Jak biolog molekularny naprawia radio? Pisze grant, dostaje pieniądze, kupuje karabin, dużo ostrej amunicji, odbiorniki radiowe, po czym zaczyna do nich strzelać i sprawdza, co i kiedy przestaje działać – opowiada Peter Stadler z uniwersytetu w Lipsku, cytując publikację, którą na łamach szacownego periodyku „Cancer Cell” opublikował kiedyś biolog Yuri Lazebnik.
Stadler, jeden pionierów nauki zwanej bioinformatyką, człowiek o powierzchowności i temperamencie kanonicznego szalonego naukowca i jeden z nielicznych uczonych, którzy skarpetki do sandałów noszą z nonszalanckim szykiem, bardzo lubi analogię z radiem, bo zna problem z własnego doświadczenia. – Tak właśnie wygląda podejście metodologiczne klasycznej biologii molekularnej. Wyłącza się, nokautuje określony gen i sprawdza, co w efekcie przestaje działać, jak należy. A wtedy próbuje się to z powrotem naprawić. Zakłada się, że procesy genetyczne zależą od siebie w prosty, liniowy sposób, że nie ma żadnych interesujących sprzężeń zwrotnych.
Ukończony w 2000 r. projekt poznania ludzkiego genomu był tej filozofii apoteozą. Kilkanaście lat pracy, miliardy wydanych dolarów, tysiące zaangażowanych naukowców – i nadzieja, że spisanie wszystkich liter genomu da Wielką i Wyczerpującą Temat Księgę Życia. Stadler wspomina: – Ludzie byli bardzo optymistyczni. Sądzili, że mają pełną listę części, że zostało parę drobiazgów do sprawdzenia i że zrozumieją wszystko. Stadler myślał tak samo? – Ależ skąd! Nawet w czasach największego entuzjazmu nie wierzyłem w to ani przez sekundę.
Przejście fazowe
Naiwnością było przekonanie, że geny są jak koraliki na sznurku – osobne, o jednoznacznym przeznaczeniu. Genom okazał się dżunglą pełną życia także tam, gdzie wydawała się cicha i martwa.