Przypomnijmy, że największym osiągnięciem ubiegłorocznego szczytu było przyjęcie Katowice Rulebook, czyli zestawu ustaleń dotyczących praktycznej realizacji porozumienia paryskiego z 2015 r., które wchodzi w życie w 2020. Sukces Katowic okupiony był pewnymi kompromisami, m.in. odłożono na później ustalenia dotyczące globalnego rynku handlu emisjami.
W końcu jednak nadszedł czas na ustalenie tych wszystkich szczegółów, na które rok temu albo zabrakło czasu, albo politycznej woli. Pierwszy tydzień polegał więc na negocjacjach różnych kwestii w ramach tzw. ciał pomocniczych Konwencji ds. Klimatu, poniedziałek 9 grudnia to czas podsumowań ich pracy i decyzji, które sprawy będą rozstrzygać w dalszych rozmowach przedstawiciele państw wyższego szczebla, a które w ogóle zostaną odłożone do „uleżenia” na jeszcze później.
Emocje budzi Greta i strajkująca młodzież
Urok tak wielkich konferencji jak COP polega na tym, że największe emocje po spektakularnym zazwyczaj otwarciu wybuchają na koniec. To wtedy ustalane są szczegóły końcowych porozumień, więc sala obrad zamienia się w teatr, a negocjacje w spektakl, podczas którego przedstawiciele poszczególnych państw stosują wszystkie możliwe retoryczne chwyty, by porwać zarówno uczestników, jak i media.
Podczas pierwszego tygodnia takich emocji jeszcze nie było, dostarczały je doniesienia spoza głównej sali obrad. Media więc czekały najpierw na Gretę Thunberg, która spóźniła się na otwarcie szczytu, bo płynęła z Ameryki jachtem.