Czy mamy wystarczająco dużo pieniędzy na leczenie raka? Z różnych stron płyną sprzeczne sygnały. – Los chorego zależy od tego, do jakiego trafi ośrodka – mówi prof. Wiesław Jędrzejczak, krajowy konsultant w dziedzinie hematologii. Są oddziały, którym wiedzie się lepiej i stać je na najdroższe kuracje, a są takie, którym Narodowy Fundusz Zdrowia nie płaci za nadwykonania, więc spirala zadłużenia jest tak rozkręcona, iż nie ma za co sfinansować podstawowych badań.
Dr hab. Stanisław Góźdź, dyrektor Świętokrzyskiego Centrum Onkologii: – Wiele zabiegów jest niedoszacowanych: w chirurgii głowy i szyi koszty operacji są o 5–9 tys. zł wyższe, niż płaci za nie NFZ, przy wycięciu guzów jąder różnica wynosi 4 tys. zł, a przy niektórych zabiegach ginekologicznych nawet 14 tys. zł.
W regionalnych ośrodkach onkologicznych strata finansowa za pierwsze cztery miesiące tego roku przekroczyła 280 mln zł, z czego niezapłacone faktury za leki wynoszą 60 mln. W warszawskim Instytucie Centrum Onkologii, choć podlega on bezpośrednio Ministerstwu Zdrowia, sytuacja wcale nie jest lepsza. Jak alarmuje dyrektor prof. Jan Walewski, NFZ za nadwykonania w latach 2012–16 winien jest szpitalowi 50 mln zł. – Aby zasypać tę dziurę, powinienem zwolnić jedną piątą personelu i przestać wykonywać niedochodowe zabiegi. A jedynym opłacalnym, przynajmniej w mojej specjalności, jest autoprzeszczep szpiku. Czy mam ograniczyć działalność kliniki do wykonywania samych autoprzeszczepów?
Są też sukcesy
Na szczęście we współczesnej hematologii jest dużo więcej możliwości leczenia, które można zaoferować chorym. Szkoda tylko, że ich wycena nie przystaje do realnych kosztów. Co ciekawe – jak wynika z analiz prof. Magdaleny Bielskiej-Lasoty z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH – akurat wskaźniki wyleczalności z nowotworów krwi osiągnęły w Polsce poziom porównywalny z innymi krajami Europy, więc mimo mizerii finansowej lekarze pomagają chorym, jak tylko się da.
Niezła sytuacja panuje również w onkologii dziecięcej, co zdaniem prof. Piotra Czauderny z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego jest zasługą koordynacji opieki między różnymi ośrodkami. – Dziecko z podejrzeniem raka szybko trafia z podstawowej opieki zdrowotnej do specjalistycznej placówki, gdzie posługujemy się standardami jasno precyzującymi, jakie działania należy podjąć – mówi prof. Czauderna.
W przypadku chorób nowotworowych u dorosłych, np. z rakiem piersi, płuca czy prostaty, droga do rozpoczęcia terapii nie jest ani dla wszystkich jednakowa, ani tak prosta. Wbrew obietnicom nie zmieniło tego wprowadzenie pakietu onkologicznego, czego niedawno dowiodła w swoim raporcie Najwyższa Izba Kontroli. – Więcej dobrego zrobił Narodowy Program Zwalczania Chorób Nowotworowych, który wdrożono w 2006 r. – mówi dr Joanna Didkowska, kierująca Zakładem Epidemiologii i Prewencji Nowotworów w stołecznym Centrum Onkologii. – Od tamtej pory wskaźnik przeżywalności przy raku jelita grubego u mężczyzn wzrósł o 6 proc., a wśród kobiet o 8 proc.
– To spory sukces. Przy obecnych nakładach lepiej być nie może – podkreśla prof. Magdalena Bielska-Lasota. Akurat rak jelita grubego, na którego w Polsce zapada teraz 18 tys. osób rocznie, a według szacunków za 30 lat liczba ta może się podwoić, jest dobrym przykładem, jak powinniśmy sobie radzić z chorobami nowotworowymi. Spodziewany przyrost zachorowań nastąpi bowiem nie z powodu jakiegoś kataklizmu ani nagłego pogorszenia stanu zdrowia, lecz jest wieloletnią konsekwencją stylu życia oraz naturalnego starzenia się społeczeństwa.
