Artykuł w wersji audio
Papierosy wciąż pali 25 proc. Polaków, wśród mężczyzn prawie co trzeci. Liczba uzależnionych co prawda spada, ale mimo ostrzeżeń i kampanii – bardzo powoli. O mechanizmach nikotynowego nałogu wiemy już dużo. Przede wszystkim to, że jest wyjątkowo odporny na perswazję.
Dla palacza rozstanie z jego ulubioną używką jest jak koniec burzliwego romansu. Tyle że długotrwałego. Zaczyna się on zazwyczaj w młodości i przez lata wywołuje w mózgu stany euforyczne.
Palacze wiedzą, że papieros szkodzi zdrowiu. Nawet jeśli zaklejają ostrzegawcze (upiorne) zdjęcia na paczkach, wyrzucają do kosza broszurki edukacyjne i odwracają wzrok od plakatów w przychodniach. Potrafią wymienić listę substancji smolistych, które gromadzą się w płucach w wyniku wdychania dymu: formaldehyd, arsen, cyjanek, benzen. Znają szkodliwy wpływ tlenku węgla, który po inhalacji do dróg oddechowych wypiera z hemoglobiny w czerwonych krwinkach czysty tlen. Umieją też bezbłędnie wyrecytować listę grożących im chorób – od zaburzeń pracy serca i paradontozy po wiele nowotworów z rakiem płuc na czele. Dlaczego zatem dla aż tylu nikotynistów wyrwanie się ze szponów nałogu okazuje się ponad siły?
Czytaj także: Interes e-papierosowy
Wahanie
Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że nikotynizm to choroba (opisana w podręcznikach poświęconych zaburzeniom psychicznym i zachowaniom). I że do decyzji o rzuceniu palenia trzeba podejść jak do klasycznego leczenia, a nie rezygnacji z trywialnej przyjemności. – Nie ma wątpliwości, że mózg osoby uzależnionej pracuje inaczej – mówi dr filozofii Paweł Sikora, psychoterapeuta z Ośrodka Terapii Uzależnienia i Współuzależnienia Radzimowice w Szklarskiej Porębie, który na Uniwersytecie SWPS we Wrocławiu uczy adeptów psychologii metodyki pracy z nałogowcami. – Dawniej chodziło o to, by im obrzydzić używki lub ich nimi przestraszyć. Dziś dużo większy nacisk kładziemy na zwiększenie ich świadomości. Oni po rzuceniu nałogu powinni nie tyle odczuwać stratę, co dostrzegać zyski z abstynencji.
Metoda jest skuteczniejsza, ale wymaga od pacjenta wzięcia odpowiedzialności za swoje działania. A to niełatwe. Nałóg jest bowiem nawykowym sposobem reagowania na przeróżne sytuacje. „Muszę zapalić!” – pojawia się jako odpowiedź na stres w pracy, złą wiadomość, oczekiwanie i związaną z tym niecierpliwość, nudę albo zakłopotanie. Bez papierosa spotkania towarzyskie nie są tak przyjemne. Gorzej smakuje poranna kawa. A mózg trudniej zmusić do koncentracji. Poza tym niektórym nie chodzi o smak tytoniu, lecz jedynie gest obecnego przy codziennych czynnościach trzymania papierosa w palcach i zbliżania go do ust. Mówią żartobliwie, że to choroba rąk: kiedy nie palą, nie wiedzą, co z nimi zrobić. – Uzależnieni oduczają się innych reakcji – wyjaśnia dr Sikora. – Teoretycznie je znają, ale są dla nich niewystarczająco satysfakcjonujące.
Czytaj także: Jaka jest przyszłość palenia? Da się palić bez dymu? Debata „Polityki”
Pod wpływem palenia większej liczby papierosów uzależnienie od nikotyny staje się też czymś bardziej skomplikowanym. – Z jednej strony nałogowy palacz ma silne skojarzenie zaciągnięcia się papierosem z poprawą samopoczucia, ale z drugiej ma dodatkowy bagaż w postaci uzależnienia, czyli np. oprócz stresu przed trudną rozmową przeżywa dyskomfort związany z brakiem nikotyny we krwi.
