ASF, czyli afrykański pomór świń, to choroba wywoływana przez wirusa DNA należącego do rodzaju Asfivirus, którego jest jedynym znanym przedstawicielem. Wbrew pozorom to nie dzik zwyczajny jest jego pierwotnym rezerwuarem. Jest on przenoszony pomiędzy występującymi we wschodniej i południowej Afryce kleszczami Ornithodoros moubata, które pasożytują na skórze guźca zwyczajnego. Zainfekowana wirusem krew guźca jest wektorem, choć zwierzęta te w zasadzie nie wykazują klinicznych objawów choroby. Podobnie sprawa ma się z występującymi w Afryce dzikaczami leśnymi i dzikanami.
Historia afrykańskiego pomoru świń
Pierwszy raz o ASF świat usłyszał w 1921 r., kiedy w Kenii opisano chorobę prowadzącą do masowej śmierci sprowadzonej z Europy trzody chlewnej. Świnie, w przeciwieństwie do afrykańskich guźców, są nieodporne na działanie wirusa ASF. Na przestrzeni kolejnych dekad epidemie ASF wybuchały w innych subsaharyjskich krajach. Przypuszcza się, że za pierwotną transmisję wirusa ASF ze środowiska naturalnego odpowiedzialne były stadia młodociane (nimfy) wspomnianego kleszcza. Nie było to szczególnie trudne, skoro w niektórych gospodarstwach pozwalano dzikim guźcom korzystać z paszy i wody przeznaczonej dla świń.
Od tego momentu to świnie domowe i transmisje pomiędzy nimi stały się głównym źródłem ASF w krajach afrykańskich. Ostra faza tej choroby charakteryzuje się bardzo wysokim poziomem wiremii – cząstki wirusa licznie występują w odchodach, moczu, ślinie i krwi. Nic więc dziwnego, że bez zachowania najwyższych standardów bezpieczeństwa będzie się on rozprzestrzeniał pomiędzy hodowanymi zwierzętami niezwykle szybko. Poza tym wirus ASF może przetrwać bardzo długo zarówno w świeżym, jak i zamrożonym mięsie. Świnie mogą się nim zarażać, zjadając także niedogotowane mięso pochodzące od zainfekowanych osobników. Na domiar złego wesz świńska oraz niektóre żywiące się krwią muchy, takie jak bolimuszka kleparka, mogą przyczyniać się do szybkiego roznoszenia wirusa ASF w dużych hodowlach.
Wygrana wojna z ASF w Portugalii i Hiszpanii
W Europie ASF pojawił się po raz pierwszy pod Lizboną w 1957 r., powodując niemal 100-procentową śmiertelność trzody chlewnej. Potem nastąpiła trzyletnia cisza epidemiologiczna, by w 1960 r. zaatakować ponownie świnie domowe. Od tego czasu ASF rozprzestrzeniał się gwałtownie na obszarze całego Półwyspu Iberyjskiego. Rezerwuarem wirusa stał się kleszcz Carios erraticus. Redukcja populacji dzika okazała się nieskuteczną metodą eliminacji ASF. Rezultat zaczęła przynosić dopiero konsekwentna eliminacja wszystkich zagrożonych chorobą osobników świń i rygorystyczna bioasekuracja w gospodarstwach hodowlanych. W międzyczasie ASF wśród dzików przyjmował coraz mniej inwazyjną formę. W 1994 r. wygrano wojnę z ASF w Portugalii (pojedyncze ognisko odnotowano jeszcze w 1999 r.), a rok później w Hiszpanii. W międzyczasie na skutek dystrybucji zakażonego mięsa choroba pojawiała się również w innych krajach śródziemnomorskich, gdzie również ostatecznie ograniczono jej dalsze rozprzestrzenianie. Oprócz Sardynii, gdzie ASF występuje od 1978 r. Winny temu nie jest wcale wspomniany wyżej kleszcz C. erraticus, tylko tradycyjne wypasanie świń w miejscach, gdzie mogą przebywać dziki.
Epidemia ASF z Kaukazu
Do Polski epidemia ASF dotarła przez Rosję i Białoruś z Gruzji i Armenii, gdzie pierwsze przypadki choroby odnotowano w 2007 r. Źródłem zakażenia było nielegalnie importowane ze wschodniej Afryki lub Madagaskaru zamrożone lub przetworzone mięso, które było zakażone ASF, bądź zlewki kuchenne z międzykontynentalnego statku. Pierwszy przypadek ASF u świń w Polsce wystąpił w lutym 2014 r. W 2015 r. odnotowano ich 44, w zeszłym roku ponad 3 tysiące. Dla powstrzymania dalszej ekspansji wirusa potrzebne są zorganizowane działania, czyli przede wszystkim rygorystycznie stosowana bioasekuracja w hodowli trzody chlewnej.
