Mimo początkowego braku efektów i postępującego sceptycyzmu otoczenia nie zaprzestawał swoich wysiłków. I jak się okazało, miał rację. Po kilku latach jego śpiewanie zaczęło w miarę przypominać to, co zwykliśmy uznawać za muzykę. W wieku 25 lat nagrał swój pierwszy album. A przed 30. urodzinami miał na koncie ponad tysiąc koncertów.
„Śpiewanie to dar. Albo się z nim rodzisz, albo nie” – usłyszał w dzieciństwie, podobnie jak miliony osób przekonanych (lub przekonywanych) o własnym braku słuchu. Jak dowodzą najnowsze badania naukowe: zupełnie błędnie.
Nikt nie oczekuje od początkującego skrzypka, że od razu pięknie zagra. Na to potrzeba czasu – przypomina prof. Steven Demorest, ekspert od edukacji muzycznej na Uniwersytecie Northwestern. Według niego ludzie zbyt często słyszą w młodości, że nie potrafią śpiewać. Biorą to do siebie i przestają otwierać usta na całe życie.
– A przecież im częściej będziesz śpiewał, tym lepiej będzie ci to wychodziło – stwierdza prof. Demorest w komentarzu do badań, których wyniki właśnie opublikował prowadzony przez niego zespół naukowców.
Wynika z nich, że głos znacznie bardziej, niż dotąd sądzono, przypomina „normalne” instrumenty. A czyste śpiewanie to umiejętność jak każda inna: można się go nauczyć i codziennym wysiłkiem wciąż doskonalić. Nawet najbardziej fałszujący powinni więc uzbroić się w cierpliwość i jak najwięcej śpiewać.
Udział w badaniu wzięły osoby w trzech grupach wiekowych: przedszkolaki, sześcioklasiści i studenci. Każdego z uczestników poproszono o posłuchanie melodii, a następnie możliwie dokładne jej powtórzenie.