W tym roku ptaki z tzw. ciepłych krajów przyleciały do Polski nieco wcześniej. Spodziewany termin o kilka dni wyprzedziły północne gęsi, które w Polsce szykują się do dalszej wędrówki w strefę tajgi i tundry. W całym kraju, zgodnie z kalendarzem, śpiewają skowronki, intensywnie lecą czajki i żurawie. Jak co roku zdarzają się przyloty znacznie przyspieszone, we wschodniej Polsce widywane są już m.in. bociany białe. To awangarda, reszta bocianów przebywa jeszcze w okolicach Bliskiego Wschodu.
Globalne ocieplenie wpływa na ptaki
Przyspieszenie staje się regułą. Z badań opublikowanych właśnie na łamach magazynu „Science” – w zespole autorskim przeważają skandynawscy ornitolodzy – wynika, że przelot wiosenny zaczyna się w Europie i Ameryce Północnej przeciętnie tydzień wcześniej niż w latach 50. XX w. Za zmianę terminów migracji odpowiedzialne ma być, a jakże, globalne ocieplenie. Autorzy stwierdzają, że wyraźniejsze zmiany zauważono w Europie niż w Kanadzie, bo na Starym Kontynencie temperatury podnoszą się szybciej.
Tydzień to średnia, ponieważ różne gatunki – przeanalizowano dane około dwustu – odmiennie reagują na ocieplenie. Najbardziej przyspieszyły te ptaki, które z zimowisk przylatują jako pierwsze. Na przykład łabędzie krzykliwe (zgodnie z nazwą bardziej wokalne od dobrze znanych w Polsce niemych, mają też żółty dziób) przylatują do Finlandii dwa tygodnie wcześniej niż jeszcze w latach 80.
Co ciekawe, znacznie mniejsze przyspieszenie odnotowano u późnych migrantów, czyli ptaków owadożernych. Prawdopodobnie chodzi o to, że są mniej elastyczne. O ile bocian przeżyje krótki nawrót zimy, może postać kilka dni w śniegu o pustym dziobie, to na podobną wpadkę nie mogą sobie pozwolić mali owadożercy. Mają szybki metabolizm i potrzebują dostępu do jedzenia zaraz po przylocie. Dlatego najbardziej zdesperowanych jaskółek wciąż należy oczekiwać dopiero na przełomie marca i kwietnia.
Każdy może wprowadzać dane do internetowych baz
Autorom badania nie udałoby się skorygować kalendarza przylotów w skali kontynentu bez danych dostarczanych przez wolontariuszy, przeważnie amatorów od dziesięcioleci przekazujących swoje obserwacje pracownikom profesjonalnych zakładów badawczych. Przed pojawieniem się internetu był to proces skomplikowany, heroiczny i żmudny, wszystko wysyłano na papierze, ktoś to musiał przepisywać, zniechęcało to i obserwatorów, i tych, którzy mogliby dane przerobić. Siłą rzeczy odpuszczano doniesienia o gatunkach pospolitych, raczej koncentrowano się na rzadkościach i kuriozach. Nie było też choćby pozycjonowania satelitarnego, więc nie wiadomo, gdzie obserwacja dokładnie została poczyniona.
Dziś jest łatwiej. Kto patrzy na ptaki i wie, co widzi, może nawet przez telefon komórkowy wprowadzać swoje obserwacje do internetowych baz. Nie szkodzi, że spotkania są przypadkowe i nieregularne albo dotyczą gatunków pospolitych. Profesjonaliści potrafią powstały w ten sposób urobek tak obrobić, by nabrał naukowego znaczenia. Główną zaletą zbioru jest przede wszystkim duża liczba danych i to, że pochodzą z miejsc, gdzie naukowcy nie zaglądają, np. naszych ogródków.
Efektem, oprócz poważnych analiz, mogą być wizualizacje. Tu widać, kiedy i gdzie widywane są w Europie jaskółki dymówki, a czarne plamy to raczej brak obserwatorów niż ptaków. W Polsce najpopularniejszą taką bazą jest www.ornitho.pl. W 2018 r. wbito do niej ponad 600 tys. obserwacji, a tylko w weekend 9 i 10 marca tego roku – ponad 8 tys. Ornitho ma tę zaletę, że jest częścią systemu europejskiego. Wpisywać też można spotkania innych zwierząt, m.in. ssaków, płazów i gadów.
Co roku myśliwi zabijają 52 mln ptaków
Niestety, rosnąca wiedza o ptasiej reakcji na zmieniające się warunki środowiska (to ważna dla nas wskazówka, bo i my od jego kondycji zależymy) nie jest wykorzystywana. Wciąż europejscy myśliwi zabijają co roku, głównie w porze przelotów, 52 mln ptaków, w tym 1,4 mln turkawek, 1,2 mln przepiórek, blisko milion słonek, 900 tys. skowronków, pół miliona cyraneczek, 200 tys. różnych gatunków bekasów, 100 tys. czajek itd. W różnych europejskich krajach można legalnie polować w sumie na 82 gatunki, przy czym absurd polega na tym, że w jednych krajach zabija się ptaki, które są przedmiotem ochrony w innych. A zabiegi ochronne często spowodowane są drastycznymi i trudnymi do wyjaśnienia spadkami liczebności.
Polowania wpływają też na terminy przylotów. Północne gęsi są jak na ptaki wybitnie inteligentne i dobrze pamiętają, że na Białorusi i w Rosji wiosną się na nie poluje. Dlatego próbują pozostawać na terytorium Unii Europejskiej na tyle długo, by później dystans kilku tysięcy kilometrów na północ pokonać możliwe szybko, ledwie kilkoma susami.
Gęsi żyją długo, nawet po kilkanaście lat, i z doświadczenia wiedzą, kiedy ruszyć, by po drodze na lęgowiska – podczas błyskawicznych postojów na Białorusi i w Rosji – mieć dostęp do niezamarzniętej wody i nieprzykrytych grubą warstwą śniegu roślin. Stąd wniosek, że północne gęsi będą zostawać w Polsce coraz dłużej, dając okazję do podziwiania ich wielotysięcznych, rozgęganych stad i kluczy, jednego z najwspanialszych spektakli wczesnej wiosny.
Czytaj także: Co roku miliony wędrownych ptaków ginie z rąk myśliwych i kłusowników