Awaria w elektrowni jądrowej Fukushima Daiichi to jeden z bezpośrednich skutków trzęsienia ziemi i wywołanego przez nie wielkiego tsunami, jakie 11 marca 2011 r. dotknęło Japonię. Już następnego dnia 60 tys. Niemców utworzyło żywy łańcuch pomiędzy Stuttgartem a odległą o 45 km elektrownią jądrową Neckarwestheim. Domagali się jej zamknięcia. A także wszystkich niemieckich reaktorów atomowych. Trzy dni później w manifestacjach uczestniczyło blisko 100 tys. ludzi w ponad 400 miastach. A był to dopiero początek. Z badań opinii publicznej wynikało, że blisko 80 proc. obywateli Niemiec jest przeciwnych energetyce jądrowej.
Protesty zaczęły wpływać na politykę. W wyborach samorządowych 27 marca 2011 r. w Badenii-Wirtembergii, gdzie pracują cztery reaktory, chrześcijańska demokracja Angeli Merkel straciła władzę po 58 latach rządów. Co czwarty wyborca oddał głos na Partię Zielonych. Jej lider w tym landzie Winfried Kretschmann został w maju 2011 r. pierwszym w historii RFN „zielonym” premierem kraju związkowego. Kanclerz Angela Merkel niespodziewanie zdecydowała, że niemieckie elektrownie jądrowe zostaną wyłączone do 2022 r. Uznała, że nie można ignorować przeciwników uranu, którzy porwali za sobą większość społeczeństwa.
Katastrofa w Japonii zachęciła też do wyjścia na ulicę przeciwników energetyki jądrowej we Francji. W Paryżu największa demonstracja odbyła się w niedzielę 20 marca 2011 r. Przybyło na nią… 900 osób. Około 4 tys. osób pojawiło się w kwietniu pod elektrownią jądrową w Fassenheim nad Renem przy granicy z Niemcami.