Na szczęście są metody, by wcześnie zapobiec rozwojowi tego nowotworu, a Polska wyrosła na wzór kraju, który w tym zakresie wypracował standard powielany na całym świecie. Ekspertem w tej dziedzinie jest prof. Jarosław Reguła, kierownik Kliniki Gastroenterologii Onkologicznej z warszawskiego Centrum Onkologii: – Aż 9 tys. Polaków udało się uchronić przed rakiem jelita grubego w ostatnich 15 latach dzięki kolonoskopii, czyli badaniom wziernikowania jelita.
Kolonoskopia pozwala wykryć i natychmiast usunąć polipy, które mogą się przekształcić w złośliwy nowotwór. Jest szczególnie polecana u osób powyżej 50–55 lat, gdyż w tej grupie wiekowej u 25 proc. badanych stwierdza się polipy, a 5 proc. jest zagrożonych rozwojem nowotworu. W przeciwieństwie do wielu innych badania profilaktyczne w tym przypadku są opłacalne i przynoszą wymierną korzyść. Biologia raka jelita grubego sprzyja wczesnej diagnozie: nowotwór rozwija się powoli, najczęściej kilkanaście lat, a kiedy uda się znaleźć i usunąć polipa, szanse na wyleczenie są ogromne.
W tym roku lekarze będą chcieli przebadać 600 tys. osób, ale ważna jest nie tylko ilość, lecz również jakość – okazuje się bowiem, że ryzyko zachorowania na raka po kolonoskopii jest prawie bliskie zeru, gdy badanie wykona lekarz o odpowiednich kwalifikacjach, ale 10 razy wyższe, gdy przeprowadzi je lekarz bez doświadczenia. Wdrożony w Polsce przez zespół prof. Reguły program poprawy wskaźników jakości kolonoskopii przesiewowej, wyjątkowy na skalę międzynarodową, przyczynił się do wyrównania tych różnic i podniósł umiejętności praktyczne lekarzy.
Byłoby dobrze, gdybyśmy, radując się tym sukcesem, nie zaprzepaszczali szansy na skuteczne leczenie, kiedy mimo wszystko dojdzie do rozwoju raka. – Dostęp do leków stosowanych we wczesnych stadiach tej choroby jest w Polsce spory – przyznaje dr Wojciech Rogowski ze szpitala Magodent w Warszawie. Ale już w gorszej sytuacji są chorzy z przerzutami, ponieważ najnowsze specyfiki, po które warto sięgnąć, gdy zawiodą wcześniejsze opcje leczenia, są wciąż nierefundowane, więc pacjenta musi być stać na miesięczną kurację kosztującą 13–20 tys. zł. – Jeśli nie ma innego wyboru, można powtórzyć schemat stosowany na początku choroby – uzupełnia dr Rogowski. – Jednak skuteczność takiej terapii nie jest udowodniona, a z naszych obserwacji wynika, że jest ona niewielka.
Nadzieję dają dwa leki, zalecane od niedawna przy raku jelita grubego z przerzutami: regorafenib oraz preparat będący połączeniem dwóch substancji czynnych – triflurydyny z tipiracylem. Sama triflurydyna to pochodna starego chemioterapeutyku z lat 50., która szybko się rozkłada w organizmie i stąd jej skuteczność była mizerna. Ale w powiązaniu z tipiracylem daje dużo lepsze wyniki – czas przeżycia wydłużył się w badaniach do 30 miesięcy, co przy zaawansowanym etapie choroby jest bardzo dobrym wynikiem.
– Przykro to mówić, ale z moich rozmów w Ministerstwie Zdrowia wynika, że braku dostępu i refundacji wielu leków nie postrzega się tam jako problemu – zauważa Wojciech Wiśniewski, rzecznik Fundacji Onkologicznej Alivia. – A my oczekujemy od resortu jednego: strategii. Aby była wytyczona ścieżka dojścia do jakiegoś celu, czyli np. zapewnienia kuracji zgodnej z wiedzą naukową w ciągu najdalej kilku lat.
Zdaniem Wiśniewskiego władze resortu dzisiaj takiej wizji nie mają, a decyzje związane z onkologią przypominają raczej doraźne gaszenie pożarów. Specjaliści regularnie przedstawiają najświeższe wytyczne dotyczące właściwego leczenia tej czy innej postaci raka, a minister bierze pod uwagę tylko to, co wydaje mu się najtańsze. – Spośród analizowanych przez nas 19 chorób nowotworowych tylko pacjentki z rakiem jajnika mogą być pewne, że otrzymają dostęp do farmakoterapii zgodnej z obecną wiedzą medyczną – mówi Wiśniewski. – Ponad połowa leków onkologicznych, dopuszczonych do obrotu przez ostatnich 13 lat i zalecanych przez międzynarodowe gremia naukowe, nie jest w ogóle w Polsce refundowana.
