Nauka

Znany miliarder chce wysłać setkę śmiałków na Marsa. Tylko po co?

NASA
Statek załogowy na Marsa ma być wysłany w ciągu najbliższych sześciu lat. A w przyszłości tysiące takich statków. Kto chce lecieć na Marsa, musi jednak zapłacić 200 tys. dolarów.

Wystąpienie Muska miało miejsce kilka dni temu podczas obrad Międzynarodowego Kongresu Astronautycznego (IAC) w Meksyku. Znany przedsiębiorca, miliarder, filantrop i wizjoner przedstawił w nim wstępny plan podboju i kolonizacji Marsa. Za sześć lat wehikuł kosmiczny o nazwie Interplanetary Transportation System (ITS) zabierze stu śmiałków na Marsa. Sfinansuje to Musk.

Podróż w jedną stronę ma potrwać 80 dni, ale Musk stwierdził, że być może uda się istotnie szybciej – w 30 dni. ITS ma składać się z dwóch części: właściwego statku kosmicznego, który pomieści załogę i dostarczy ją na Marsa, oraz tzw. rakiety pomocniczej (booster rocket), która da całości większy ciąg i przyspieszenie. Booster będzie napędzany 42 silnikami typu Raptor, których testy mają się zacząć już wkrótce w kierowanej przez Muska firmie Space X; zapowiedział je jeszcze kilka dni przed wystąpieniem w Meksyku. Będą to silniki napędzane paliwem chemicznym: tlenem i metanem. Z kolei właściwy statek będzie wyposażony w dziewięć Raptorów mogących unieść i przewieźć 450 ton załadunku, w tym załogę, zapasy i potrzebne wyposażenie.

Wkrótce – sugeruje Musk – czyli za kilka lat, testowe loty ITS się rozpoczną. Będzie to potężny statek, o wysokości 122 m, czyli większy od rakiet Saturn V, które wynosiły w kosmos moduły Apollo. Pierwszy lot w 2022 r. Potem kolejne loty co dwa lata – gdy Mars będzie w tzw. opozycji, a więc gdy Ziemia będzie się znajdować po środku między nim a Słońcem; wtedy też Mars najbardziej zbliża się do nas.

W mniej więcej sto lat na Marsie może w ten sposób osiąść ok. miliona osadników ziemskich – uważa Musk – zwłaszcza że ITS-y będą się z czasem stawały coraz większe i zdołają przewieźć znacznie więcej chętnych. By jednak cena biletu na Czerwoną Planetę mogła być tak niska – tylko 200 tys. dolarów! – ITS-y muszą być statkami wielokrotnego użytku. Będą to rakiety pionowego startu i lądowania, podobnie jak rakiety Falcon 9 wytwarzane przez należącą do Muska firmę Space X. Zresztą należy przyznać, że z powodzeniem, ponieważ w zeszłym roku rakieta Falcon 9 po starcie z Ziemi na orbitę rzeczywiście wróciła i osiadła pionowo na wyznaczonym lądowisku. Udało się to po raz pierwszy w historii podboju kosmosu.

Wydaje się więc, że Musk dobrze wie, co mówi, i w kwestiach lotów kosmicznych jest doskonale zorientowany. Przewiduje, że każdy z ITS-ów będzie w stanie odbyć od 12 do 15 wypraw na Marsa. Wtedy, z czasem, ceny biletów być może spadną do stu kilkudziesięciu lub nawet tylko stu tys. dolarów.

Bardzo to wszystko ciekawe i wizjonerskie, nawet sam Musk w swoim wystąpieniu stwierdził, że jeśli nie znajdzie się wizjoner z dobrą i gotową ideą lotu na Marsa, to nigdy nawet nie przybliżymy się do realizacji tej idei. Słusznie.

Rodzi się jednak pytanie, dlaczego Musk w swoim wystąpieniu skupił się głównie na tym, jak i czym oraz w jakim czasie na Marsa dolecieć z załogą liczącą sto osób. Dużo mówił o planach lotów testowych, a także o testowej próbie statku Red Dragon, który ma dolecieć na Marsa – jeszcze bez załogi – już niedługo, za trzy, cztery lata. Ale nie było w tym wystąpieniu wyraźnie określonego celu, a mianowicie: po co Musk chce wysłać na Marsa sto osób w 2022 r.? Co ci ludzie mieliby tam robić? Jak długo na Marsie by przebywali, czy mieliby tam coś zbudować i kiedy nastąpiłby ich powrót?

Po co na Marsie milion Ziemian, skoro nie ma na nim nic i panują tam wręcz drakońskie warunki klimatyczno-geologiczne, w których człowiek nie może przebywać? Najprawdopodobniej może przebywać krótko w specjalnym skafandrze, ale nawet w nim nie może po powierzchni Marsa spacerować sobie do woli. Praktycznie na Marsie nie ma atmosfery, a ta, która jest, składa się w 95 proc. z dwutlenku węgla. Ciśnienie jest sto razy niższe niż na Ziemi, a temperatury mogą spadać do ponad minus 130 stopni Celsjusza. W ciepłych porach na równiku mogą w dzień osiągnąć niemal 30 stopni Celsjusza – to prawda – ale już w nocy temperatura spada do minus 90 stopni w tym samym miejscu. Bierze się to stąd, że bardzo cienka i rozrzedzona atmosfera nie ma zdolności do kumulowania ciepła otrzymywanego ze Słońca.

Na Marsie nie można znaleźć wody w stanie płynnym, ponieważ takiej wody najprawdopodobniej nigdzie tam nie ma. Jest woda w postaci lodu, który tworzy lodowe czapy polarne i znajduje się też pod powierzchnią planety, ale nikt dziś nie wie, ile jest tego lodu i jak głęboko spoczywa.

Niemal cała planeta jest pokryta pyłowym hematytem, czyli tlenkiem żelaza – to główny składnik rdzy – a do tego występują na niej najsilniejsze burze pyłowe w całym Układzie Słonecznym.

Naprawdę trzeba być nie lada śmiałkiem, by chcieć tam lecieć. A jeszcze do tego trzeba sporo zapłacić. Chętni pewnie by się znaleźli, ale co mieliby na Marsie robić – to pozostaje zagadką. Mars jest całkowicie jałową i lodowatą pustynią, na której nic nie można zrobić. Przynajmniej obecnie. Może za sto lat.

Oczywiście uznaje się za niezbędne naukowe wyprawy na Marsa w przyszłości. I takie są planowane. NASA nie obcięła funduszy na ten cel – tak jak obcięła na powrót człowieka na Księżyc – i zamierza wysłać pierwszych naukowców na Czerwoną Planetę do 2037 r., a ESA (czyli Europejska Agencja Kosmiczna) jeszcze wcześniej, w latach 2030–2035. Ale gdy astronauci NASA lub ESA dolecą już na Marsa, ujrzą tam przepiękne, futurystyczne – i szczelnie izolowane – osiedla założone przez ludzi Muska.

Istnieje prawdopodobieństwo, że może Musk przedstawił swoje plany kolonizacji jako pewną prowokację, rodzaj wyzwania dla wielkich organizacji i firm, które teraz być może szybciej zaczną pracować nad realizacją idei wyprawy na Marsa. Może chciał po prostu wsadzić kij w mrowisko. Z drugiej jednak strony trzeba pamiętać, że do tej pory największe przedsięwzięcia i plany Muska powiodły się: PayPal, Tesla Motors, Space X.

Kto wie, być może Musk rzeczywiście pierwszy wyśle człowieka na Czerwoną Planetę. I to byłby na pewno nie lada wyczyn. Zresztą może tylko o wyczyn mu chodzi.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną