Dr hab. Piotr Rozentryt ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu często wraca do książki „Dywizjon 303” Arkadego Fiedlera, a zwłaszcza do rozdziału „Szare korzenie bujnych kwiatów”. – Ten tytuł kojarzy mi się z naszą pracą – mówi o kardiologach opiekujących się chorymi z niewydolnością serca. Kiedy podczas bitwy o Anglię powietrzne batalie prowadzili piloci, na ziemi walkę z czasem i uszkodzonymi samolotami toczyli mechanicy. I lotnicy, którym przypadały laury, mieli pełną świadomość, że bez wsparcia tych ludzi byłoby im znacznie trudniej.
Kardiochirurg, który będzie przeszczepiał serce, również musi zdawać sobie sprawę, że przed operacją sztab kardiologów długo pracuje na to, aby mogło do niej dojść. Oni wiele tygodni, a w niektórych przypadkach nawet lat, muszą walczyć o utrzymanie chorego z postępującą niewydolnością serca przy życiu.
Nadzieja dla nieruchliwych
Niewydolność serca, która jest jednym z najczęstszych wskazań do transplantacji, na ogół bywa konsekwencją innych chorób: zawału, jakiejś ukrytej wady lub nadciśnienia tętniczego. Sfatygowane serce – czego objawem są: narastająca duszność, obrzęki, łatwe męczenie – nie zapewnia wystarczającego przepływu krwi przez ważne dla życia narządy. – Mimo postępu choroby można ją kontrolować, kiedy pacjent posłusznie stosuje się do rygorów terapii. Ale kiedy lekceważy nasze zalecenia, jego stan zdrowia pogarsza się dużo szybciej – wyjaśnia prof. Mariusz Gąsior, kierownik III Katedry i Oddziału Klinicznego Kardiologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Zabrzu.
Przewlekła niewydolność serca, niestety, nie trwa wiecznie i może przejść w fazę ostrą. Pierwszym sygnałem ostrzegawczym są obrzęki, ponieważ mniej sprawne serce gorzej przepompowuje krew przez organy wewnętrzne i zaczyna ona zalegać w układzie żylnym, co sprzyja przesiąkaniu płynu z krwi do okolicznych tkanek.