Podstawową zasadą skutecznego (i bezpiecznego!) odchudzania jest to, o czym nikt woli nie pamiętać: dostarczenie organizmowi wszystkich potrzebnych składników odżywczych, tylko w odpowiednio małych proporcjach. Większość modnych i restrykcyjnych diet tego postulatu nie spełnia, a w dodatku po ich odstawieniu, w dłuższej perspektywie, ciało wraca do dawnej wagi nierzadko z naddatkiem.
Jest jeszcze inny problem – przy rozsądnym odchudzaniu potrzeba znajomości odrobiny matematyki, ponieważ nie ma cudów: aby stracić na wadze, musimy zadbać o ujemny bilans energetyczny. Innymi słowy organizm musi spalić więcej kalorii, niż dostarczymy mu w pożywieniu.
Emisariusze rozmaitych diet wolą jednak chodzić na skróty i pod pozorem naukowych teorii wymyślają coraz to oryginalniejsze sposoby uporania się z tuszą. Przeżyliśmy już modę na dietę Atkinsa, Montignaca, Dukana, kliniki Mayo, Diamondów, Fergie, Haya, kopenhaską, kapuścianą, oczyszczającą. Dalej wymieniać? Sokrates 400 lat p.n.e. za najlepszą metodę utrzymywania szczupłej sylwetki uważał taniec, który polecał pulchnym Greczynkom mającym obsesję na punkcie zbędnych kilogramów. Nie miał kalkulatora, elektronicznych wag ani wiedzy o hormonach i wartościach kalorycznych – a jednak instynktownie trafił w dziesiątkę, że ruch to największy sprzymierzeniec odchudzania.
Dr Krista Varady to współczesna specjalistka żywienia z Uniwersytetu Illinois w Chicago. Wydała książkę (wspólnie z Billem Gottliebem, chwalącym się certyfikatem American Association of Drugless Practitioners, co w wolnym tłumaczeniu może znaczyć: Amerykańskie Stowarzyszenie Lekarzy Leczących Bez Leków), w której tak streszcza swój pomysł na dietę: jednego dnia jesz, co chcesz, a następnego – nie waż się przekroczyć 400–500 kalorii (czyli 3 banany lub miseczka ryżu muszą wystarczyć na całą dobę).
Jak każda nowa dieta, i ta wzbudziła olbrzymie zainteresowanie – odkąd światły poradnik „The every other day diet” znalazł się w księgarni Amazon, jest dla wszystkich na wyciągnięcie ręki.
Pora przyjrzeć się bliżej, w czym tkwi tajemnica tej mody. Zdaniem dietetyków koncepcja, zgodnie z którą w poniedziałek ulegamy obżarstwu, a we wtorek głodujemy (i tak na zmianę przez cały tydzień), jest błędna. I wcale nie nowa, bo nasi przodkowie po to właśnie wymyślili umartwiające posty, aby się od jedzenia na jakiś czas separować. To może być kuszące, ale kompletnie nie uczy właściwych nawyków.
Eksperci żywienia, którzy wzięli już pod lupę propozycję Kristy Varady, obawiają się, że w dłuższej perspektywie utrzymanie reżimu „jem – nie jem – obżeram się – głoduję” jest skazane na porażkę. Może doprowadzić do obniżenia wagi na początku terapii, ale będzie to zasługą utraty wody z organizmu. To na pewno nie jest propozycja dla nastolatek, kobiet w ciąży lub karmiących piersią ani też dla otyłych osób z cukrzycą. Głodówki w badaniach naukowych nie mają co prawda złej prasy, gdyż dotychczasowe badania na zwierzętach laboratoryjnych wielokrotnie pokazały, iż przyczyniają się do wydłużenia życia (chodzi tu zwłaszcza o wydajniejsze gospodarowanie insuliną), ale warto zauważyć, że te wyniki nie zawsze można przenosić bezpośrednio na człowieka. Konsensus nie został jeszcze przyjęty i chyba do niego daleko.
Jeśli chcemy żyć zdrowo i długo, trzeba po prostu jeść mniej, ale w codziennym jadłospisie nie może zabraknąć witamin, minerałów, nawet białka i węglowodanów. Wszystkiego po trochu. Kaloryczna huśtawka, zgodnie z zamysłem nowej diety, skończyć się może gwałtownymi spadkami poziomu cukru, a w konsekwencji rozdrażnieniem, a nawet depresją. I powrotem do dawnej wagi, jak to zazwyczaj bywa w przypadku większości cudownych sposobów na odchudzanie.