposobności, by odpocząć, mogły dłużej spać i często otrzymywały większe wsparcie od bliskich. Po drugie, domowa izolacja chroniła je przed różnymi czynnikami zakaźnymi. A przecież niektóre z nich, np. wirus grypy, mogą zwiększać ryzyko urodzenia przed terminem. Wreszcie na skutek zmniejszonego ruchu samochodowego spadło narażenie na niektóre zanieczyszczenia powietrza, które też mogą mieć negatywny wpływ na przebieg ciąży.
Rocznie ok. 15 mln dzieci przychodzi na świat przedwcześnie. Ponad milion z nich umiera krótko po porodzie, a ogromna liczba pozostałych cierpi przez całe życie na jakiś stopień kosztownej w terapii niepełnosprawności. Stosowane obecnie sposoby zapobiegania przedwczesnym porodom często nie przynoszą oczekiwanego rezultatu. Dlatego doniesienia z Danii i Irlandii są ważnym punktem wyjścia do dalszych badań starających się ustalić, co dokładnie odpowiada za poprawę wyników urodzeniowych. W tym celu naukowcy z obu krajów postanowili połączyć siły i zapraszają do współpracy jednostki położniczo-ginekologiczne z całego świata.
Czytaj też: Wirus świńskiej grypy G4 w Chinach. Czeka nas kolejna pandemia?