Już po 7 sekundach od zaciągnięcia się dymem nikotyna dociera do mózgu i daje spodziewaną satysfakcję, ale po kilku minutach jej poziom zaczyna spadać. – To powoduje coraz większy niepokój, nawet rozdrażnienie. W ten sposób uzależnienie od nikotyny to rozpoczynany kilkanaście lub kilkadziesiąt razy dziennie zespół odstawienny, który nie może się skończyć, bo zaleczany jest kolejną dawką nikotyny.
Powtarzając zachowania nałogowe, palacz papierosów rozregulowuje więc swój mózg. Doprowadza do sytuacji, w której dla poczucia normalności potrzebuje tego, bez czego cierpi, ale z powodu czego cierpi jego zdrowie.
Pojmowanie
Aby więc dać sobie radę z nałogiem, trzeba zrozumieć jego logikę. Zauważyć wszystkie pułapki myślenia o tym, jak wiele papierosy przynoszą korzyści. – I od początku przygotowywać się na to, żeby do nich nie wrócić – mówi Paweł Sikora. To podejście uniwersalne. Anonimowi Alkoholicy od początku istnienia swojego ruchu, czyli od ponad 80 lat, podkreślają wagę uznania bezsilności wobec przymusu picia. I z nikotyną jest podobnie. Decydujesz się od niej raz na zawsze uwolnić? Musisz zaakceptować dyskomfort związany z niepaleniem, nauczyć się żyć po nowemu, zmienić zwyczaje i upodobania, a być może również znajomych. – Pamiętam prawniczkę, która chciała rzucić palenie – opowiada dr Sikora. – Najpierw musiała zmniejszyć stres w pracy, a potem zająć się poprawą relacji rodzinnych. Tylko w ten sposób była szansa, by mogła uwolnić się od napięć, które wywoływały w niej głody nikotynowe.
Co jest zatem potrzebne do uporania się z nałogiem? – W największym stopniu solidna motywacja i niezakłamana świadomość. Niemal wszyscy nałogowcy w kluczowych momentach życia zdobywają się na okresy abstynencji. Ale z upływem czasu i łagodzeniem okoliczności ich motywacja słabnie. Jeśli nie będzie wzmacniana i przebudowana, to nie wystarczy na długo.
Są chorzy, których nawet przebyty zawał nie zmusił do rzucenia palenia. Ani nowotwór płuc lub ciężkie schorzenia oskrzeli. – 90 proc. moich pacjentów pali tytoń i każdemu z nich na każdej wizycie mówię, by tego nie robili. Silną wolę, by zerwać z nałogiem, ma może 10 proc. z nich – ubolewał prof. Piotr Kuna, kierownik Kliniki Chorób Wewnętrznych, Astmy i Alergii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, podczas konferencji z okazji wejścia na polski rynek kolejnej odmiany e-papierosów. Organizatorzy nie zaprosili jednak na nią żadnego eksperta od psychoterapii, który by wyjaśnił słuchaczom, jakie metody perswazji lekarze mogliby stosować, aby wzmocnić w pacjentach tę właśnie słabą silną wolę. Wybrzmiała za to przykra statystyka: farmakologiczne metody leczenia działają zaledwie u 25 proc. uzależnionych od nikotyny (spośród nich i tak co dziesiąty wraca później do nałogu). Psychoterapia przynosi z kolei efekty u ok. 20 proc. palaczy, którzy już nie wracają do nałogu. Co z resztą? Całkowicie odmawiają współpracy. Co trzecia osoba, która nie chce się wyleczyć, mówi: „Mam już swoje lata i swoje przeżyłem. Do tej pory diabli mnie nie wzięli, a trzeba mieć w życiu jakieś przyjemności”.
W takim myśleniu uwypukla się jednak podstawowa różnica między uzależnieniem od nikotyny a innymi narkomaniami. – W innych uzależnieniach chemicznych dramatyczne skutki zdrowotne pojawiają się już po kilku miesiącach. W przypadku papierosów później, nieraz po kilkudziesięciu latach – wyjaśnia Paweł Sikora.
Czytaj także: USA ograniczają e-papierosy. Za późno?
