Nosić czy nie nosić? Co dają maseczki ochronne i komu są potrzebne
Maskowanie strachu. Co daje noszenie masek i komu są potrzebne
W telewizji dzień jak co dzień: najpierw w studiu rozmowa z ekspertem, który twierdzi, że zakładanie masek na twarz nie pomaga w ograniczeniu pandemii, a zaraz potem pojawia się reporter, który właśnie w takiej masce informuje sprzed szpitala o liczbie zakażonych.
Albo wieczorne wiadomości: polski minister zdrowia odradza noszenie masek, by zaoszczędzić je dla personelu medycznego, a chwilę później pokazywane są migawki ze Słowacji, gdzie w bordowej maseczce (starannie dobranej do stroju) prezydent Czaputova przyjmuje dymisję „zamaskowanego” rządu.
Nie ma co się dziwić, że widzowie są zdezorientowani. Wszyscy gubią się wśród sprzecznych informacji i domysłów, co daje noszenie masek i czy rzeczywiście bezpiecznie możemy się bez nich obejść.
Dlaczego w Azji wszyscy są w maskach
Nie tylko przy okazji obecnej pandemii w filmowych relacjach z Chin zdecydowana większość ludzi widzianych na ulicach występuje w maskach na twarzy. A przecież to społeczeństwo zaprawione w licznych kryzysach zdrowia publicznego, w dodatku żyjące na co dzień w dużym zagęszczeniu – zachowanie jednostki w tłumie ma więc duże znaczenie dla bezpieczeństwa innych. Więc może należałoby brać z nich przykład?
Czytaj też: Co zrobili Chińczycy, gdy byli w „naszej” fazie epidemii?
Niektóre chińskie prowincje wprowadziły obowiązek noszenia osobistych masek w miejscach publicznych, ale oficjalne stanowisko władz z Pekinu jest zbieżne z tym, co mówią eksperci Światowej Organizacji Zdrowia: maski powinien zakładać personel medyczny i wszystkie osoby z objawami infekcji oraz te, które opiekują się chorymi z zakażeniem Covid-19.
Wskazówki te nie pozostawiają żadnych wątpliwości interpretacyjnych. Inaczej jest już w przypadku zalecenia (również wydanego w większości państw azjatyckich), by zakładać maski wtedy, gdy „w związku z codzienną aktywnością ktoś jest narażony na zwiększone ryzyko zakażenia”. Przecież codzienna aktywność może dla każdego oznaczać co innego, podobnie jak „stopień narażenia” albo „zwiększone ryzyko” – takie pojęcia są mocno niejednoznaczne. Każdy może interpretować je po swojemu, tym bardziej że nawet wśród ekspertów nie ma do tej pory zgody, czy obecny koronawirus to ponadprzeciętne zagrożenie, czy raczej dość klasyczna infekcja górnych dróg oddechowych obarczona u niektórych ryzykiem poważniejszych powikłań, wobec której podjęte restrykcje są jednak nadmierne.
Za masowym używaniem masek, czyli przykładem Azjatów, przemawiać miała teoria, że przynajmniej w kilku krajach tego regionu udało się w ten sposób zapanować nad rozprzestrzenianiem wirusa. Piotr Stanisławski, autor popularnonaukowego bloga „Crazy nauka”, rozprawił się jednak z tym mitem, pokazując na wykresach, że szersze spojrzenie na rozwój wypadków w różnych państwach – zarówno zachęcających do powszechnego noszenia masek, jak i niestosujących się do tego zalecenia – nie potwierdza postawionej tezy. „Samo powszechne używanie masek nie jest wystarczającym czynnikiem do powstrzymania epidemii” – brzmi konkluzja tego interesującego podsumowania.
Czytaj też: Azjatyckie sposoby na wirusa, czyli jak to się robi na Tajwanie (i nie tylko)
Zachowanie dystansu skuteczniejsze niż maska
Może jednak, tak jak w miarę rozwoju epidemii zmieniają się zalecenia co do potrzeby wykonywania testów, również wskazówki w sprawie noszenia masek wymagają modyfikacji? Kiedy nie mieliśmy szybko narastającej liczby chorych, ryzyko spotkania w miejscach publicznych takiej osoby było oczywiście zdecydowanie mniejsze niż teraz. Ale to wciąż nie maska zapewnia tu pełną ochronę, lecz kwarantanna i odseparowanie od tłumu.
Wirusy, przynajmniej wszystko na to wskazuje, nie rozprzestrzeniają się w powietrzu poza kropelkami wydzielin z dróg oddechowych osób nimi zainfekowanych. A na otwartych przestrzeniach ryzyko takie jest naprawdę niewielkie. Informacje o tym, że zarazki SARS-CoV-2 mogą przetrwać przez dwie–trzy godziny w powietrzu, pochodzą z laboratoryjnych eksperymentów, więc trudno je odnosić do zwykłej ulicy. Idąc do sklepu lub w drodze do pracy (na co możemy sobie dzisiaj pozwolić), oczywiście można „złapać” wirusa, ale stanie się to wtedy, gdy nie zadbamy o 1,5–2-metrową odległość od innego człowieka i rzecz jasna musi on z nami rozmawiać, kaszleć lub kichać w naszą stronę.
