Nauka

Sprawdź skład rzeczy, którymi się otaczasz. Dla swojego dobra

Producent ma obowiązek odpowiedzieć na pytanie o zawartość SVHC w swoim produkcie w ciągu 45 dni. Mowa m.in. o meblach, zabawkach i innych przedmiotach, którymi się otaczamy. Producent ma obowiązek odpowiedzieć na pytanie o zawartość SVHC w swoim produkcie w ciągu 45 dni. Mowa m.in. o meblach, zabawkach i innych przedmiotach, którymi się otaczamy. Alexandra Gorn / Unsplash
W pandemii więcej czasu spędzaliśmy w domu, otoczeni przedmiotami, których składu zwykle nie znamy. Rozmowa z Joanną Szabuńko z fundacji Kupuj Odpowiedzialnie.

JĘDRZEJ DUDKIEWICZ: – SVHC to dość enigmatyczny skrót – co to takiego?
JOANNA SZABUŃKO: – Po polsku to substancje budzące szczególne obawy, czyli takie, które w różny sposób zagrażają zdrowiu: zaburzają gospodarkę hormonalną, działają rakotwórczo, powodują alergie, choroby skóry. Są pod nadzorem Europejskiej Agencji ds. Chemikaliów, która stworzyła i regularnie aktualizuje listę SVHC – jest ich tam teraz ok. 200. Dopuszczalna ich zawartość w produkcie wynosi 0,1 proc. i trzeba ją raportować.

Czytaj też: Z niektórymi bakteriami dobrze się zaprzyjaźnić

Wiadomo, ile takich substancji przyjmuje nasz organizm?
To jest właśnie największy problem, bo nie wiadomo. Nie mówimy o żywności czy kosmetykach, których dokładny skład jest podany na opakowaniu, ale o ubraniach, zabawkach, meblach. Szacuje się, że jeśli substancji jest w nich mniej niż 0,1 proc., to nie powinny człowiekowi szkodzić. Tyle że nie mamy przecież do czynienia z jednym produktem, a jesteśmy nimi otoczeni: mając na sobie dżinsy, siedzimy na kanapie, a obok dzieci bawią się zabawkami na wykładzinie. Zatem nawet jeśli wszystko, czego używamy na co dzień, pojedynczo spełnia normy, to te wszystkie substancje się kumulują.

Dlaczego o tym nie wiemy? W 2007 r. Unia Europejska przyjęła rozporządzenie REACH o chemikaliach, które nakazuje producentom informować o SVHC.
Jako konsumenci mamy prawo do informacji, ale w świetle rozporządzenia tylko wtedy, gdy o to zapytamy. Musimy więc podjąć pewien wysiłek. Dlatego w dużej mierze to był i jest martwy przepis. Także dlatego, że mało kto w ogóle wie o jego istnieniu. Do tego dochodzi dość dziwna konstrukcja tego prawa.

Czytaj też: Tak się kiwa konsumenta

Mianowicie?
Producent ma obowiązek odpowiedzieć na pytanie o zawartość SVHC w produkcie w ciągu 45 dni. Nie musi tego robić, jeśli tych substancji nie zawiera. Mało to korzystne dla konsumenta, bo nawet jeśli ktoś jest zdeterminowany, żeby się czegoś dowiedzieć, to może nie dostać jasnego komunikatu. Brak odpowiedzi znaczyłby, że w produkcie groźnych substancji nie ma. Albo że firma nie chce odpowiedzieć i łamie przepisy. Rozporządzenie bardziej sprzyja producentom niż klientom.

Czy firmom w ogóle cokolwiek grozi za łamanie tego rozporządzenia?
Zależy od kraju, ale można powiedzieć, że niestety nie za wiele. W Polsce kontrolerem wdrażania przepisów jest sanepid. Może nałożyć karę pieniężną na firmy, ale z tego, co wiem, nie jest wysoka. Dużo istotniejszy może się okazać wizerunek i presja konsumencka.

Czytaj też: Polak, konsument nieprzewidywalny

Rozumiem, że stąd pomysł na kampanię „Pytaj o chemię”. Co jest jej głównym celem?
Po pierwsze, chcemy szerzyć wiedzę na temat SVHC i ich konsekwencji dla zdrowia i środowiska. Ożywić przepisy i uświadomić ludziom, że mają prawo wiedzieć, co kupują. Próbujemy im to ułatwić, dlatego wraz z partnerami z kilkunastu krajów europejskich stworzyliśmy aplikację „Pytaj o chemię”. Wystarczy zeskanować kod kreskowy produktu – jeśli firma umieściła informację o zawartości substancji, to się nam wyświetli, jeśli nie, to od razu możemy o nią zapytać.