Bioasekuracja, czyli co?
Bioasekuracja polega m.in. na zabezpieczeniu gospodarstw odpowiednim ogrodzeniem, kontrolowaniu wstępu osób z zewnątrz, stosowaniu odzieży ochronnej, eliminacji gryzoni i uniemożliwieniu im wejścia do wnętrza chlewni oraz prowadzeniu okresowych dezynsekcji. Równie ważne jest zabezpieczenie chlewni przed zwierzętami domowymi i utrzymywanie świń w systemie zamkniętym, przestrzeganie zasad transportu, zapewnienie, by personel pracujący w chlewni nie miał kontaktu z innymi grupami trzody chlewnej. Nie wolno też karmić zwierząt paszami niewiadomego pochodzenia i produktami pochodzenia zwierzęcego. Jak wskazują eksperci z Państwowego Instytutu Weterynarii w Puławach, wszystkie nowe ogniska zarażenia wirusem trzody chlewnej w Polsce są wynikiem zaniedbań ze strony człowieka.
Czytaj także: Prof. Andrzej Elżanowski o dotychczasowej absurdalnej walce z ASF
Bioasekuracja w Polsce zaniedbana na wielu poziomach
Jak wykazał raport Najwyższej Izby Kontroli, ponad 70 proc. objętych kontrolą gospodarstw nie posiadało niezbędnych zabezpieczeń. Wiele z nich to gospodarstwa małe, które nie mogły finansowo pozwolić sobie na wdrożenie programu bioasekuracji, którego średni koszt oszacowano na 33 tys. zł. Jak stwierdzono w raporcie: „właścicielom gospodarstw, w ramach programu, umożliwiono dobrowolną rezygnację z utrzymywania świń i zapewniono za to rekompensaty przez okres trzech lat. Wystarczyło, że złożyli oni oświadczenia o niespełnianiu wymogów właściwego zabezpieczenia gospodarstwa. Jednak niewielu posiadaczy świń skorzystało z tej możliwości”. Co gorsza, według NIK w wielu przypadkach reagowano za późno. Mimo że ASF występował u dzików w kolejnych regionach, decyzję o wdrożeniu programu bioasekuracji w gminach województwa podlaskiego, mazowieckiego i lubelskiego podjęto dopiero... w roku następnym. Według analizy NIK nadzór Głównego Lekarza Weterynarii nad realizacją tego programu był nieskuteczny. Raport NIK ukazał się w sierpniu 2018 r. i co ciekawe, przeszedł bez większego medialnego echa – w przeciwieństwie do opublikowanego niedawno podsumowania dotyczącego dodatków do żywności.
Więcej: Weterynarze mają dość. Ani kilogram szynki nie wyjedzie za granicę?
Skuteczne zarządzanie ASF w Czechach
A przecież rozprzestrzenianie się ASF u świń można było opanować, gdyby działano natychmiast w sposób przemyślany. Dowodem na to jest przykład Czech. W czerwcu 2017 r. w powiecie Zlin odnotowano ognisko choroby u dzików. Decyzją władz ogrodzono elektrycznie i zapachowo obszar wysokiego ryzyka, na terenie którego znalazły się gospodarstwa rolne, w tym także przemysłowa ferma świń. Następnie przeprowadzono odstrzał dzików. Zajęli się tym przeszkoleni snajperzy wyposażeni w noktowizory, działający pojedynczo, w nocy, by nie rozproszyć populacji. Wprowadzona jednocześnie bioasekuracja w gospodarstwach przyniosła rezultat – do dziś nie odnotowano w Czechach ani jednego przypadku przeniesienia wirusa ASF na świnie. Przez pół roku nie stwierdzano również zachorowania u dzików. Dopiero na początku 2019 r. zidentyfikowano poza strefą wysokiego ryzyka kilka martwych osobników z ASF. To kolejny dowód na to, że działania ochrony trzody chlewnej powinny być ukierunkowane na program bezwzględnej bioasekuracji w miejscach hodowli, a nie na – choćby najbardziej przemyślany – odstrzał dzikiej zwierzyny.
