W czasach PRL władze parokrotnie próbowały zapobiec chronicznym niedoborom żywności – zwłaszcza mięsa – w sposób nieomal cudowny. Najlepiej znana jest historia antarktycznego kryla, który w latach 70. miał stanowić nieograniczone źródło białka zwierzęcego – zarówno na pasze, jak i dodatek do przetworów mięsnych. Mimo wielkich nadziei i krzykliwej propagandy nic z tych planów nie wyszło – wedle pogłosek próbnej partii kiełbasy z krylem nie chciały jeść nawet psy.
Żubroń na ratunek PRL
Mniej znany, ale biologicznie ciekawszy, jest epizod z krzyżowaniem żubrów z krowami. Już w XIX w. wiedziano, że takie krzyżówki są możliwe – pierwszego mieszańca uzyskał w 1847 r. Polak Leopold Walicki, krzyżując samca żubra z samicami bydła domowego. Do 1859 r. uzyskał 15 sztuk, ale nikt jego doświadczeń nie podchwycił. W latach 1905–26 podobne próby prowadzono w Rosji (potem w ZSRR) w rezerwacie przyrody Askania Nowa (dziś znajdującym się na południu Ukrainy) – uzyskano w sumie 28 sztuk żubroni.
Wrócono do nich w Polsce po drugiej wojnie, najpierw w zoo w Płocku, gdzie uzyskano cztery osobniki, potem od 1958 r. w Zakładzie Badań Ssaków PAN w Białowieży i w innych instytucjach. W ciągu pierwszych 16 lat otrzymano w sumie 71 mieszańców, w tym – w 1960 r. – pierwszego samca (Filona) urodzonego z matki żubronia. Osobniki z pierwszego pokolenia mieszańców przychodziły na świat metodą cesarskiego cięcia, gdyż naturalne porody okazały się niemożliwe (choć ciąża przebiegała prawidłowo). Samą nazwę „żubroń” wprowadzono do powszechnego użycia w 1969 r. w wyniku ankiety przeprowadzonej wśród czytelników „Przekroju” i dziś używana jest w literaturze fachowej na całym świecie. Żubronie były w pełni żywotne, a że dziedziczyły cechy po obojgu rodzicach, miały znacznie lepiej od krów rozwiniętą masę mięśniową, co właśnie tak zainteresowało władze PRL.