Angela Merkel cierpliwie tłumaczy obywatelom matematykę pandemii i ogłasza metodyczny plan rozmrażania państwa. Czesi i Austriacy publikują szczegółowe harmonogramy działań do czerwca. Mateusz Morawiecki i Łukasz Szumowski niczego nie tłumaczą, po prostu wpuszczają Polaków z powrotem do lasów, do sklepów i kościołów, zapowiadając trzy kolejne transze ulg w dalszej, mglistej perspektywie.
W kilku państwach dynamika pierwszej fali pandemii zdaje się spadać – stąd te decyzje. Ale Unia Europejska i Światowa Organizacja Zdrowia przestrzegają, by restrykcje zdejmować bardzo ostrożnie, tylko pod warunkiem, że niewielka liczba nowych zachorowań na COVID-19 utrzyma się przez dłuższy czas, wydolność systemu opieki zdrowotnej pozwoli na leczenie potrzebujących tego pacjentów, a testowanie, śledzenie i izolowanie przypadków infekcji odbywać się będzie na masową skalę. I bardzo słusznie przestrzegają.
Wszystko, co wydarzyło się po dotychczasowej stronie krzywej liczby infekcji, przed wierzchołkiem, to pomimo ogromu tragedii wyzwanie banalne: ograniczyć ekspansję wirusa. Prawdziwe wyzwanie czeka po jej drugiej stronie. Tam nie wystarczą wielka improwizacja i testowanie rozmaitych społecznych rygorów, a do analizy – proste metody statystyczne. Dopiero po drugiej stronie krzywej ujawnią się realne, oby nie dramatyczne, różnice w jakości zarządzania największym i najbardziej zagadkowym kryzysem XXI w.
Matematyczne modele przebiegu epidemii – choć wciąż nie mamy lepszego narzędzia – nie dostarczą nam szczegółowych i pewnych informacji o najbliższej przyszłości. Ale to akurat może być powodem do ostrożnego optymizmu. Wyjaśniamy.
Cykliczny stan istnienia
Przestudiowaliśmy wyniki symulacji prowadzonych przez najlepsze ośrodki badawcze na świecie.