Chcemy też zwiększać świadomość samych firm. Z naszych obserwacji wynika, że nie wszystkie wiedzą o obowiązku informowania o składzie produktów, które sprzedają. A skoro coraz więcej firm chce mieć status odpowiedzialnych społecznie i rozwijać partnerską relację z klientami, to tym bardziej powinny przestrzegać prawa. Docelowo oczywiście mamy nadzieję, że uda się całkiem wyeliminować SVHC i zastąpić je bezpieczniejszymi zamiennikami.

Czytaj też: Jak dbać o swój mikrobiom?

Firmy chętnie przekazują informacje do aplikacji?
W Danii czy Niemczech „Pytaj o chemię” nie jest pierwszą tego typu kampanią ani aplikacją, więc jest łatwiej. W Polsce taka akcja pojawia się po raz pierwszy i, zwłaszcza w przypadku mniejszych podmiotów, problemem jest już sama świadomość przepisów. W większych temat SVHC jest znany, ale pojawia się problem monitorowania łańcuchów dostaw. Nawet jeśli informacje gdzieś są, to nikt nie wie gdzie – albo trudno je uzyskać od podwykonawców. Współpracę udaje się nawiązać głównie z tymi, którzy są świadomi wpływu swojej działalności na zdrowie człowieka czy na środowisko.

Czytaj też: Sprzątanie domu groźne dla zdrowia?

Czy czas pandemii, kiedy ludzie i tak kupują mało, a potem będą pewnie oszczędzać, zaś sanepid zajmuje się głównie koronawirusem, to dobry moment na taką kampanię?
Myślę, że każdy jest dobry, a jeśli teraz będziemy kupować mniej, to tym lepiej. Jako fundacja Kupuj Odpowiedzialnie cały czas do tego namawiamy, bo tak czy siak musimy ograniczyć konsumpcjonizm. Jeśli chodzi o pandemię, to tak długo przebywaliśmy w domu i mieliśmy tyle kontaktu z najróżniejszymi sprzętami codziennego użytku, że może to dobry moment, by się zastanowić, co się w nich w ogóle znajduje. Bo nawet jeśli rzeczywiście będziemy kupować mniej, to zawsze będą nam potrzebne ubrania albo będziemy chcieli od nowa się urządzić.

Joanna Szabuńko – od ponad 15 lat zajmuje się tematyką praw człowieka i standardów ochrony środowiska w biznesie, odpowiedzialnej produkcji i konsumpcji, współpracy rozwojowej i edukacji globalnej. Współzałożycielka i wiceprezeska fundacji Kupuj Odpowiedzialnie. Członkini rady fundacji Fairtrade Polska.

Czytaj też: Jak dbano o zdrowie i higienę na polskiej powojennej wsi

SVHC. Gdzie ich szukać i czym grożą?

• Bisfenol A – czyli BPA – dian; 2,2-bis(4-hydroksy-fenylo)propan) – związek organiczny z grupy fenoli, często stosowany w produkcji artykułów z tworzyw sztucznych, głównie poliwęglanowych. Wyroby wyprodukowane z zastosowaniem BPA są przejrzyste, lekkie, giętkie, mają gładką teksturę i są odporne na uszkodzenia.

BPA budową przypomina estrogen, żeński hormon. Łącząc się z receptorami estrogenu, może zaburzać funkcjonowanie organizmu i gospodarki hormonalnej. Badania potwierdzają, że BPA działa szkodliwie na układ rozrodczy, ma wpływ na zaburzenia płodności, może wywoływać przedwczesne pokwitanie, drażnić drogi oddechowe, a nawet uszkadzać oczy i wywoływać reakcje alergiczne. Prócz tego może powodować otyłość, poronienia, problemy z tarczycą czy zwiększać ryzyko zachorowania na raka piersi i prostaty. Jest groźny dla dzieci.

Najwięcej bisfenolu jest w powłoce wewnętrznej metalowych puszek do przechowywania żywności (mają zapobiegać jej kontaktowi z metalem), w plastikowych butelkach i pojemnikach, płytach CD i DVD, w elektronice. Bisfenol można znaleźć także w dezodorantach, perfumach i szamponach, w lekach, zabawkach i plastikowych naczyniach.

