Człowiek lubił otaczać kultem wyróżniające się w krajobrazie góry. Z Olimpu zrobił siedzibę bogów, na Uluru umieścił duchy przodków, a z Garizim zrobił axis mundi, oś świata, ponieważ wierzył, że są to miejsca na styku dwóch światów – bogów i ludzi, żywych i umarłych, duchowego i materialnego. U nas jedną ze świętych gór była zapewne Ślęża – siedlisko pogańskich bogów i duchów, które sprawiły, że wznoszący się na 718 m n.p.m. szczyt uchodził za kapryśny, groźny i żądny czci. Jednak śląski Olimp (i inne szczyty Masywu Ślężańskiego, jak Radunia, Wieżyca czy Gozdnica) działał na ludzi jak magnes – ani strome i kamieniste zbocza, ani wilgoć nie zniechęcały do jego odwiedzania, zasiedlania i eksploatowania.
Według jednej z legend góra powstała, gdy aniołowie po wygranej wojnie z diabłami zasypali wejście do piekieł. Ponieważ licząca 350 mln lat Ślęża jest pozostałością po aktywności wulkanicznej na dnie oceanu – powstała dzięki wylewającej się z piekielnych trzewi Ziemi magmie – można w mądrości ludowej dopatrzyć się ziarna prawdy. Jednak to nie geolodzy, tylko archeolodzy próbują od lat odpowiedzieć na pytanie, na ile obecność ludzi na terenie masywu miała charakter kultowy, a na ile osadniczo-gospodarczy. Ślężę badają od ponad 200 lat tabuny uczonych, mimo to nadal nie ma jednej oficjalnej wersji, z którą jednogłośnie zgadzałby się cały świat naukowy.
Góra polityczna
Pierwsze opracowanie „Podróż na górę Ślężę”, pióra lekarza z Dzierżoniowa Gottfrieda Heinricha Burgharta, ukazało się drukiem w połowie XVIII w. Potem do drugiej wojny światowej Silenberg stanowiła miejsce badań niemieckich archeologów, którzy twierdzili, że to Germanie zakładali na niej kolejne obronne osady i cmentarzyska.