Mike Brown i Konstantin Batygin, autorzy głośnej w ostatnich dniach publikacji w „Astrophysical Journal” ogłaszającej istnienie dziewiątej, nieznanej planety Układu Słonecznego, nie zaobserwowali nowego ciała niebieskiego. Przeprowadzili natomiast bardzo dokładne obliczenia i symulacje ruchu i orbit kilku ważnych obiektów w tzw. Pasie Kuipera, czyli w rozciągającym się już bardzo daleko – za orbitą Neptuna – rumowisku, w którym krążą miliony niedużych obiektów. W tym także Pluton, do którego niedawno dotarła sonda New Horizons. Po półtorarocznych badaniach obwieścili, że nie mają raczej wątpliwości co do istnienia dziewiątej planety. Posiadacze teleskopów różnej wielkości już rzucili się do obserwowania nieba. Bo jeśli kalifornijscy badacze mają rację i ktoś w końcu „obliczone” przez nich ciało niebieskie zaobserwuje, będzie to trzecia, po Uranie i Neptunie, planeta odkryta przez człowieka od czasów starożytnych.
Ciemna jak diabli
Publikacja z wynikami badań jest bardzo rzetelna, potwierdzają je liczne dane obserwacyjne. Sam Mike Brown to astronom dobrze znany i ceniony w środowisku, w 2005 r. był współodkrywcą planety karłowatej Eris, a wcześniej, w 2003 r., odkrył także daleką planetkę Sednę. Po tych dokonaniach Unia Astronomiczna zdecydowała się pozbawić Pluton miana pełnoprawnej planety, ograniczając liczbę planet w Układzie Słonecznym do ośmiu. Eris okazała się bowiem równie duża jak Pluton, w związku z czym obiekty tego typu i rozmiaru uznano za planety karłowate.
Dziewiąta planeta o masie ok. 10 mas Ziemi ma być obiektem gazowym – jak Jowisz, Saturn, Uran i Neptun – i krążyć wokół Słońca po bardzo wydłużonej eliptycznej orbicie.