Jonathan Stone jest sejsmologiem. Pracuje w University of East Anglia w Norwich i jest uczestnikiem programu STREVA, w ramach którego kilkudziesięciu badaczy z całego świata monitoruje aktywność sześciu groźnych wulkanów w Amerykach Środkowej i Południowej. Należy do nich ekwadorski stożek Tungurahua. Od paru lat Stone zbiera szczegółowe informacje na jego temat. Jednak nie robi tego sam. Pomaga mu grupa miejscowych rolników, nauczycieli i drobnych przedsiębiorców. Większość z nich została przymusowo wysiedlona spod wulkanu w wyniku brutalnej akcji wojska. Powrócili jednak i stali się Los Ojos del Volcán – Oczami Wulkanu, jak nazwali swoją grupę obserwacyjną.
Tungurahua to majestatyczna, lecz zdradliwa góra. Wznosi się na wysokość 5 tys. m w andyjskim paśmie Cordillera Central, górując nad okolicznymi dolinami. W jednej z nich leży turystyczne miasteczko Bańos de Agua Santa, słynące z gorących źródeł. Na początku października 1999 r. wulkan obudził się po 80-letnim śnie. Dwa tygodnie później zarządzono ewakuację mieszkańców Bańos i dziesiątek okolicznych wsi. Łącznie domy musiało opuścić ok. 20 tys. ludzi. Nikt – ani urzędnicy, ani miejscowi naukowcy – nie potrafił im powiedzieć, kiedy będą mogli powrócić. Zorganizowali się więc sami i zaczęli prowadzić regularne obserwacje wulkanu. Choć nie byli naukowcami, sporo wiedzieli o zachowaniu i nastrojach Tungurahua, głównie dzięki przekazom ustnym pochodzącym nawet sprzed setek lat.
Strażnicy z Los Ojos del Volcán szybko zyskali poważanie wśród wysiedleńców. Ci ostatni nie ufali ekwadorskim wulkanologom, którzy wypowiadali się skąpo, niezrozumiale i głównie poprzez oficjalne komunikaty, co tylko wzmagało niechęć do nich.