We Włoszech ich zabrakło, więc pacjentom powyżej 80 lat z mniejszymi szansami na przeżycie wentylacji mechanicznej odmawiano, pod respirator trafiali lepiej rokujący. To sytuacja, której w Polsce sobie nie wyobrażamy. Jednak wiele szpitali obawiających się wariantu włoskiego zwraca się do wojewodów o pilny zakup respiratorów. Obserwując szybko rosnącą liczbę osób zakażonych wirusem, nie sposób wykluczyć, że i u nas respiratorów zabraknie. Można by temu zaradzić, a w każdym razie nieco odsunąć zagrożenie, gdyby w systemie publicznego lecznictwa było mniej absurdów.
Internista z kliniki w Warszawie pisze na forum tak: „W moim szpitalu jest codzienna walka o respirator. Karetki z pacjentami z zawałem krążą po całej Warszawie, bo na mieście nie ma wolnego respiratora”.
Intensywna terapia od lat jest zaniedbana, zawsze brakowało dla niej pieniędzy, rezerw na sytuacje nadzwyczajne, takie jak ta obecna, w systemie publicznego lecznictwa nie ma. To dziś, obok braków kadrowych potęgowanych niedostatkiem akcesoriów do osobistego zabezpieczenia pielęgniarek i lekarzy, najsłabsze ogniwo walki z epidemią.
W Warszawie na oddziałach intensywnej terapii brakuje 30 respiratorów. Za ich zakup odpowiedzialni są wojewodowie. Szpitale w innych miastach także zgłaszają braki, ale Anna Janczewska-Radwan, której firma zaopatruje służbę zdrowia w sprzęt, nie ma dobrych wiadomości. – To, że respiratory mocno zdrożały, bo w zależności od stopnia ich skomplikowania cena wynosi od 80 do 200 tys. zł, nie jest najgorszą wiadomością – uważa. Z Chin, które są dużym producentem respiratorów, nie można ich sprowadzić, sprzęt wciąż jest potrzebny na miejscu. W Polsce nigdy nie produkowaliśmy respiratorów. W Unii dużymi producentami są Francja i Niemcy, ale one też bazują na komponentach z Chin.