Nie obserwuje się nawet destrukcyjnego wpływu nikotyny na ośrodkowy układ nerwowy. Przeciwnie: pobudza ona w mózgu wydzielanie dopaminy, która jest neuroprzekaźnikiem motywującym i za jej sprawą wykonywane czynności sprawiają większą frajdę; poza tym w wielu badaniach neurofizjologicznych udowodniono, że odpręża, łagodzi stres, a nawet poprawia sprawność intelektualną. Po papierosie, w przeciwieństwie do alkoholu i narkotyków, można prowadzić samochód. Nie rozszczepia osobowości tak jak kokaina, po której użytkownicy doświadczają skrajnych stanów euforii i mocy, a później upokorzenia i beznadziei. Wszystko to wzmacnia u palaczy wrażenie, że ich używka jest niewinna: ani nie wyrządzi im większej szkody, ani nie jest na tyle silna, by mogła przejąć kontrolę nad życiem. Dopiero gdy zechcą ją rzucić lub ograniczyć – kiedy okaże się, że doprowadziła do niebezpiecznego nadciśnienia, krytycznie zwęziła naczynia krwionośne lub miała swój udział w zainicjowaniu raka – odczują, jak poważny i trwały wywiera na nich wpływ.
Dlatego właśnie według Pawła Sikory najtrudniejsze z punktu widzenia psychoterapeuty w wyleczeniu ofiary nałogu jest to, by zaczęła o nim myśleć inaczej niż dawniej. – Poleciłbym korzystanie ze wsparcia grup samopomocowych, ale akurat dla nikotynistów w Polsce właściwie ich nie ma. Ich brak mogą rekompensować przytomni przyjaciele.
Zastępowanie
Są też alternatywy. Urządzenia do wapowania, czyli wdychania aromatyzowanej pary wodnej. Albo takie, za pomocą których palacz zaciąga się dymem uzyskiwanym z podgrzewanego tytoniu nieuzupełnianego substancjami smolistymi (pierwszym tego typu był IQOS). One w ocenie lekarzy mogą poprawić jakość życia, jeśli ktoś z tradycyjnymi papierosami nie potrafi się rozstać. Kiedy w redakcji POLITYKI odbyła się debata na temat tych mniej szkodliwych wersji papierosów, eksperci nie mieli wątpliwości, że można je uznać za środek wyprowadzający z uzależnienia nałogowych palaczy. Prof. Jarosław Pinkas, główny inspektor sanitarny i zarazem krajowy konsultant w dziedzinie zdrowia publicznego, stwierdził, że uczciwy lekarz, mając przed sobą osobę uzależnioną, powinien jej przynajmniej opowiedzieć o wyrobach, które szkodzą mniej.
Podobna zasada nadal obowiązuje na świecie, mimo że w ostatnim czasie pojawiło się sporo doniesień na temat szkodliwości e-papierosów. W Stanach Zjednoczonych stwierdzono do tej pory osiem zgonów amatorów waporyzacji. Ale co bardziej niepokojące, tylko w tym roku zgłoszono aż 450 przypadków tajemniczej choroby płuc. Wszyscy używali elektronicznych papierosów przez 90 dni przed wystąpieniem objawów. Najpierw były to duszności i bóle w klatce piersiowej, a następnie: kaszel, wymioty, osłabienie, biegunka i gorączka. Symptomy początkowo sugerowały ciężkie zapalenie płuc. Badacze zajmujący się zdrowiem publicznym z Harvardu oraz amerykańskie Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorób (CDC) próbują ustalić, co za tym niepokojącym wzrostem zachorowań stoi: czy to konkretna toksyna lub substancja znajdująca się w składzie e-papierosów, czy to po prostu konsekwencja intensywnego wapowania.
Wielu badaczy przypuszcza – i w sumie byłaby to pocieszająca wiadomość dla milionów zwolenników tej metody palenia – że cały problem wziął się z radosnej inwencji co bardziej pomysłowych użytkowników, którzy do firmowych urządzeń zaczęli dodawać płyny i aromaty wytwarzane domowymi sposobami, a nawet substancje psychoaktywne. U nas o takich praktykach jeszcze na szczęście nie słychać.
Pozostaje jednak pytanie: nawet jeśli e-papierosy oraz podgrzewacze tytoniu w wielu badaniach wypadają pod względem zdrowotnym korzystniej niż tradycyjne papierosy, po co w ogóle wpadać w ten nałóg?