Niewiele to zmienia w podejściu do tego zagadnienia, ale ilustruje skalę rozwijających się zakażeń w różnych regionach świata. W języku epidemiologicznym pandemia oznacza zagrożenie dla mieszkańców każdego kontynentu – eksperci WHO uznali po prostu, że wirusem SARS-CoV-2 może się dziś zakazić każdy mieszkaniec planety.
Słowa „pandemia” nie należy się bać
Nie należy się tego określenia bać (o wiele groźniejsza jest histeria pustosząca sklepowe półki). Epidemia oznacza występowanie większej niż zwykle liczby zachorowań na pewnym obszarze i w danym czasie. Jeśli szerzy się szybko i ogarnia zasięgiem całe kontynenty – zaczyna być nazywana pandemią.
Od kilku dni czekano więc na tę decyzję Światowej Organizacji Zdrowia, bo gdy w Europie wirus zaczął się błyskawicznie rozprzestrzeniać z Włoch na inne kraje, trudno było się spodziewać, że uda się go zatrzymać.
Czytaj też: Dlaczego koronawirus uderzył właśnie we Włoszech?
Uodpornimy się na nowego koronawirusa?
Od wczoraj kanclerz Niemiec Angela Merkel powtarza, że koronawirusem w dłuższej perspektywie zakazi się 60–70 proc. społeczeństwa – pewnie nie tylko w Niemczech. Ale wciąż nie straciły na aktualności opinie naukowców, że 80 proc. tych infekcji u znakomitej większości pacjentów ma przebieg łagodny i bez powikłań.
Warto też pamiętać o tym, że część zakażeń jest bezobjawowych – w jednym i drugim przypadku osoby dotknięte koronawirusem nabywają względnej odporności (jeszcze nie wiadomo, jak silnej). Jeśli, co bardzo prawdopodobne, zarazek zostanie z nami na dłużej i po względnym uspokojeniu sytuacji latem powróci jesienią z nową falą przeziębień, wiele osób będzie już na niego – przynajmniej teoretycznie – odpornych.
Czytaj też: Koronawirus SARS-CoV-2. Fakty, a nie mity