Wirus ASF nie jest patogenny dla ludzi. Człowiek jest jego wektorem
Historia ASF dobitnie pokazuje, że za infekcje świń wirusem odpowiada człowiek i jego działalność. Niewystarczające kontrole stanu zdrowia trzody chlewnej i importowanych produktów wieprzowych, brak odpowiednich zabezpieczeń w gospodarstwach, karmienie zwierząt tzw. zlewkami, kupowanie warchlaków z niewiadomych źródeł, zakopywanie martwych świń w okolicy chlewni i opieszałość we wprowadzaniu programu bioasekuracji. Jeżeli mamy sobie poradzić z chorobą, musimy zacząć od siebie. Jak zaznaczył w swoich wystąpieniach prof. Zygmunt Pejsak, specjalista chorób świń, rygorystyczna i konsekwentna bioasekuracja jest obecnie jedynym sprawdzonym sposobem ochrony stad świń przed ASF. Wdrożona na szeroką skalę z pomocą finansową ze strony państwa. Gospodarstwa, które nie chcą jej stosować, powinny zrezygnować z hodowli trzody chlewnej i otrzymać rekompensaty pozwalające na przekwalifikowanie działalności – dla małych gospodarstw to oczywiście cios, ale w przeciwnym razie możliwe, że prędzej czy później zada go i tak ASF.
Czytaj także: Minister rolnictwa zachęca do odstrzałów, ASF idzie dalej
Masowane polowania na dzika przyczyniają się do rozniesienia wirusa
Szereg badaczy podkreśla, że zmasowane polowania na dzika, prowadzone grupowo, z naganką, bez selekcji osobników, na nieogrodzonych obszarach mogą doprowadzić do dalszego rozprzestrzeniania się wirusa w Polsce, bo przepłoszone zwierzęta potrafią przemieszczać się na duży dystans, wirus może być obecny w pozostających w środowisku resztkach po wypatroszeniu i może być roznoszony dalej przez psy myśliwskie czy na butach i autach myśliwych.
Czytaj także: Ministerstwo Środowiska pod presją rolników chce wybić wszystkie dziki
W krwi pozostawionej na glebie wirus może przetrwać ok. 80 dni. Warto zauważyć, że tylko w 2018 r. odnotowano więcej przypadków ASF u dzików niż w ciągu ostatnich 3 lat. Innymi słowy, choroba w środowisku się rozprzestrzenia. Póki co nie ma dowodów, że występujące w Europie Centralnej kleszcze mogą być efektywnym wektorem wirusa – dziki prawdopodobnie zarażają przez kontakt z ekskrementami zarażonych zwierząt, w których wirus przeżywa do kilkunastu dni, oraz ze zwłokami padłych zwierząt, w których może przetrwać nawet do 4 miesięcy. Przy jednoczesnym niedopilnowaniu norm sanitarnych w gospodarstwach trzody chlewnej skutek odstrzału dzików może być odwrotny od zamierzonego. Zgodnie z rekomendacjami Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności należy również zaniechać dokarmiania dzików. Argument, że Niemcy również prowadzą intensywny odstrzał dzika, nijak się ma do sytuacji w Polsce, bo za zachodnią granicą nie stwierdzono u tych zwierząt przypadków zachorowania na ASF. Nie ma więc mowy, że polowania te będą stanowić wektor wirusa.
Czytaj więcej: Czy protesty przeciw rzezi dzików mają dla PiS znaczenie?
Rozwiązanie docelowe: szczepionka przeciw ASF
Wirus ASF jest skomplikowany – jego DNA koduje od 150 do 200 białek, z czego ok. 50 ma znaczenie strukturalne. Opracowanie szczepionki nie jest więc łatwe, ale obecnie trwają nad nią prace. Wiadomo już, że szczepienia zawierające inaktywowanego wirusa (tzw. szczepionki zabite) nie są skuteczne, zaawansowane prace skupiają się więc na opracowaniu żywej szczepionki zawierającej wirusy atenuowane (pozbawione właściwości chorobotwórczych). Opracowany do tej pory prototyp szczepionki chronił świnie zainfekowane eksperymentalnie wirusem ASF, przynajmniej w taki sposób, że zwierzęta nie umierały. Wciąż jednak potrzebne są dalsze badania, zanim w ogóle będzie mowa o jej komercjalizacji. Niewątpliwie rozwiązałby on w dużej mierze problem – również dzików. ASF to także kolejny – z wielu innych – powód, by inwestować w produkcję mięsa w warunkach in vitro, w których cały proces z założenia wymaga bezwzględnego przestrzegania norm higieny.
Na ten moment zarządzanie kryzysem związanym z ASF w Polsce powinno wykorzystywać doświadczenie zdobyte niegdyś w Portugalii i Hiszpanii oraz niedawno w Czechach. Przecież chodzi o to, by naprawdę pomóc rolnikom, prawda?