Cytowanie Alberta Camusa powinno zostać obłożone zakazem, ale czasem trudno się powstrzymać. Weźmy ten fragment: „Jak mogli myśleć o dżumie, która przekreślała przyszłość, przenoszenie się z miejsca na miejsce i dyskusje? Uważali się za wolnych, a nikt nie będzie wolny, jak długo będą istniały zarazy”.
Nie inaczej jest z dzisiejszą pandemią – jeśli nie przekreśla całkiem, to kwestionuje przyszłość w jej dawnym kształcie. Działa jak wehikuł, który wstrzymuje czas, a czasem – dla niektórych – wręcz go cofa. Zwłaszcza dla tych, którzy wcale nie chcą wracać do lat 50. ubiegłego wieku i charakterystycznego dla nich „tradycyjnego podziału ról”. Chodzi oczywiście o kobiety. Pierwsze twarde dane spływają z „odcinka” naukowego.
Niespotykane milczenie kobiet
W czasach covida mężczyźni naukowcy mówią, że mogą się wreszcie skupić na pisaniu i publikowaniu. Kobiety nauki mówią, że dla nich brzmi to jak niewyobrażalny luksus. Karmią i uczą dzieci, dbają o psychiczny – a często i fizyczny – dobrostan rodziców, bliskich, przyjaciół i sąsiadów, pracę zawodową muszą częściej niż mężczyźni przesuwać na peryferyjne godziny doby.
Czytaj także: Szklany sufit wśród pracowników naukowych
Na niepublicznych forach dyskusyjnych badaczek różnych dziedzin częste są obserwacje, które streszcza następująca parafraza: „Mam wspaniałego partnera, z którym dzielę domowe obowiązki, ale jestem też zaangażowana w wysiłki budowania wspólnoty, w sieci i w realu. Szyję maski, gotuję, wspieram finansowo moich studentów i studentki, którzy stracili stypendia.