Nie tylko pieniądze
Ale z drugiej strony leki to przecież nie wszystko. Terapia onkologiczna jest dużo bardziej złożona, sam dostęp do preparatów nawet z najwyższej półki nie poprawi komfortu życia, jaki trzeba choremu zapewnić przez wiele lat.
Wiesława Adamiec, która jest prezeską Fundacji Carita „Żyć ze szpiczakiem”, na własnej skórze doświadczyła losu pacjentki z rakiem w przeciętnym szpitalu powiatowym, do którego trafiła z 40-stopniową gorączką: – Lekarze wiedzieli, na co się leczę, ale mimo to na zapalenie płuc podawali mi antybiotyki, których przy szpiczaku otrzymywać nie powinnam.
To niejedyny przykład ignorancji, a może braku wiedzy. – Lekarze innych specjalności mają luki w wiedzy onkologicznej, a co gorsza nie chcą zasięgać opinii u onkologów, uważając, że jeśli chory z rakiem trafia w ich ręce, to leczenie onkologiczne musi zejść na dalszy plan – dzieli się swoimi spostrzeżeniami Wiesława Adamiec. – A przecież choroba nowotworowa wymaga innego podejścia, często bardziej wyrafinowanych leków! Kilkoro podopiecznych naszej fundacji zmarło w ostatnim czasie po pobycie w szpitalach powiatowych.
Ta olbrzymia przepaść między ośrodkami onkologicznymi a podstawową opieką zdrowotną i placówkami powiatowymi zauważana jest nie tylko przez chorych. Prof. Wiesław Jędrzejczak nazywa hematologię wypustką geriatrii, ponieważ nowotwory krwi również bywają najczęstsze wśród osób starszych – a dokąd trafiają u nas wiekowi pacjenci, na ogół już z wieloma chorobami, jak nie na klasyczne oddziały internistyczne? A tam onkologów czy hematologów brakuje. – Pakiet onkologiczny wyeliminował internistów, choć to oni w większości muszą zajmować się rozpoznawaniem chorób nowotworowych – twierdzi prof. Jędrzejczak.
Dr hab. Adam Maciejczyk, dyrektor Dolnośląskiego Centrum Onkologii, wziął na siebie trud zorganizowania sieci regionalnych ośrodków onkologicznych, które w całej Polsce koordynowałyby opiekę nad chorymi na raka. – Tu chodzi nie tylko o leczenie, lecz także o opiekę nad półmilionową armią pacjentów – podkreśla doc. Maciejczyk. W skład sieci wchodzi 20 szpitali onkologicznych, które gotowe są do bliższej współpracy z mniejszymi placówkami w zakresie badań profilaktycznych, leczenia, ale też rehabilitacji chorych. – Na Dolnym Śląsku utworzyłem filie radioterapii przy szpitalach, które wcześniej oferowały samą chemioterapię. Dzięki temu pacjent z Jeleniej Góry nie musi jechać do Wrocławia, otrzymuje te same zabiegi w swoim mieście na identycznym poziomie.
Ale poza dobrymi przykładami są też złe. – Sporo szpitali ma ambicje, by zajmować się onkologią, choć nie ma do tego ludzi – mówi Adam Maciejczyk. – W moim regionie 57 placówek podpisało kontrakty na chirurgię onkologiczną, choć nie zatrudniono w nich chirurgów. Być może jeździli od szpitala do szpitala na operacje, ale to nie ma nic wspólnego z opieką onkologiczną!
Równy dostęp do najwyższego poziomu usług pozostaje w Polsce, jak widać, mrzonką. I trudno się spodziewać, że łatwo będzie zmienić ten stan rzeczy bez pieniędzy, licząc jedynie na cierpliwość pacjentów i dokładając lekarzom obowiązków. Według prognoz zachorowalność na nowotwory ma wzrosnąć w ciągu najbliższych 30 lat ze 160 do 250 tys. rocznie. Musimy już dziś zacząć budować system, który da chorym szansę na godne życie.
***
O medycynie przyszłości będzie można przeczytać w najnowszym „Niezbędniku Inteligenta” – w sprzedaży od środy 4 października oraz w wersjach cyfrowych od wtorku 3 października.