W ostatnich trzech dziesięcioleciach światowa produkcja mleka krowiego zwiększyła się o ponad połowę. Rocznie rośnie o 1–2 proc. Produkty mleczne spożywa dziennie blisko 6 mld ludzi. By zaspokoić ten apetyt, ponad 260 mln krów produkuje w rok ponad 600 mln ton mleka. W samej Unii Europejskiej jest to już ponad 170 mln ton. W Polsce w 2019 r. ponad 2 mln krów dało 14,5 mln ton mleka, o 2 proc. więcej niż rok wcześniej.
Mleko. Bardzo daleko od natury
Nic więc dziwnego, że wraz z rosnącym zapotrzebowaniem na mleko proces jego pozyskiwania już od dawna nie ma nic wspólnego z wykreowanymi w naszej wyobraźni obrazami szczęśliwych krów, pasących się beztrosko na rozległych i zielonych pastwiskach. Krowy są sztucznie zapładniane, po narodzinach zabiera się im cielaki i robi z nich cielęcinę, a bezdzietne matki doi w sposób automatyczny z wykorzystaniem systemu robotów udojowych. By zmaksymalizować produkcję, po ok. 90 dniach krowy są ponownie inseminowane.
Kiedy są w kolejnej ciąży, nadal pozyskuje się od nich mleko. Dopiero kilka tygodni przed porodem daje im się odetchnąć i nabrać sił. Cykl się zamyka: poród, odebranie cielaka, udój, inseminacja. Jedna krowa mleczna produkuje ok. 2,2 tys. litrów mleka rocznie, a są takie rasy bydła, które potrafią dać aż 10 tys. Wyzysk zwiększa ryzyko zapalenia wymienia, które obniża wartość mleka i wymaga antybiotykoterapii lub/i stosowania niesteroidowych środków przeciwzapalnych. Dalekie to wszystko od jakiejkolwiek naturalności. Konsument woli postrzegać mleko nie jako produkt pochodzący od uprzemysłowionego zwierzęcia, ale z supermarketu, gdzie sprzedawane jest w estetycznych opakowaniach. Producentom nie jest na rękę wyprowadzanie go z takiego przekonania.
Można oczywiście skonfrontować się ze współczesnym sposobem pozyskiwania mleka krowiego i powiedzieć „dość!”. Można wzruszyć się przemówieniem Joaquina Phoenixa na ostatniej gali rozdania Oscarów: „Czujemy, że mamy prawo sztucznie zapłodnić krowę i ukraść jej dziecko, choć krzyczy w udręce i co do tego nie możemy się mylić. Po czym zabieramy jej mleko, które przecież jest dla jej cielęcia, i wlewamy do naszej kawy i płatków śniadaniowych”. Dla wielu słowa Phoenixa były wstrząsem, dla niektórych – na tyle mocnym, by zdecydowali się na ograniczenie bądź całkowite usunięcie z diety mleka i jego przetworów. Ale umówmy się: moglibyśmy stawać na głowie, używając argumentów etycznych i emocjonalnych, a świat i tak będzie chciał więcej i więcej krowiego mleka. Podobnie zresztą jak mięsa.
Produkcja mleka obciążeniem dla klimatu
Do 2050 r. będzie nas na Ziemi ponad 9,5 mld i wzrośnie zapotrzebowanie na wszystko. Wzrost produkcji mleka będzie zaś wpływał na środowisko. By wyżywić zwierzęta, potrzeba paszy, a to wymaga wielkoobszarowych upraw. Wycina się w tym celu na ogromną skalę m.in. tak istotne dla homeostazy klimatycznej tereny Puszczy Amazońskiej. Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, że tylko 6 proc. uzyskiwanej soi jest wykorzystywana do bezpośredniego wytwarzania jedzenia dla ludzi. Zdecydowana większość uprawiana jest na potrzeby zwierząt, również takich jak karmione często śrutą sojową krowy mleczne.
Czytaj także: Hodowle zwierząt emitują CO2, ale zdrożeje mleko roślinne, a nie zwierzęce
Cała produkcja krowiego mleka, począwszy od paszy, pochłania też gigantyczne ilości wody – uzyskanie zaledwie litra mleka wymaga zużycia koło tysiąca litrów w całym cyklu produkcyjnym. Stoi to w sprzeczności z koniecznością ochrony zasobów wodnych w obliczu nadciągającego kryzysu klimatycznego. Co gorsza, pozyskiwanie krowiego mleka ma aż 20-procentowy udział w emisji gazów cieplarnianych emitowanych z całego sektora hodowli zwierząt. A na domiar złego przyczynia się do stosowania nawozów sztucznych i organicznych pestycydów.
