Trzeba powiedzieć, że rok 2019 w pogodzie zaczął się rekordowo w wielu miejscach na Ziemi. Najpierw Australia z długo trwającymi ekstremalnymi upałami na ogromnym obszarze, a teraz Stany Zjednoczone, gdzie na przykład w Północnej Dakocie, Minesocie i Illinois temperatury spadły do nienotowanych tam minus 40 st. C. W środę szkoły w Chicago zostały zamknięte. W wielu hrabstwach kilku stanów – nawet w Georgii, do której też dotarła fala chłodu i opady śniegu – poza szkołami zamknięto też urzędy. Połowa lotów portu lotniczego Chicago-Midway została odwołana. Są już pierwsze ofiary zamarznięć.
Czytaj więcej: Jak zatrzymać katastrofę klimatyczną
Wiry arktyczne i prądy strumieniowe w czasach globalnego ocieplenia
Powodem tak nagłego i ostrego ataku zimy w środkowych i północnych stanach USA jest niskociśnieniowy wir polarny, który zwykle krąży sobie spokojnie nad Arktyką, ponieważ trzyma go w ryzach tzw. prąd strumieniowy. Prąd strumieniowy z kolei to stały i wąski strumień bardzo szybko przemieszczającego się powietrza z zachodu na wschód, niemal poziomy, pędzący z prędkością ponad 100 km/godz. na wysokości 10–12 km nad powierzchnią ziemi. To wyraźny pierścień stanowiący barierę dla chłodnych mas arktycznych, które nie mogą przedostawać się niżej, na średnie szerokości geograficzne. Istnieją dwa główne prądy strumieniowe w okolicach polarnych obu półkul i dwa mniejsze po obu stronach równika, tzw. międzyzwrotnikowe.
Globalne ocieplenie Ziemi, w tym obszarów okołobiegunowych, szczególnie Arktyki, spowodowało jednak, że różnica ciśnień między Arktyką a niższymi szerokościami zmniejsza się. To z kolei osłabia północny okołobiegunowy prąd strumieniowy, który zamiast być zwartym pierścieniem, zaczyna falować (a nawet mogą się tworzyć w nim luki). I właśnie to falowanie przenosi na południe bardzo zimne masy polarnego wiru arktycznego. Stąd na pograniczu USA i Kanady pojawiło się tak zimne powietrze, które potem może przesuwać się jeszcze dalej na południe.
Czytaj więcej: Skąd ta fala upałów? Nowy, cieplejszy świat
Gigantyczne upały i lodowe powietrze – efekty tego samego procesu
Co ciekawe, gigantyczne upały w Australii i lodowe powietrze w USA są objawami podobnego zjawiska atmosferycznego, które przynosi nagłe zaburzenia pogodowe, w tym ekstremalne wartości temperatury. Oba ukazują zaburzenia w cyrkulacji atmosfery. Normalnie cyrkulacja ta jest cyrkulacją strefową, a więc przebiega mniej więcej tak, jak układają się linie podziału stref klimatycznych – w przybliżeniu zgodnie z liniami równoleżników. Wynika to z obrotu Ziemi i kilku praw rządzących fizyką atmosfery. Wtedy pogoda zachowuje się spokojnie, nie ma nagłych i ekstremalnych zmian. Jednak ocieplenie wywołuje zaburzenia w atmosferycznej cyrkulacji i dochodzi w niej do lokalnych nagłych cyrkulacji południkowych. Te bywają katastrofalne. Dlatego bardzo zimne masy polarnego wiru arktycznego mogą nagle zejść aż do Chicago, podobnie gorące powietrze równikowe, na skutek konwergencji pasatów, nie płynie dalej spokojnie nad równikiem, lecz przesuwa się południkowo, niosąc bardzo wysokie temperatury. Na przykład do Australii. Zmiany klimatyczne Ziemi wpływają przede wszystkim na cyrkulację atmosfery. To jej zaburzenia pieką teraz Australię i mrożą Amerykę.
Nie jest wykluczone, że tegoroczna fala zimna dotrze znad północnego bieguna także i do nas.
Czytaj więcej: Odrobina optymizmu w myśleniu o walce z globalnym ociepleniem