Nauka

Duda odwraca się od lekarzy. Czy chorych przekona Funduszem Medycznym?

Prezydent Andrzej Duda w Balicach przed wylotem do Stanów Zjednoczonych Prezydent Andrzej Duda w Balicach przed wylotem do Stanów Zjednoczonych Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
Tuż przed wylotem do USA Andrzej Duda podjął dwie decyzje związane z ochroną zdrowia. Pokazują, jak instrumentalnie traktuje lekarzy i dlaczego zwlekał ze szczegółami Funduszu Medycznego, zapowiadanego kilka miesięcy temu, gdy rozstrzygały się losy 2 mld zł dotacji dla TVP.

Wybory, w których za kilka dni prezydent będzie walczył o reelekcję, okazały się świetną okazją, by przedstawić wreszcie projekt założeń Funduszu. Pacjenci mogli usłyszeć, że głowa państwa dba o nich najlepiej, jak potrafi – dosypie więc na leczenie i inwestycje w ochronie zdrowia 4 mld zł (ponieważ mamy połowę roku, na start mają to być na razie 2 mld). Skorzystać ma nie tylko onkologia, ale też osoby dotknięte chorobami rzadkimi, czyli zwłaszcza dzieci.

Czytaj także: PiS daje 2 mld na TVP, a Lichocka wymownie puentuje

Minister zdrowia już zdążył projekt prezydenckiej ustawy – którą od początku wspólnie z nim przygotowywał – nazwać „inicjatywą cenną i bardzo oczekiwaną”. Wszak pieniądze, przynajmniej częściowo, będą rozdzielane z Funduszu w wyniku postępowań konkursowych, a minister do spraw zdrowia – jak czytamy w uzasadnieniu projektu – „przeprowadzi je w sposób przejrzysty, rzetelny i bezstronny, zapewniając równy dostęp do informacji o sposobie naboru oraz wyborze projektów”. Co jak co, ale ostatnie tygodnie pokazały Polakom, że we wszelkich procedurach konkursowych i przetargowych akurat te władze resortu zdrowia potrafią się świetnie odnaleźć.

Czytaj więcej: Respiratorów nie widać, pieniądze poszły, dokumenty wyszły

Lekarzu, nie wierz politykom

Mniej więcej w tym samym czasie, gdy Andrzej Duda złożył w Sejmie projekt ustawy o Funduszu Medycznym, podpisał też inną ustawę, która z Sejmu do niego dotarła. Zlekceważył tym list Naczelnej Rady Lekarskiej, w którym proszono go o wstrzymanie się z tą decyzją, a rzecz dotyczy nie byle czego, bo karania lekarzy za nieumyślne spowodowanie błędów medycznych.

Zaostrzenie zapisów w tej sprawie zostało wprowadzone kuchennymi drzwiami do kolejnej ustawy o przeciwdziałaniu Covid-19, czyli tzw. tarczy 4.0, wraz z innymi przepisami zmieniającymi Kodeks karny. Niezależnie od tego, że większość prawników sprzeciwiła się nowym regulacjom, a konkretnie złamaniu regulaminu Sejmu podczas procedowania nad tym projektem, lekarze mieli swoje powody, by protestować oddzielnie i domagać się od prezydenta łaskawszego spojrzenia na ich pracę (i ewentualne błędy), niż robi to od dawna Zbigniew Ziobro. Ściganie nieumyślnych błędów medycznych stało się, jak wiadomo, prywatną obsesją ministra sprawiedliwości, ale dlaczego przyłącza się do tego akurat teraz prezydent?

„Niepojęte jest dla nas, dlaczego w okresie tak trudnym dla lekarzy i całego społeczeństwa zaostrza się odpowiedzialność karną za ewentualne błędy medyczne” – napisał we wspomnianym liście Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, prosząc, aby z nowelizowanego art. 37a Kodeksu karnego wyłączyć jego środowisko. „Z uwagi na charakter czynności zawodowych podejmowanych w celu ratowania życia i zdrowia swoich pacjentów lekarze są grupą zawodową, która nie jest wolna od ryzyka ponoszenia odpowiedzialności karnej. Lekarz, który dopuścił się błędu medycznego, musi liczyć się z poniesieniem konsekwencji, wymierzana sankcja powinna być jednak sprawiedliwa, adekwatna do stopnia zawinienia, okoliczności, w jakich doszło do popełnienia czynu, i postawy lekarza. Sąd orzekający musi mieć zatem pozostawioną szerszą swobodę wymiaru kary wolnościowej”. Nowe zapisy właściwie to uniemożliwiają i sądy będą „zmuszone” wymierzać lekarzom kary kilkuletniego więzienia.

