To była burza na globalną skalę. Wywołał ją 19 września 2012 r. francuski biolog molekularny prof. Gilles-Éric Séralini z uniwersytetu w Caen, publikując wraz z siedmioma innymi osobami artykuł w „Food and Chemical Toxicology”. Stwierdzono w nim, że ulepszona za pomocą narzędzi inżynierii genetycznej kukurydza – czyli roślina sklasyfikowana według, m.in. europejskiego, prawa jako organizm GMO – wywołuje u laboratoryjnych szczurów nowotwory.
Światowe media obiegły wówczas lotem błyskawicy przerażające zdjęcia gryzoni z ogromnymi guzami na ciele. W Polsce m.in. dziennik „Fakt” pokazał zdjęcia gryzoni i pisał: „Zgroza! Potwornie, wręcz karykaturalnie zniekształcone ciała szczurów karmionych GMO zaprezentowali francuscy naukowcy. Dyskusja o bezpieczeństwie żywności zmodyfikowanej genetycznie rozgorzała na nowo!”. Francuski tygodnik „Le Nouvel Observateur” na okładce zamieścił zdjęcie kukurydzy i ostrzegał tytułem: „Tak, GMO jest trucizną!”. Stwierdzenie, że wywołuje raka, zostało na internetowych blogach i Twitterze powtórzone ponad półtora miliona razy. Pod wpływem tej wrzawy grupa ekoaktywistów zniszczyła transport soi GMO, która przypłynęła statkiem z drugiej strony Atlantyku do francuskiego portu Lorient.
Nauka wampiryczna
Niepokój zwiększał fakt, że francuscy naukowcy posłużyli się podczas swojego eksperymentu odmianą kukurydzy z cechą NK603, czyli uodpornioną – dzięki skopiowaniu do rośliny genu bakterii – na środek chwastobójczy Roundup (jego substancja czynna to glifosat). Była ona już od dwunastu lat uprawiana na dużą skalę m.in. w USA, Kanadzie i Argentynie. Ponadto od 2004 r. zezwolono na jej import do krajów Unii Europejskiej (przede wszystkim jako dodatek do pasz).