Co do powietrza, jakim oddychamy, warto też mieć na uwadze, że różne jego parametry mają wpływ na tempo przenoszenia zarazków. Nie można wykluczyć, że obserwacje z różnych zakątków Azji nijak się mają do warunków europejskich, a nawet w samej Europie odmienna wilgotność, temperatura i stopień zanieczyszczenia warunkują inny stopień tego ryzyka. Będzie ono dla każdej sytuacji i osoby indywidualne – czy jest na ruchliwej ulicy, w bardziej otwartej przestrzeni, czy w pociągu lub autobusie, gdzie zupełnie nie ma cyrkulacji (co oczywiście działa na niekorzyść i zwiększa ryzyko).
Z całą pewnością maska w każdym z tych miejsc lepszy egzamin zda u osoby, która nie może powstrzymać się przed kichaniem i kasłaniem. Ale czy w ogóle ma prawo w takim stanie wychodzić z domu?! Pojawia się pytanie, co z ludźmi przechodzącymi zakażenie bezobjawowo? Czy nie lepiej, abyśmy wszyscy wychodzili na dwór tak zabezpieczeni, skoro nie można wykluczyć, że przechodzimy infekcje bez objawów, stając się ukrytym źródłem zakażenia dla innych?
Czytaj też: Zostań w domu! Aż 44 proc. zakażeń dają osoby niewykazujące objawów
Na tę wątpliwość eksperci odpowiadają, że ryzyko zakażenia zależy również od tego, z jaką ilością zarazka nasz organizm ma do czynienia. Jeśli ktoś jest ciężko chory, w aerozolu powietrza wokół siebie będzie miał dużo więcej wirusów niż ktoś, kto nie ma objawów, a więc nie kicha ani nie kaszle. Potencjalnie trudniej się od niego zakazić. Trzeba by mieć z taką „bezobjawową” osobą naprawdę bliski kontakt – całować się, przytulać, korzystać z tych samych sztućców. Proszę zwrócić uwagę, dlaczego dzieci przechodzące to zakażenie właśnie lekko lub bezobjawowo mogą łatwo zakażać dorosłych. Bo ci nie zachowują wobec maluchów takiego dystansu, jaki zwykle panuje między osobami starszymi.
Czytaj też: „Płacimy najwyższą cenę”. Włoscy lekarze na wojnie z pandemią
Korzyść z maski? Lepsza indywidualna higiena
A może jest coś na rzeczy w podejrzeniach, że odradza się ludziom noszenie masek tylko z tego powodu, by zaoszczędzić je dla innych i nie wzbudzać paniki, skoro i tak nie wszyscy mogliby sobie na nie pozwolić? Kilkakrotne używanie maseczki mija się z celem. Zbiera się na niej wszystko, czego nie chcielibyśmy przenosić z powietrza do domu i zdejmując ją z twarzy, nie wolno dotykać rękami powierzchni filtrującej, a to wcale nie jest łatwe. Utrzymanie maski przez dłuższy czas w dobrym stanie jest sporym wyzwaniem (wilgotnieje, przez co jej skuteczność dodatkowo słabnie), nie powinna być luźno założona na nos. Aby maski dawały ochronę, każdy, kto wychodzi z domu, musiałby mieć codziennie zapas kilku.
No i nie można ich teraz kupić, a cena poszybowała, więc to spory wydatek. Na dobrą sprawę, zamiast mocować się z taką maseczką bez profesjonalnego filtra, można dziś chronić górne drogi oddechowe, opatulając usta i nos szalikiem lub chustką. Efekt będzie ten sam!
Czytaj też: Czego unikać? Pięć błędów, które najczęściej popełniamy
Jedyna korzyść, jaką nawet przeciwnicy masek widzą w ich użytkowaniu, to ograniczenie transmisji zarazków z rąk na twarz. Jak wykazano w jednym z badań, wszyscy bezwiednie dotykamy swojej twarzy ok. 23 razy w ciągu godziny, a z każdym dotknięciem przenosimy zarazki na palce lub śluzówki oczu, nosa i ust. Człowiek z maską na buzi dotyka dużo rzadziej policzków (a nosa i ust wcale), więc ryzyko kontaktu z wirusami drastycznie dzięki temu maleje.
Morał z tego taki, że wdrożenie zasad kwarantanny, unikanie dużych skupisk i wspólnych podróży – nazywane dziś modnym „odosobnieniem” czy „dystansem społecznym” – przynosi ten sam efekt, co zamaskowanie twarzy. Azjatów widzimy w maseczkach, bo w ich metropoliach o takie warunki trudno. Do tego wciąż nie tracą na znaczeniu standardy higieny: regularne mycie rąk ciepłą wodą z mydłem, unikanie dotykania rękami oczu i nosa, kichanie i kasłanie w jednorazową chusteczkę higieniczną (którą należy zaraz wyrzucić) lub w zgięty łokieć (a nie w otwartą dłoń).
Czytaj też: Koronawirus SARS-CoV-2. Fakty, a nie mity