Będziesz dbała, by moje ubrania i pranie były w należytym porządku, bym otrzymywał trzy regularne posiłki w moim pokoju. W relacji ze mną nie będziesz spodziewać się żadnej intymności, przestaniesz do mnie mówić, jeśli o to poproszę, niezwłocznie i bez protestu opuścisz moją sypialnię lub gabinet, kiedy tego zażądam”. Tak mniej więcej pewien fizyk, którego nazwisko jest dziś znane bardziej niż coca-cola, przypieczętował kilkanaście lat swojego małżeństwa z Milevą Marić.
Mileva przystała na warunki Alberta i państwo Einsteinowie wkroczyli w fazę separacji, która w 1918 r. zakończyła się rozwodem. On był na krzywej wznoszącej. Wkrótce miał wziąć drugi ślub, tym razem z kuzynką Elsą Löwenthal. A Arthur Eddington miał niedługo potwierdzić doświadczalnie, że Słońce rzeczywiście zakrzywia bieg promieni światła. Rzeczywiście – bo tak sugerowała ogólna teoria względności Einsteina. Jej autor sam stał się masywną gwiazdą – supercelebrytą nauki. Mileva natomiast, już wcześniej osamotniona i podupadła na zdrowiu, osuwała się w towarzyski i emocjonalny niebyt.
Spisane żądania Einsteina odnaleziono w drugiej połowie lat 80. ubiegłego wieku, w jednym z listów wielkiego fizyka. W tamtym czasie samo istnienie jego pierwszej żony było faktem egzystującym poza obszarem świadomości publicznej. To Elsa była znaną żoną Einsteina. Z nią ruszył w słynne tournée po USA. O tym, że Einstein miał z Milevą nie dwoje, ale troje dzieci, i że pierworodnej, urodzonej w 1902 r. Lieserl ojciec się wyparł, nie wiedział w zasadzie nikt. Aż do początku lat 90. Einstein występował (metaforycznie, bo umarł w 1955 r.) w roli dyżurnego pociesznego naukowego misia-geniusza.
Chmury nad Einsteinem zbierały się jednak już od 1969 r., kiedy serbska nauczycielka matematyki i fizyki Desanka Trbuhović-Gjurić napisała pierwszą rewizjonistyczną biografię słynnego uczonego.