Polska nauka cierpi na głód sukcesu, napisali profesorowie Dariusz Jemielniak i Andrzej Rychard (POLITYKA 23). Zaproponowali powołanie elitarnej uczelni wykorzystującej kadry i dorobek Polskiej Akademii Nauk, sugerując, że dzięki temu głód ów będzie można zaspokoić. Owszem, realizacja ich propozycji może nieco podnieść pozycję polskiej uczelni w rankingach akademickich. Jednak takie „enklawowe” podejście raczej nie rozwiązuje problemu.
Skoncentruję się na naukach społeczno-ekonomicznych; swego czasu przedstawiłem krytyczny ich obraz, zamieszczając w POLITYCE (36/12) artykuł pod jasnym tytułem „Reprodukcja miernoty”. Wskazywałem w nim na spychanie na peryferie tych dyscyplin w skali nie tylko świata, ale nawet w skali kraju. Dokonując ocen wniosków habilitacyjnych i profesorskich, bardzo często zapoznaję się z dorobkiem o zasięgu regionalnym, publikowanym głównie w „Zeszytach naukowych uczelni takiej-a-takiej”, a nawet lokalnym. Rzadko kiedy kandydat(ka) na samodzielnego pracownika nauki uczestniczy w projektach międzynarodowych, z reguły nie jeździ na międzynarodowe konferencje, nie ma publikacji zagranicznych. Indeksy cytowań tych kandydatów(tek) często nie przekraczają wartości 5 (co nie jest dziwne, bo wśród członków PAN są i tacy z indeksami cytowań równymi 2 lub 3). Kandydatów reprezentujących przyzwoity poziom naukowy jest naprawdę mniejszość, dominuje średniactwo i beznadzieja.