Donald Trump chce na Marsa. NASA mu to umożliwi
Trump chce na Marsa, Chińczycy chcą na Marsa, Rosjanie chcą na Marsa. Po co?
We wtorek, 21 marca, prezydent Trump podpisał budżet agencji NASA na rok 2017. NASA wciąż pozostaje największą – i najbogatszą – instytucją naukową świata.
Budżet NASA na 2017 rok (ten rok zaczyna się w NASA od października poprzedniego roku) wyniesie 19,5 miliarda dol. To sporo i w NASA z pewnością wszyscy są zadowoleni. Jednocześnie w budżecie tym za priorytet uznano prowadzenie wszelkich prac, które mają doprowadzić do naukowo-odkrywczej załogowej wyprawy na Marsa – do 2033 r.
Ambitny plan i nie wiadomo dzisiaj, czy możliwy do zrealizowania. Co ciekawe, podobny cel stawiają sobie dwie inne duże agencje kosmiczne – chińska (国家航天局, czyli CNSA) i rosyjska, a więc Roskosmos. Ta druga zresztą chce do 2030 r. mieć już bazę marsjańską; plan jeszcze bardziej śmiały. Jest jeszcze, porównywalna potęgą z NASA, Europejska Agencja Kosmiczna (ESA), która też ma swoje marsjańskie plany. Jednym słowem: wszyscy chcą na Marsa. Doskonale.
Nie do końca wiadomo, co ludzie (Amerykanie, Chińczycy, Rosjanie czy może jakiś Europejczyk) mieliby robić na Marsie. Na Marsie dosłownie nie ma nic. To kompletnie wyjałowiona i zamarznięta pustynia, po której hulają najsilniejsze burze pyłowe w Układzie Słonecznym, pozbawiona pola magnetycznego, ze śladową atmosferą, która nie daje żadnej osłony przed straszliwym kosmicznym zimnem.
Po Marsie nie można sobie po prostu spacerować, i to nawet w zaawansowanym kombinezonie NASA. Bombardowanie powierzchni Czerwonej Planety wysokoenergetycznymi cząstkami wiatru słonecznego i jeszcze bardziej energetycznymi cząstkami tzw. promieniowania kosmicznego (z głębin kosmosu) jest bardzo silne i zabójcze dla organizmów żywych. Istnieją już osłony magnetyczne, które chronią przed tymi cząstkami, ale przeznaczone są głównie na czas trwania przelotu misji.
Jak dolecieć na Marsa?
Nie do końca wiadomo też, jak astronauci z NASA mieliby się na Marsa dostać. Głównym kandydatem na wehikuł marsjański jest statek kosmiczny Orion (o którym w założeniach budżetu NASA też się wspomina), czyli Multi-Purpose Crew Vehicle zaprojektowany i udoskonalany – na zlecenie NASA – w znanej firmie lotniczo-kosmicznej Lockheed Martin Corp.
Lot testowy – bezzałogowy – pierwszego Oriona na wysoką orbitę okołoziemską miał miejsce w końcu 2014 r. Trwał ledwie 4,5 godziny. Loty z załogą, przewidziane na następne lata, niestety opóźniają się bardzo. Poza tym statek Orion, wyniesiony przez rakietę nośną Ares 1, będzie się poruszał w kosmosie tak jak wszystkie dotychczasowe misje kosmiczne, a więc zostanie wystrzelony z pola grawitacyjnego Ziemi jak kamień z procy. Nie będzie już dalej napędzany niczym, a jego niewielkie silniki posłużą jedynie do korekcji przelotu lub awaryjnego powrotu na Ziemię.
Jego prędkość pozwoli załodze śmiałków z Ziemi dostać się na orbitę Marsa w kilka miesięcy. To strasznie długo. Sam przelot będzie gigantycznym wyzwaniem.
Są jednak już inne napędy kosmiczne, na przykład plazmowe, które dają – teoretycznie – możliwość skrócenia czasu podróży na Marsa do mniej więcej trzydziestu dni. Na ile są zaawansowane, trudno obecnie powiedzieć, ale na przykład plazmowy silnik VASIMR (Viariable Specific Implulse Magnetoplasma Rocket) jest już zbudowany, istnieje tylko problem, ze źródłem jego zasilania, ale może NASA za dziesięć lat zdecyduje się jednak na napęd plazmowy. Jeden miesiąc, a kilka miesięcy – to duża różnica.
Czy będziemy kolonizować Czerwoną Planetę?
Wreszcie ostatnia wątpliwość i ostatnie pytanie jest następujące: po co tak wszyscy bardzo chcą na tego Marsa – właściciel firmy SpaceX Elon Musk stwierdził nawet niedawno, że to on wyśle pierwszych ludzi, którzy do Czerwonej Planety bezpiecznie dotrą. Otóż NASA ma także dalekosiężny projekt korekcji atmosferycznych warunków na Marsie. Jest to projekt realny, choć odległy i pewnie do zrealizowania przez kilka pokoleń naukowców oraz kosmicznych budowniczych. Obecnie jest to tylko wstępny plan, wyłącznie teoria.
Jest możliwe – twierdzi Jim Green, szef zespołu nauk planetarnych NASA – umieszczenie w pobliżu Marsa ogromnej tarczy magnetycznej, która powstrzyma większość cząstek wiatru słonecznego bombardujących tę planetę. Wtedy Mars sam zacznie odbudowywać swoją atmosferę – stanie się ona bardziej gęsta, a przez to temperatura na planecie wzrośnie. Wyższa temperatura uwolni zestalony dwutlenek węgla i wodę, które na Marsie są. To jeszcze bardziej podgrzeje atmosferę – przez tzw. efekt cieplarniany. Zdaniem Greena wystarczy tylko magnetyczna tarcza, by Mars zaczął na powrót, sam z siebie, stawać się planetą przyjazną życiu, jaką był kiedyś, miliardy lat temu.
W tle tych wszystkich planów jest oczywiście zasadniczy cel NASA, ESA, 国家航天局 i Roskosmosu, a mianowicie kolonizacja Czerwonej Planety. Dzisiaj już raczej nie ulega wątpliwości, że za 100 lub 200 lat, gdy na Ziemi będzie żyło kilkanaście miliardów ludzi i wszyscy będą chcieli wszystkiego, nasza przepiękna planeta okaże się zbyt mała, a wtedy część ludzkości trzeba będzie gdzieś wyekspediować.
Obecnie jedynym miejscem, gdzie może kiedyś w przyszłości uda się osiedlić ludzi, jest Mars. Innego miejsca nie ma. Jednak wcale pewne nie jest, że ta kosmiczna alokacja się kiedykolwiek powiedzie.