Z wodą to nie przelewki
Z wodą to naprawdę nie przelewki. Sami prosimy się o powódź?
2019 rok należał do suchych i deficytowych w wodę, podobnie jak kilka poprzednich lat. Poziom wód był na dramatycznie niskim poziomie, lecz patrząc z wieloletniej perspektywy, ziemia kłodzka należy do terenów o dużym zagrożeniu powodziowym. Była jednym z obszarów najbardziej dotkniętych przez powódź tysiąclecia, która przeszła przez Polskę południowo-zachodnią w 1997 r. Większe powodzie nawiedziły ją jeszcze rok później i w 2009 r. Pomniejsze wylewy rzek i potoków zdarzają się praktycznie każdego roku. Na początku czerwca 2019 r. ucierpiała w ten sposób wieś Domaszków, położona na południu Kotliny Kłodzkiej. Po gwałtownej burzy wystąpił tam z koryta niewinnie wyglądający potok. Skuteczne sposoby ograniczenia rozmiarów wezbrania wód już pod koniec ubiegłego wieku przestały być nowatorskimi koncepcjami ekologów, a stały się elementem wiedzy powszechnej.
– Same środki techniczne nie zapewnią nam bezpieczeństwa przed powodzią. Musimy zaprząc do pomocy cały arsenał środków nietechnicznych, naturalne lasy z powalonymi drzewami i gęstym poszyciem, torfowiska, śródleśne bagna, rozlewiska, oczka wodne oraz szerokie, możliwie najbardziej naturalne, doliny rzek, w których woda będzie mogła swobodnie się rozlewać, nie powodując szkód – mówi dr hab. Krzysztof Świerkosz z Uniwersytetu Wrocławskiego. Generalną zasadą jest zatrzymanie wody tam, gdzie spadnie, a to najefektywniej robi sama natura.
– Musimy przestać niszczyć tamy bobrów, traktując te zwierzęta jako naturalnych sprzymierzeńców w ochronie zasobów wodnych. Nawet zarośnięte brzegi cieków spowalniające odpływ wód są bardzo pomocne. Każdy z tych elementów sam w sobie jest mało znaczący, jednak łączna suma ich oddziaływania będzie zmniejszać odpływ wód w dół rzeki. Jeśli nadal będziemy myśleli kategoriami zabudowy hydrotechnicznej rodem z XIX w.