Styczeń 2020 r. W mediach pojawia się coraz więcej informacji z Chin na temat szybkiego rozprzestrzeniania nowego, nieznanego patogenu. Prawdopodobnie nie jest wyjątkowo śmiertelny, ale to właśnie niepokoi epidemiologów – taki wirus nie będzie zabijał swoich ofiar, zanim zdążą zakazić innych, tylko zaatakuje miliony ludzi, którzy muszą przechorować infekcję. Nikt nie ma na niego odporności. Każdy będzie łatwym celem.
Marzec 2020 r. Europa stawia wirusowi słaby opór. Ale wraz z dawno niewidzianym tu paraliżem systemów ochrony zdrowia, wywołanym pierwszą od lat chorobą zakaźną, przeciw której nie można się zaszczepić, lekarze uspokajają, że większość przechodzi COVID-19 lekko, a wielu nawet bezobjawowo. Po przechorowaniu będą więc mieli przeciwciała i one zabezpieczą ich na przyszłość. Tego uczy immunologia: organizm po przebyciu zakażenia, nawet jeśli nie jest zaszczepiony, już wie, jak bronić się przed zarazkiem, który będzie chciał go zaatakować powtórnie.
Kwiecień 2020 r. Z Chin i Korei Płd., czyli krajów, które mają najdłuższe doświadczenia z pandemią, nadchodzą doniesienia na temat powtórnych zakażeń u pacjentów, którzy powinni być już na wirusa uodpornieni. „Chociaż COVID-19 przyspiesza bardzo szybko, to spowalnia znacznie wolniej” – komentuje te informacje dyrektor generalny WHO Tedros Ghebreyesus, a występujący obok niego na konferencjach prasowych ekspert ds. sytuacji nadzwyczajnych WHO dr Mike Ryan jest wyjątkowo szczery: „Jeśli chodzi o wyleczenie, a następnie ponowne zakażenie, uważam, że nie mamy na to odpowiedzi”.
Maj 2020 r. Chile, Grecja, Wlk. Brytania i niektóre stany USA rozważają wprowadzenie paszportów immunologicznych. Chcą je wydawać osobom wyleczonym z wirusa SARS-CoV-2.