Odpowiedź na list NRL nie nadeszła z Pałacu Prezydenckiego (gdyby chodziło o oklaski, para prezydencka biłaby je z pewnością ochoczo), ale za to prezydium samorządu zostało zaproszone na spotkanie z kierownictwem Ministerstwa Sprawiedliwości. I wmówiono lekarzom, ni mniej, ni więcej, że wprowadzone zmiany nie zwiększą wobec nich represji.

„Otrzymaliśmy stanowczą obietnicę z Ministerstwa – napisano w oświadczeniu NRL – że zmiany art. 37a kk nie będą zwiększać represji w stosunku do środowiska lekarskiego i nie wpłyną na zasady orzekania kar w sprawach związanych z błędami podczas procesu leczenia”. Czy należy przez to rozumieć, że wiceminister Marcin Warchoł (który złożył tę deklarację), zamierza wpływać na wyroki niezawisłych i niezależnych sądów, żeby wyjąć spod zaostrzonego przepisu akurat lekarzy? – A może po prostu ktoś komuś mydli tu oczy – pyta nie bez racji dr Jarosław Biliński, wiceprezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie. Wszak prawnicy nie potrafią „obietnicy” ministerstwa zakwalifikować do żadnej normy prawnej. Czy zatem lekarze są aż tak naiwni? Czy też w najbliższych wyborach dadzą odczuć prezydentowi ubiegającemu się o reelekcję, jak traktują to wodzenie ich za nos?

Czytaj także: Więzienie dla lekarzy. Zbigniew Ziobro chce zaostrzenia kar za błędy lekarskie

Fundusz na wszystko

Pan prezydent nie straci z całą pewnością ponad 100 tys. głosów środowiska lekarskiego, bo są w nim tacy, którzy w Pałacu Prezydenckim świetnie się czują w roli doradców i klakierów. I nie chodzi mi tu o prof. Łukasza Szumowskiego, ale o niektórych onkologów, jacy maczają palce przy wspomnianym Funduszu Medycznym.

Inicjatywa prezydencka miałaby dofinansowywać ochronę zdrowia i początkowo zdawało się, że budżet państwa będzie najważniejszym źródłem tych dodatkowych 4 mld zł, ale w przedstawionym projekcie wymieniono kilka takich źródeł i budżet centralny znalazł się na drugim miejscu, po… tradycyjnej ustawie o finansowaniu świadczeń ze środków publicznych. Nie muszą być to więc wcale dodatkowe pieniądze, poza mechanizmem 6 proc. PKB na zdrowie, jak sugerował początkowo Andrzej Duda, inicjując w marcu prace nad projektem. Z jednej kieszeni przełożymy je po prostu do drugiej, nie wiadomo, czy nie bardziej dziurawej. Te 4 mld zł to zresztą kwota maksymalna – w rzeczywistości Fundusz może dysponować znacznie uboższym portfelem, skrojonym nie na miarę potrzeb, tylko do obecnych możliwości.

A deklarowane cele są niezwykle szerokie. Papier przyjmie jednak wszystko i dopiero życie zweryfikuje, co ochrona zdrowia i pacjenci będą mogli Funduszowi zawdzięczać. W projekcie mowa jest o tym, że będzie on wsparciem „działań zmierzających do poprawy zdrowia i jakości życia w Polsce przez zapewnienie dodatkowych źródeł finansowania dla: profilaktyki, wczesnego wykrywania, diagnostyki i leczenia chorób cywilizacyjnych, w tym nowotworowych i rzadkich; infrastruktury ochrony zdrowia; dostępu do wysokiej jakości świadczeń opieki zdrowotnej; rozwoju systemu opieki zdrowotnej przez koncentrację działań wokół pacjenta i jego potrzeb; świadczeń opieki zdrowotnej udzielanych osobom do ukończenia 18 r.ż.; świadczeń opieki zdrowotnej udzielanych świadczeniobiorcom poza granicami kraju”. Witajcie w kraju szczęśliwości!

Jak już pisałem na wstępie, o podziale pieniędzy decydować będzie minister zdrowia, ale po konsultacjach z ekspertami. Pytanie, czy zaczną się przepychanki, co ważniejsze: inwestycje czy leczenie chorych? I jakie rozstrzygnięcia będą zapadać w procedurze konkursowej – czy znów na bardziej przychylne traktowanie będą mogli liczyć tylko znajomi, klakierzy i rodzina?

Czytaj także: Szumowski idzie w zaparte, ale eldorado kiedyś się skończy

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną