Nikt oficjalnie nie zwracał się z prośbą do Światowej Organizacji Zdrowia o opinię w sprawie organizacji wyborów korespondencyjnych w Polsce, a na jej stronach na próżno można szukać jakiegokolwiek stanowiska na ten temat. Skąd więc informacja, że WHO uznaje je za bezpieczne?
Podczas czwartkowej wideokonferencji europejskiego oddziału WHO faktycznie padło pytanie, zadane przez dziennikarza Polskiej Agencji Prasowej, o bezpieczeństwo wyborów organizowanych w czasach pandemii. Brzmiało tak: „Czy istnieje istotne zagrożenie dla zdrowia publicznego, biorąc pod uwagę to, co wiadomo o rozprzestrzenianiu się wirusa przez papier i inne powierzchnie?”. Odpowiedzi udzieliła dr Catherine Smallwood. Nie można jej jednak traktować jako oficjalnego stanowiska WHO. Zwłaszcza że odniosła się wyłącznie do jednego aspektu, który zresztą nie stanowi głównej obawy żadnego ze środowisk naukowych przeciwnych wyborom korespondencyjnym.
Czytaj także: Według RPO wybory są niemożliwe do przeprowadzenia
„Niskie ryzyko”, czyli co dokładnie powiedziała dr Smallwood
Co dokładnie powiedziała dr Smallwood? – Wirus rozprzestrzenia się między ludźmi przez kropelki oddechowe, a czasami przez kropelki oddechowe, które są w stanie skazić powierzchnie. Ale opierając się na tym, co wiemy, należy wnioskować, że ryzyko skażenia przesyłki komercyjnej albo listu jest stosunkowo niskie. Ponieważ zwykle listy idą kilka dni, ryzyko, że wirus przez ten czas, w różnych temperaturach, pozostanie na powierzchni w formie aktywnej, jest również bardzo niskie. Ogólnie rzecz biorąc, oceniamy to ryzyko jako niskie.
Do tej opinii trudno się nie przychylić. Zgodnie z opublikowanymi w kwietniu na łamach pisma „Lancet” wynikami badań eksperymentalnych wirus nie jest zakaźny już po trzech godzinach od umieszczenia go na kartce papieru w temperaturze 21 st. C. SARS-CoV-2 to nie wąglik. Problem w tym, że środowiska naukowe w Polsce nie ten aspekt wyborów niepokoi najbardziej.
Czytaj także: WHO: Nie wszyscy wyleczeni są odporni na infekcję Covid-19
Epidemiolodzy zdecydowanie: wybory korespondencyjne to zagrożenie
Według opinii Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych przygotowanej dla Senatu ustawa o szczególnych zasadach przeprowadzania wyborów w przedstawionej formie nie zapewnia ochrony przed zakażeniem SARS-CoV-2 członkom obwodowych komisji wyborczych, głosującym ani ludziom zapewniającym im obsługę techniczną. Jest wręcz przeciwnie: niesie ryzyko rozprzestrzeniania się zakażeń. Towarzystwo zwraca m.in. uwagę, że dla zapewnienia odpowiedniego stopnia bezpieczeństwa wszyscy członkowie komisji musieliby przejść badania na obecność wirusa, a ich praca musiałaby odbywać się w rygorze sanitarnym znanym z oddziałów zakaźnych. Oznacza to noszenie fartucha foliowanego z rękawami w skojarzeniu z czepkiem, ochraniaczami na buty, rękawicami, maskami, goglami lub przyłbicami. Wszystkich, z racji braku profesjonalnego przygotowania do pracy w takim stroju, trzeba by przeszkolić w zakresie zakładania go i zdejmowania, bo nieprawidłowe stosowanie środków ochrony, a w szczególności częste zdejmowanie, może prowadzić do zakażenia. Ponadto maksymalny czas pracy w takim stroju wynosi, w zależności od indywidualnych możliwości, zaledwie dwie–cztery godziny.
Czytaj także: Co mówi polska symulacja Covid-19 i dlaczego rząd nie dzieli się jej wynikami?
W ustawie nie ma poza tym informacji o lokalizacji skrzynek, do których mają trafić głosy, ani zasad przemieszczenia się wyborców w sposób minimalizujący ryzyko zakażenia. Nie sprecyzowano też, jak będą odbierane koperty zwrotne, co jest istotne dla oceny ryzyka u osób je transportujących.
Naukowcy przeciwni wyborom w trakcie pandemii
Już pod koniec marca niemal 700 samodzielnych pracowników naukowych, lekarzy i innych specjalistów związanych ze służbą zdrowia zwróciło się z apelem do prezydenta i premiera o przełożenie wyborów. Zwracali uwagę m.in. na to, że zasoby polskiego systemu ochrony zdrowia są znacznie skromniejsze niż zamożnych państw Europy Zachodniej i mogą się okazać niewystarczające, jeżeli zakażonych będzie wciąż przybywać. A przecież nawet minister Szumowski w niedawnym wywiadzie dla „Pulsu Medycyny” stwierdził, iż „jesteśmy jeszcze przed szczytem zachorowań” oraz „mimo że nadal nie obserwujemy dużej skali wzrostów zachorowań, to my musimy być gotowi nawet na najczarniejszy scenariusz”.
Czytaj także: O maskach raz jeszcze: skuteczna czy fałszywa ochrona? WHO przemówiło
Naukowcy i lekarze przypominają niedawne wybory samorządowe we Francji, w wyniku których zachorowało wielu członków komisji i wolontariuszy, a skokowy wzrost zachorowań w skali kraju sparaliżował cały system. Jak podkreślali: zorganizowanie skutecznej ochrony przed zakażeniem dla członków komisji oraz kilkunastu milionów wyborców przekracza aktualne możliwości państwa, bo nawet w placówkach ochrony zdrowia brakuje środków ochrony osobistej.
Smallwood niefortunnie i wybiórczo
Stanowiska te prezentują zdecydowanie szerszą i bardziej kompleksową ocenę ryzyka związanego z organizacją wyborów w Polsce niż wypowiedź dr Smallwood, która ograniczyła się do aspektu przenoszenia się wirusa przez przesyłki listowe. Po części można ją zrozumieć, bo samo pytanie wymuszało ustosunkowanie się do możliwości rozprzestrzeniania się wirusa przez papier. Od ekspertki WHO można by jednak wymagać bardziej wszechstronnego podejścia do kwestii bezpieczeństwa „wyborów kopertowych”.
Czytaj także: Rejestr zachorowań na Covid-19 ma służyć tylko rządowi, a nie lekarzom?