Indywidualnie przeciwko globalnemu ociepleniu
Modele prognostyczne są zgodne – będziemy mierzyć się ze zmianami klimatycznymi, a jeśli chcemy łagodzić ich skutki, musimy już teraz znacznie ograniczyć emisję gazów cieplarnianych. Ta emisja nie zawsze kojarzy się z produkcją jedzenia. Oczekujemy zmian od polityków, frustrujemy się ich umyślną bądź bezmyślną ignorancją i nie uznajemy naszego wpływu na stan rzeczy. Jak oszacowano rok temu na łamach „Science”, wyeliminowanie z diety mięsa i produktów mlecznych jest największym indywidualnym krokiem, jaki można zrobić na rzecz klimatu.
To wspaniałe, że – zwłaszcza w krajach rozwiniętych – coraz więcej osób to dostrzega, lecz po pierwsze, trend jest zbyt wolny, by przynieść realny efekt w najbliższym czasie, a po drugie, sytuacja ma się zupełnie inaczej w krajach rozwijających się. Mleko i przetwory będą o wiele atrakcyjniejszym produktem niż roślinne alternatywy oparte np. na soi, owsie czy migdałach. Choć środowiskowy koszt ich produkcji jest znacząco niższy w porównaniu z mlekiem krowim, to nie są w stanie go w pełni zastąpić, także pod względem oczekiwań organoleptycznych większości konsumentów. Szkoda.
Pozostają kroki o symbolicznym charakterze? Zdecydowanie nie.
Mięso z in vitro niedługo w sprzedaży
Jest jeszcze odgórna zmiana sposobu produkcji mięsa, mleka i jego przetworów. Już niedługo powinniśmy doczekać się komercjalizacji pierwszych produktów mięsa produkowanego w warunkach in vitro, czyli poza ustrojem zwierzęcia, z wyizolowanych z tkanki komórek, namnożonych i odpowiednio zróżnicowanych. Czy produkty te odniosą sukces? Jeśli będą porównywalne cenowo, to jest duża szansa. Zwłaszcza gdyby na producentów mięsa pozyskiwanego w obecny sposób narzucić podatki środowiskowe uzależnione od degradacyjnego wpływu na klimat. To wymagałoby oczywiście świadomości i determinacji osób decyzyjnych, za którymi musiałaby stać wystarczająca rzesza wyborców, a tej obecnie chyba wciąż brakuje.
Dla mleka krowiego jest alternatywa. Mleko z drożdży
Co w przypadku mleka i jego przetworów? Trudno sobie wyobrazić alternatywę nieszkodliwą dla środowiska. A jednak pewne rozwiązania już wypracowano. Amerykańskie start-upy Perfect Day, Real Vegan Cheese czy New Culture wykorzystują... genetycznie zmodyfikowane drożdże, które mają ekspresję białek kluczowych dla mleka krowiego. W związku z tym smak i właściwości przetwórcze produkowanego przy ich użyciu mleka mają nie odbiegać od typowych dla mleka konwencjonalnego. Z kolei skład mineralno-witaminowy uzupełnia się na końcu produkcji. W przeciwieństwie do mleka krowiego nie jest zatem zmienny i zależny np. od warunków hodowli.
Czytaj także: Krowie mleko nie od krowy
Ale są znacznie istotniejsze zalety wytwarzania mleka z drożdży. Produkcja wymaga aż o 98 proc. mniejszych nakładów wody, 65 proc. mniej energii, 91 proc. mniej powierzchni i emituje 84 proc. mniej gazów cieplarnianych. Mleko czeka na komercjalizację w USA, ale przejściowo na rynku pojawiły się już na jego bazie lody i mozzarella. Partnerem Perfect Day został ADM, światowy potentat zajmujący się przetwórstwem żywności. Zdaje się, że zwietrzył szansę na spory zysk.
Utopia? Joaquin Phoenix: Ludzie są kreatywni
Od dawna zmieniamy żywność i sposoby produkcji żywności. Dlaczego nie mleka? Powody etyczne są niezwykle ważne, ale potrzeba jest – niemal dosłownie – paląca z uwagi na postępujące już zmiany klimatyczne. Jak powiedział Phoenix: „Ludzie są tak kreatywni i pomysłowi, że możemy tworzyć, rozwijać i wdrażać systemy zmian, które są korzystne dla wszystkich czujących istot i dla środowiska”.
Utopia? Być może. Jeśli jednak dla kogoś utopią są rozwiązania, które mogłyby zmienić oblicze współczesnego pozyskiwania energii i produkcji żywności, to za utopię powinien również uznać przetrwanie ludzkiej cywilizacji w stanie, jaki jest nam wszystkim obecnie znany.
Czytaj więcej: Czy mleko karalucha będzie kolejnym superfood?