Intuicje można nawet wzmocnić konkretnymi liczbami, bo już przeanalizowano skutki działania koronawirusa w Chinach. Okazuje się więc, że w stosunku do analogicznych przedziałów czasowych roku poprzedniego zużycie węgla zmalało tam o 36 proc., zanieczyszczenie tlenkami azotu spadło o 37 proc., zużycie przetworzonej ropy naftowej – o 34 proc.
To tylko dane z Chin, zwalnia jednak cała światowa gospodarka. Coraz więcej ekspertów ostrzega przed recesją, choć wystrzegają się tego słowa takie organizacje jak OECD i Międzynarodowy Fundusz Walutowy, obniżając wielkość przewidywanego wzrostu PKB na świecie – w najgorszym scenariuszu OECD zmaleje on w 2020 r. z planowanych 3 do 1,5 proc. To oznaczałoby zmniejszenie emisji dwutlenku węgla o 1,2 proc.
Czytaj też: Banki centralne wyciągają cały swój arsenał. NBP też
Kryzys epidemiczny, kryzys klimatyczny
Liczbami można żonglować długo, na razie jednak nie potrafimy nawet przewidzieć, jak będzie rozwijać się pandemia – kolejne modele renomowanych organizacji naukowych pokazują, że jedynym pewnym sposobem na zatrzymanie wirusa jest szczepionka i jej masowe użycie. Na szczepionkę jednak trzeba poczekać, być może nawet ponad rok.
Pewności nie ma, ale pozostaje sporo czasu na myślenie w wymuszonej samotności o odwrotnej stronie medalu. Czyli o tym, jak bałagan, jaki człowiek zrobił w środowisku, przekłada się na niepożądane konsekwencje.
Sekretarz generalny ONZ António Guterres mówił wprost podczas Szczytu Ekonomicznego w Davos: „Ludzkość wypowiedziała wojnę naturze, a ta gwałtownie odpowiedziała”. Wtedy jeszcze, w styczniu, Guterres myślał głównie o konsekwencjach zmian klimatycznych – z ekranów telewizorów straszyły obrazy australijskich pożarów (już wiemy, że 30 proc. odpowiedzialności za ich bezprecedensowo intensywny przebieg ma globalne ocieplenie).
Czytaj też: Davos inne niż zwykle, czyli jak zdążyć przed końcem świata
Mniej bioróżnorodności, więcej chorób
Teraz mierzyć się musimy z pandemią, zaskoczeni swoją bezradnością. A przecież od lat uczeni ostrzegają, że zmiany klimatyczne i utrata bioróżnorodności sprzyjać będą zarówno powstawaniu, jak i rozprzestrzenianiu się nowych patogenów. Jeszcze w latach 70. wydawało się, że choroby zakaźne będą odchodzić po kolei do lamusa, tak jak postrach ludzkości, ospa, którą uznano za eradykowaną w 1980 r. Niestety, od 1980 do 2013 r. odnotowano 12 012 ognisk takich chorób, które dotknęły 44 mln osób na całym świecie.
Ebola, Zika, Nipah – to tylko nazwy kliku chorób wirusowych, za których pojawienie się po części odpowiada ludzka ingerencja w środowisko. Szacuje się, że 31 proc. „winy” należy przypisać wylesieniu. Z kolei globalne ocieplenie ma wpływ na sposoby przenoszenia patogenów, a także na wzory przemieszczania się ludzi. Coraz częściej mówi się o zjawiskach uchodźstwa klimatycznego, powodem migracji są także konflikty zbrojne mające u swych podstaw walkę o kurczące się zasoby. Zmuszeni do migracji ludzie są bardziej podatni na choroby występujące w nowych siedliskach, dodatkowo podatność na zakażenia zwiększają głód i wycieńczenie.
Czytaj też: Skąd się wzięła epidemia we Włoszech
Człowiek sam pozbawia się leków
Nowoczesna fantazja o pełnej dominacji nad naturą, zwłaszcza w jej najmniej przyjemnej odsłonie, jako źródła zagrożeń dla zdrowia, nie spełniła się. Modernizacja i postęp nie zawiesiły ewolucji biologicznej, przeciwnie, presja człowieka na środowisko jest źródłem dodatkowej presji ewolucyjnej. Efektem są m.in. nowe patogeny. Na własne życzenie pozbawiamy się sprzymierzeńca w walce z nimi. Jest nim oczywiście także natura ze swą różnorodnością biologiczną. Blisko 70 proc. leków, włącznie z tymi stosowanymi w terapiach przeciwnowotworowych, wywodzi się z substancji naturalnych. 4 mld ludzi ma dostęp praktycznie tylko do naturalnych substancji leczniczych.
Niestety, człowiek jest głównym sprawcą tzw. Szóstego Wielkiego Wymierania, czyli procesu przyspieszonej utraty bioróżnorodności. O jego dynamice i konsekwencjach traktuje ogłoszony rok temu Raport o Różnorodności Biologicznej i Funkcji Środowiska przygotowany przez IPBES – Międzyrządową Platformę ds. Różnorodności Biologicznej i Funkcji Środowiska działającą w ramach Programu Środowiskowego ONZ. Przypomnijmy kilka jego ustaleń. Człowiek zdołał trwale przekształcić 75 proc. lądów stałych, poddać niebezpiecznej eksploatacji ponad 60 proc. oceanów, zniszczyć do 2000 r. 85 proc. mokradeł i dalej je niszczy w tempie trzykrotnie większym, niż wycina lasy. A tylko w okresie 1980–2000 wycięto 100 mln ha lasów tropikalnych, w latach 1990–2015 zniknęło 290 mln ha lasów pierwotnych, zastąpiło je 110 mln ha lasów z hodowli. Rosnące zapotrzebowanie na żywność powoduje, że 33 proc. powierzchni lądów i 75 proc. zużycia wody pitnej wykorzystuje rolnictwo. Problem w tym, że 23 proc. ziem uprawnych uległo wyjałowieniu i straciło zdolności produkcyjne.
Czytaj też: Połowę Ziemi powinniśmy zamienić w rezerwat
Najlepiej wychodzi nam destrukcja
Człowiek jest częścią globalnego ekosystemu, a nie jego uprzywilejowanym panem i władcą. Tworzymy złożoną sieć współzależności, na którą nie mamy wielkiego wpływu. Najlepiej udaje się nam destrukcja. To jednak samobójcza skłonność. Pandemia koronawirusa przypomniała o ograniczonych możliwościach człowieka. I daje czas, żeby poważnie pomyśleć, co dalej, gdy już przebrniemy przez kryzys.
Czytaj też: Jak polityków przekonać do ocieplenia?