W grudniu 2015 r. w Paryżu niemal 200 państw zobowiązało się do ograniczenia emisji dwutlenku węgla, tak aby globalne ocieplenie nie przekroczyło 2, a „w miarę możliwości” 1,5 st. Już w trakcie paryskiej konferencji wiadomo było, że scenariusz „business as usual”, czyli brak ograniczenia emisji, doprowadzi do ocieplenia o niemal 3 st. To byłoby dla ludzkości i przyrody katastrofą.
Dziś Międzyrządowy Panel ds. Zmian Klimatu (IPCC) przy ONZ opublikował raport powstały na prośbę 195 państw, które podpisały porozumienie. Podpisało się pod nim 91 naukowców z 40 krajów, którzy przeanalizowali ponad 6 tys. naukowych badań dotyczących globalnego ocieplenia. Wnioski z raportu są niewesołe. Mamy 12 lat, żeby zatrzymać globalne ocieplenie na poziomie 1,5 st. (względem epoki przedprzemysłowej, czyli drugiej połowy XIX wieku, odkąd zaczęliśmy emitować dwutlenek węgla na masową skalę). Potem będzie to już niemożliwe, temperaturę będzie można zatrzymać na poziomie 2 st. więcej – a koszty takiego ocieplenia będą dużo wyższe.
Czytaj także: Połowę Ziemi powinniśmy zamienić w rezerwat
Zabójcze pół stopnia Celsjusza
Można by machnąć ręką i stwierdzić, że skoro i tak już podgrzaliśmy Ziemię o 1 st., to różnica, czy podniesiemy średnie temperatury na globie o dodatkowe pół stopnia, czy o cały, będzie niewielka. Niestety, jest wręcz przeciwnie, co – jak sami przyznają – zdziwiło nawet autorów raportu. Na przykład przy średnim wzroście temperatur o 1,5 st. liczba ludzi narażonych na skutki braku wody będzie o połowę niższa niż przy ociepleniu o 2 st. Brak żywności wywołany suszami dotknie setki milionów mniej, stracimy o połowę mniej ryb w oceanach.
Czytaj także: Może przygrzać. Czeka nas bój o klimat
Jeśli dopuścimy do ocieplenia o 2 st., liczba upalnych dni, jakich doświadczyła tego lata praktycznie cała półkula północna, będzie dużo większa, co przełoży się na znacznie wyższą liczbę zgonów i pożarów lasów. Poziom mórz wzrośnie o dodatkowe 10 cm, co z pozoru wydaje się wzrostem niewielkim, ale zagrozi zalaniem terenów, które zamieszkują dziesiątki milionów ludzi na świecie. Ale dodatkowe pół stopnia najbardziej zagrozi przyrodzie – sprawi, że zniknie połowa siedlisk zapylających owadów, ostanie się zaledwie jedna setna raf koralowych.
Najlepiej jednak różnicę pół stopnia ilustruje to, że przy ociepleniu o 1,5 st. lata bez pokrywy lodowej w Arktyce będą zdarzać się co lat sto, zaś przy ociepleniu o 2 st. – co dekadę. Ma to niebagatelny wpływ na pogodę w Europie, tegoroczne upalne lato zawdzięczamy właśnie ciepłej Arktyce, która wpływa na przebieg prądu strumieniowego i blokuje cyrkulację strefową, czyli chłodne powietrze znad Atlantyku.
Czytaj także: Polinezyjczycy szykują się na globalne ocieplenie – i budują nową Atlantydę
Potrzebne działania i zmiany bez precedensu
Ograniczenie ocieplenia o 1,5 st. wymaga jednak, przyznają autorzy raportu, wielkich wyrzeczeń. Emisję dwutlenku węgla musielibyśmy ograniczyć o niemal połowę (45 proc.) do 2030 r., a do roku 2050 powinna spaść do zera. Oznacza to, że albo powinniśmy całkowicie zrezygnować ze spalania paliw kopalnych, albo pochłaniać dwutlenek węgla z atmosfery. I, choć takie technologie opracowywano od lat i od niedawna są już dostępne, do ich stosowana na masową skalę jest jeszcze daleko. Autorzy raportu przyznają, że realizacja postanowień z Paryża na bezpieczniejszym, niższym o pół stopnia poziomie średnich temperatur, wymagać będzie „zmian, które w historii ludzkości nie mają precedensu”.
Raport, choć brzmi alarmująco, jest jednak dość zachowawczy. Nie dotyka kwestii masowych migracji, jakie zmiany klimatu (głównie susze) spowodują. Nie rozważa też ewentualności dodatniego sprzężenia zwrotnego – przekroczenie pewnej granicy temperatury może uruchomić procesy, które sprawią, że wzrost temperatur będzie dużo wyższy niż prognozowany na podstawie samych emisji dwutlenku węgla przez ludzkość.
Węgiel powinien zostać pod ziemią
Niemal jedną trzecią dwutlenku węgla emitowanego przez ludzkość wysyłają w powietrze Chiny (29 proc.), Stany Zjednoczone blisko 15 proc., Unia Europejska 10 proc., zaś Indie 7 proc., łącznie więc emitują prawie dwie trzecie tego, co cała ludzkość. Za większość tych emisji odpowiada spalanie węgla w elektrowniach. Raport nie pozostawia złudzeń – do połowy tego wieku węgiel powinniśmy pozostawić pod ziemią.
Czytaj także: Donalda Trumpa niebezpieczna wojna z klimatem
Globalne ocieplenie w Polsce
Jeśli w Polsce, kraju o dość umiarkowanym klimacie, sądzimy, że globalne ocieplenie może tylko poprawić pogodę, bardzo się mylimy. Przypadkiem publikacja raportu ONZ zbiega się w czasie z powstaniem polskiego dokumentu o zmianach klimatu powstałego dla Ministerstwa Środowiska. W ponadstustronicowym dokumencie autorzy wymieniają skutki globalnego ocieplenia w Polsce. Wnioski są niewesołe.
Polsce zagraża pustynnienie (na przykład w województwie łódzkim zagrożone nim jest aż 90 proc. powierzchni), brak opadów będzie coraz częstszym problemem dla rolnictwa. Coraz rzadsze, ale coraz bardziej ulewne deszcze będą powodować podtopienia i powodzie. Silne wiatry, także trąby powietrzne, niekorzystnie wpłyną na rolnictwo, budownictwo, energetykę i transport, wymuszając zmiany w projektowaniu infrastruktury i podwyższając jej koszt. Usuwanie skutków gwałtownych zjawisk pogodowych będzie kosztować nas setki milionów złotych.
Szczyt klimatyczny ONZ 2018 w Katowicach
Polska będzie gospodarzem 24. sesji Konferencji Stron Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych (UNFCCC) w sprawie zmian klimatu (COP24), która odbędzie się w Katowicach. Niezmiernie ciężko będzie nam przekonać świat, że polityka klimatyczna rządu, opierająca się na spalaniu węgla i inwestowaniu w węglowe elektrownie, może mieć jakiekolwiek dobre skutki. O rezygnacji ze spalania węgla – które, jak sugeruje raport ONZ, do połowy wieku powinniśmy zarzucić – w Polsce nikt nie wspomina.