Minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski ma kłopoty. Internetowy serwis informacyjny OKO.press opisał, jak rok temu w ciągu zaledwie sześciu dni wydał on zezwolenie na użycie neonikotynoidów, czyli środków owadobójczych. W 2018 r. Unia Europejska całkowicie zakazała ich stosowania na polach, uzasadniając to potencjalną wysoką szkodliwością dla pszczół i innych owadów zapylających. Ale dopuściła odstępstwa i z tego błyskawicznie skorzystał minister Ardanowski. Tyle że miał przy tym działać wbrew przepisom obowiązującym w Polsce – pisze OKO.press.
Rzecz w tym, że m.in. nie dopuścił organizacji Greenpeace do udziału w postępowaniu dotyczącym wydawania pozwolenia. Minister rolnictwa rzeczywiście poszedł utartą pisowską ścieżką: lekceważenia procedur. Ale druga strona sporu – organizacja Greenpeace – też zagrała nieczysto. Obwinianie Jana Krzysztofa Ardanowskiego o „podpisanie wyroku na pszczoły” czy „przyspieszanie katastrofy ekologicznej” trudno ocenić inaczej niż jako demagogiczne. Czasowe (na 120 dni) i kontrolowane użycie dwóch neonikotynoidów wyłącznie w uprawach rzepaku oraz buraka cukrowego w świetle dostępnej wiedzy naukowej nie stanowi bowiem aż tak poważnego zagrożenia dla pszczół ani dzikich owadów zapylających. Ponadto zezwolenie Ardanowskiego nie jest czymś wyjątkowym: podobne wydało swoim rolnikom 16 innych państw Unii.
Czytaj także: Neonikotynoidy to nie „wyrok na pszczoły”. 6 faktów kontra fake news
Polska nie wyróżnia się też pod względem wysokiej temperatury sporu o neonikotynoidy.