BPA z plastikowych opakowań może przeniknąć do żywności, szczególnie jeśli jedzenie jest podgrzewane lub kwaśne. W Unii Europejskiej wprowadzono w 2011 r. zakaz stosowania BPA przy produkcji butelek dla niemowląt i dzieci. Więcej: tutaj.

• Ftalany (estry kwasu ftalowego) – większa grupa chemikaliów, składająca się z ponad 200 powszechnie stosowanych substancji chemicznych, które można znaleźć w różnych produktach codziennego użytku. Są stosowane jako tzw. plastyfikatory, czyli służą do zmiękczania materiałów plastikowych. Do tego są stosunkowo tanie.

Ich nadmiar może rozstrajać gospodarkę hormonalną, zwiększać ryzyko alergii i astmy, zwłaszcza u dzieci. Wskazuje się też na ryzyko związane z bezpłodnością u kobiet i mężczyzn. Ftalany obwinia się również o zaburzenia u dzieci i młodzieży: autyzm, napady agresji, problemy z koncentracją.

Cechą ftalanów jest to, że nie są trwale połączone z tworzywami sztucznymi. Po pewnym czasie ulatniają się, przenikając do produktów, z którymi mają styczność. Jeżeli do przechowywania żywności używamy pojemników plastikowych zawierających te związki, możemy być pewni, że z czasem zaczną przenikać do jedzenia i napojów, a ftalany obecne np. w wykładzinach czy panelach podłogowych z łatwością przedostaną się do powietrza. Więcej: tutaj.

• Polichlorowane bifenyle (PCB) – odporne chemicznie substancje, które nie ulegają spalaniu i słabo przewodzą prąd. Znalazły szerokie zastosowanie w przemyśle i były produkowane na ogromną skalę w latach 1930–80. W latach 70. pojawiły się obawy związane z ich szkodliwym wpływem na zdrowie ludzi. Podejrzewano, że są rakotwórcze, wywołają choroby układu immunologicznego, nerwowego oraz mają negatywny wpływ na płodność.

Do tego PCB wyjątkowo łatwo przenikały do środowiska w wyniku parowania, wycieków, usuwania ścieków przemysłowych i składowania odpadów, były łatwo kumulowane w organizmach żywych, np. rybach. W drugiej połowie lat 70. w krajach należących do EWG ujednolicono przepisy dotyczące usuwania PCB, a następnie przystąpiono do działań zapobiegających niekontrolowanemu składowaniu i usuwaniu odpadów z PCB. W 2001 r., na mocy Konwencji Sztokholmskiej, włączono polichlorowane bifenyle do tzw. parszywej dwunastki, czyli grupy substancji zakazanych w produkcji. Mimo to w dalszym ciągu się je stosuje. Szacuje się, że z ok. 1,5 mln ton PCB wyprodukowanych na świecie aż dwie trzecie pozostaje w użyciu lub środowisku.

Czytaj też: Jak produkty spożywcze wpływają na środowisko?

• Polibromowane difenyloetery (PBDE) – zaliczane są do związków powodujących trwałe zanieczyszczenia organiczne (POP). PDBE są określane przez naukowców mianem „nowych PCB”. Po wprowadzeniu ograniczeń związanych z użyciem PCB zastąpiono je właśnie polibromowanymi difenyloeterami. Świadomość dotycząca szkodliwości tych toksyn pojawiła się jednak znacznie później niż w przypadku PCB, bo dopiero pod koniec ubiegłego wieku.

Pozostałości PBDE można znaleźć we wszystkich elementach środowiska, także w tkankach pochodzących od człowieka. Najwyższe ich stężenia występują w próbkach pochodzących z USA. Polibromowane difenyloetery łączą się z receptorami hormonów, co sprawia, że mogą imitować ich działanie. Prowadzi to do zaburzeń w funkcjonowaniu układu hormonalnego, w efekcie skraca się czas laktacji u matek, u dzieci występują zaburzenia rozwojowe, rośnie ryzyko zachorowania na raka. Substancje wpływają także na nasz układ nerwowy i immunologiczny.

Zgodnie z rozporządzeniem Komisji Europejskiej z 2010 r. zawartość PBDE w produkcie nie może przekraczać wagowo 0,001 proc. Wyjątkiem są produkty wytwarzane z materiałów poddanych recyklingowi lub odpadów przygotowanych do wtórnego użycia (wówczas związki mogą stanowić wagowo 0,1 proc. produktu). W naszym otoczeniu wciąż jednak znajdują się sprzęty, które wyprodukowano przed zaostrzeniem przepisów. Więcej: tutaj.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną