Koniec świata będzie straszny dla wszystkich zwierząt, a więc także dla ludzi. Jednak inne pytanie jest znacznie ważniejsze, a mianowicie: kiedy koniec świata nastąpi?
Znawcy Ziemi i jej klimatu sądzą (dla jasności, nie wszyscy, ale większość z nich), że gwałtowne zmiany klimatyczne i pustynnienie stref spowodują problemy z wyżywieniem i pitną wodą na skalę światową i to już w końcu tego wieku. Nastąpią masowe migracje i konflikty, w tym najprawdziwsze wojny, o dostęp do tych dóbr. Czyli już niedługo.
Być może tak będzie, a może jakoś kataklizmy nas ominą, tymczasem Światowa Organizacja Meteorologiczna podała wyniki badań temperatury ziemskiej od stycznia do września 2016 r. Są dość zatrważające, okazuje się bowiem, że z 90-proc. prawdopodobieństwem rok 2016 będzie najcieplejszym rokiem od czasów preindustrialnych, a więc od 1880 r. ze wzrostem temperatury ziemskiej o 1,2 stopnie Celsjusza. Do końca roku zostało jeszcze trochę, ale już wiadomo, że do września średnia temperatura ziemska była wyższa o 0,88 stopnia od okresu między 1961 a 1990 rokiem, który dla badaczy klimatu jest podstawą porównawczą. Reszta listopada i grudzień już tego raczej nie zmienią.
Czyli zostanie pobity rekord roku 2015, który dotąd był najcieplejszym rokiem i pobił zresztą rekord wzrostu temperatury notowanej w 2014 r. Co rok, to rekord – i już powoli zaczynamy się przyzwyczajać, że jest i pewnie będzie coraz cieplej. Czy 2017 rok będzie cieplejszy od 2016? Tego jeszcze nie da się obliczyć, ale znawcy uważają, że być może nie.
Najgorzej jest na półkuli północnej, przede wszystkim w rejonie arktycznym: w niektórych rejonach rosyjskiej części Arktyki temperatura była w tym roku od 6 do 7 stopni wyższa niż w długoletniej średniej temperatur. W wielu regionach arktycznych i subarktycznych w Rosji, na Alasce i w Kanadzie temperatura ta była o trzy stopnie wyższa. Niedługo Arktyka zniknie. Ciekawe, co na to białe niedźwiedzie, które nie mogą żyć poza Arktyką.
Pewną „winę” za ten stan rzeczy ponosi prąd El Niño, ale jego udział we wzroście światowej temperatury to zaledwie 0,2 stopnia. Reszta to nasz udział, czyli inaczej mówiąc: bezpośrednim powodem wzrostu temperatury światowej jest działalność człowieka, a dokładniej akumulacja gazów cieplarnianych, wśród których prym wiedzie CO2.
Jeśli temperatura będzie wciąż rosnąć, to co z nami będzie? To zależy, o ile wzrośnie; jeżeli podniesie się znacznie, koniec będzie szybki i burzliwy, jeśli mniej – część z nas przetrwa, jednak świat będzie już zupełnie inny niż dzisiaj.
Co na to ojciec ekologii James Lovelock?
Tak w skrócie uważa James Lovelock, wielki brytyjski przyrodnik, autor słynnej hipotezy „Gaia”, wynalazca, futurolog i obrońca środowiska, który wielokroć na łamach różnych pism, w tym bardzo poważnych, naukowych, wypowiadał się na ten temat. Lovelock jest uznawany za założyciela ekologii, choć sam tak nie uważa i wielu tezom oraz akcjom dzisiejszych ekologów się przeciwstawia.
Wszyscy mu jednak wierzą, ponieważ jego poglądy i wynalazki już niejednemu uratowały życie. Początkowo zasłynął jako wynalazca detektorów rozmaitych cząstek, z których wielokroć korzystały misje NASA. Jednak przydały się one bardzo także np. do wykrywania śladów niebezpiecznych dla zdrowia pestycydów (np. DDT) i można było dzięki nim udowodnić, że pestycydy mogą się swobodnie przedostawać w najdalsze miejsca Ziemi. Zastosowane w jednym miejscu, mogą po latach bardzo szkodzić gdzieś na końcu świata.
To także Lovelock jako pierwszy wysunął przypuszczenie, że za ubytek warstwy ozonowej w atmosferze odpowiedzialne są masowo stosowane (głównie w urządzeniach chłodzących) freony. Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że tym swoim spostrzeżeniem Lovelock uratował nas wszystkich – freony wkrótce zostały zakazane i po latach dziura ozonowa przestała się powiększać, a obecnie okresowo nawet wyraźnie się zmniejsza.
Ponura prognoza dla Ziemi
„Nie sądzę – mówił Lovelock w wywiadzie udzielonym czasopismu „New Scientist” kilka lat temu – byśmy zdołali przetrwać bez kłopotów wzrost temperatury o dwa stopnie – głównie z tej racji, że jest nas na Ziemi zbyt dużo. Jeśli natomiast wzrost ten będzie większy, ok. 4 stopni, wówczas do końca wieku pozostanie nas tylko jedna dziesiąta”.
Co się stanie z resztą? Reszta niestety wymrze z braku pożywienia i wody. Już dzisiaj pustynnienie stref staje się problemem i to w obszarach podzwrotnikowych, zresztą w wielu miejscach na Ziemi. Pustynnienie będzie postępować, a w związku z tym zmniejszą się zasoby wodne oraz areały zdolne do prowadzenia upraw mogących wyżywić miliardy.
Zdaniem Lovelocka zmiany poszły niestety tak daleko, że obecnie ludzkość nie jest w stanie, żadnymi metodami odwrócić niekorzystnych tendencji. Ostatni moment, w którym mogliśmy jeszcze zrobić coś, co miałoby jakieś znaczenie, minął i to 30 lub nawet 40 lat temu. Niewiele nam pomoże ani tzw. zrównoważony rozwój, ani eksploatowanie odnawialnych źródeł pozyskiwania energii, ani globalnie stosowany recykling itd. To wszystko na nic i może jedynie poprawiać nam samopoczucie.
Szacunki demograficzne przewidują, że ok. roku 2040 ludzkość będzie liczyć ok. 9 miliardów istnień, z tego – zdaniem Lovelocka – około 80 proc. do 2100 roku zginie. Lovelock jednak nie załamuje rąk – uważa, że jeden miliard wcale nie jest gorszy niż dziewięć miliardów. Sama Ziemia, czyli Gaia, przetrwa, ponieważ posiada mechanizmy pozwalające jej skutecznie przystosowywać się do zmian, także tych, które są dziełem człowieka. Poza jakąś kosmiczną katastrofą na wielką skalę, nic nie jest w stanie Ziemi zniszczyć, niezależnie od tego, jaki będzie na niej panował klimat. Niekorzystny klimat może być zabójczy tylko dla organizmów ziemskich, ale nie dla niej samej. Jeśli człowiek w ostateczności wymrze, da miejsce innym organizmom, jeśli jakaś część ludzkości przetrwa, zdaniem Lovelocka też będzie dobrze.
„Odkąd ludzie pojawili się na Ziemi – mówił dla czasopisma „The Guardian” dwa lata temu – nastąpiło bardzo wiele katastrof podobnych do tej, która wkrótce nas czeka. Jestem przekonany, że te wydarzenia oddzielą ziarno od plew. I w końcu na Ziemi pozostaną ludzie, którzy naprawdę będą ją rozumieć i będą żyć z nią w zgodzie. Jestem optymistą. Będzie tak, jak mówię”.