Amerykańscy politycy sugerują, że SARS-CoV-2 wydostał się z jakiegoś chińskiego laboratorium i rozlał po świecie. Chińscy zaś oskarżają Amerykanów o skrajnie makiaweliczne działanie: mieliby podrzucić wirusa do Państwa Środka, by podkopać jego gospodarkę, z którą coraz trudniej im było konkurować.
Czytaj też: Jakie błędy popełniamy w walce z SARS-CoV-2
Wirus jako broń biologiczna? Sieją i wierzą w plotki
Podejrzenie, że SARS-CoV-2 stanowi dzieło zatrudnionych przez wojsko naukowców, to nie tylko element amerykańsko-chińskiej wojny propagandowej. Zapewne wielu czytających te słowa spotkało się z takimi sugestiami w swoim otoczeniu. Moje doświadczenie jest wręcz takie, że również osoby na co dzień dość racjonalne i sceptyczne skłonne są w ową plotkę wierzyć. Tym bardziej że stereotypowy obraz Chin temu sprzyja: niedemokratyczny kraj, pod coraz większą kontrolą/inwigilacją partii z użyciem najnowocześniejszych technologii, kulturowo nieliczący się z życiem jednostek i dlatego podchodzący odmiennie m.in. do kwestii bioetycznych, czego przykładem było modyfikowanie DNA zarodków.
Ze zdziwieniem przeczytałem też na Facebooku wpis znanego mi dziennikarza medycznego: „Podobno po Warszawie jak wirus krąży ostatnio powieść »Kod śmierci« o pewnym naukowcu, który w laboratorium »konstruował« patogeny do zabijania konkretnych ludzi. Nakład wyczerpany, ale mówi Wam to coś? Wuhan i takie inne miejsca. Wszystko jest możliwe. Fabuła przeplata się z rzeczywistością”. Mam nadzieję, że to jedynie element promocji napisanego dwa lata temu thrillera medycznego z wątkiem broni biologicznej, a nie dowód wiary w spisek.
Koronawirus z tajnego laboratorium
Jaka jest zatem prawda? Koronawirus mógł wydostać się z jakiegoś tajnego laboratorium wojskowego? Czy naukowcy potrafią stwierdzić, np. analizując materiał genetyczny SARS-CoV-2, czy ktoś przy nim majstrował?
W najnowszym numerze specjalistycznego czasopisma „Nature Medicine” można przeczytać publikację („research letter”) międzynarodowej grupy badaczy (głównie z USA) poświęconą właśnie pochodzeniu koronawirusa. Jest napisana dość hermetycznym językiem, ale da się ją streścić w kilku punktach:
- SARS-CoV-2 jest siódmym spośród znanych koronawirusów potrafiących infekować ludzki organizm. Trzy wywołują dość poważne choroby (m.in. Covid-19), a cztery są stosunkowo łagodne.
- analiza budowy molekularnej SARS-CoV-2, a co za tym idzie, mechanizmu, dzięki któremu przyłącza się do ludzkich komórek (za pomocą „szpikulców” na swojej powierzchni), wskazuje, że jest on dziełem naturalnego ewoluowania patogenu, a nie ingerencji bioinżynierów (znanymi technikami molekularnymi nie udałoby się owych „szpikulców” zaprojektować). Mogło ono zachodzić jeszcze w organizmach zwierząt, które były gospodarzami wirusa (najprawdopodobniej nietoperze roślinożerne, a być może łuskowce nielegalnie sprowadzane do Chin), i z nich przeskoczył na ludzi. Możliwy jest jeszcze drugi scenariusz – ów przeskok międzygatunkowy oczywiście musiał nastąpić, jednak SARS-CoV-2 ewoluował już „po cichu” w organizmie człowieka (mutował i podlegał naturalnej selekcji), aż nauczył się bardzo efektywnie infekować jego komórki i przez to wywoływać chorobę Covid-19.
- Z materiału genetycznego SARS-CoV-2 da się też wywnioskować, kiedy w ogóle się pojawił: było to na przełomie listopada i grudnia ubiegłego roku, co doskonale pasuje do pojawienia się pierwszych przypadków w Chinach.
Naukowcy na łamach „Nature Medicine” rozważają również scenariusz, w którym koronawirus mógł przypadkowo wydostać się z laboratorium prowadzącego badania nad zwierzęcymi patogenami, gdzie używa się do tego hodowanych na szalkach komórek (ludzkich i zwierzęcych). Takie doświadczenia wykonuje się na całym świecie właśnie po to, by poznać potencjał koronawirusów do przełamywania barier międzygatunkowych. Co więcej, są udokumentowane przypadki takich „ucieczek”. W teorii byłoby to więc możliwe, ale wydaje się wysoce mało prawdopodobne, by tak zaraźliwy wirus wyewoluował w hodowlach komórkowych bez presji selekcyjnej ze strony układu odpornościowego człowieka.
„Nie wierzymy, by jakikolwiek scenariusz laboratoryjnego pochodzenia wirusa był możliwy” – jednoznacznie podsumowują swoje rozważania naukowcy.
Czytaj też: Wirus może się też szerzyć przez układ pokarmowy
Więcej niż teoria naukowa
OK, ale to tylko jedna publikacja naukowa – ktoś sceptycznie (i słusznie) zauważy. Otóż nie. Mamy bowiem więcej prac dowodzących zwierzęcego pochodzenia SARS-CoV-2 (m.in. tutaj). Poza nimi warto odwołać się do argumentów racjonalnych: po co w supertajnym wojskowym laboratorium miano by pracować nad tak mało efektywną bronią biologiczną? Śmiertelność SARS-CoV-2 najprawdopodobniej wynosi ok. 1 proc. (a nawet mniej). Jeśli ktoś miałby użyć broni biologicznej, to raczej takiej, która zrzucona na wroga, stosunkowo szybko zadałaby mu potężne straty. Do tego znacznie lepiej nadawałby się wirus ebola lub bakteria wąglika ze śmiertelnością sięgającą nawet 80–90 proc. (zresztą wąglika próbowano już wykorzystywać właśnie jako broń biologiczną). Przy nich SARS-CoV-2 to jak śrutówka zestawiona z pociskiem rakietowym.
Dlatego plotkę o wydostaniu się koronawirusa z laboratorium i zainfekowaniu połowy świata możemy włożyć na półkę z teoriami spiskowymi, takimi jak sfałszowanie lądowania Amerykanów na Księżycu czy rozpylanie przez samoloty pasażerskie substancji chemicznych widocznych jako rzekome smugi kondensacyjne za silnikami (na szczęście koronawirus właśnie sporo z nich uziemił).
Czytaj też: Pandemia to nietypowa katastrofa. Różnie reagujemy