Tytuł „Snowden. Nigdzie się nie ukryjesz” brzmi ironicznie, biorąc pod uwagę, że Edward Snowden ukrył się w Moskwie i nawet zadał pytanie podczas głośnej kwietniowej telekonferencji Władimira Putina z narodem. Przypomnijmy, Snowden, niedoszły żołnierz armii amerykańskiej, później pracownik CIA, w końcu analityk z dostępem do tajnych danych Narodowej Agencji Bezpieczeństwa (NSA), zatrudniony przez firmę Booz, Allen&Hamilton, postanowił ponad rok temu podzielić się ze światem wiedzą na temat elektronicznych działań wywiadowczych Stanów Zjednoczonych.
Bo to, co zobaczył na własne oczy, obsługując NSA, przeraziło go – Amerykanie zbudowali, ciągle rozwijany, system totalnej i globalnej inwigilacji łączności elektronicznej. Każdego dnia gromadzą miliardy metadanych – informacji o rozmowach telefonicznych, komórkowych, e-mailach i innych formach komunikacji, dzięki czemu wiedzą wszystko o tym, kto, z kim i kiedy. A jeśli chcą, to mogą także tę metainformację pogłębić o podsłuch konkretnych osób, by dowiedzieć się, o czym rozmawiano.
Po co? Na przykład by wiedzieć, jakie będzie stanowisko członków Rady Bezpieczeństwa ONZ podczas głosowania w sprawie sankcji wobec Iranu. Elektroniczny podsłuch nigdy nie był wielką tajemnicą, a rozwój cyfrowej inwigilacji stał się wręcz oczywisty po zamachu 11 września 2001 r. Wówczas to amerykański Kongres przyjął m.in. Patriot Act, ustawę zwiększającą uprawnienia służb walczących z terroryzmem. Głośno było wówczas o programie Total Information Awareness (Totalna Świadomość Informacyjna) tworzonym przez admirała Johna Poindextera, który miał zgodnie z nazwą zapewnić Amerykanom dostęp do wszelkich źródeł elektronicznej informacji: od rozmów telefonicznych po transakcje kartami kredytowymi i rezerwacje lotnicze.