Łupkowa rewolucja wywróciła do góry nogami globalny rynek gazu. Mimo oporu ekologów i niektórych koncernów, zarabiających krocie na eksploatacji klasycznych złóż węglowodorów, gaz łupkowy święci triumf w krajach, które – tak jak Stany Zjednoczone i Kanada – potrafią z pokładów skał wycisnąć błękitne paliwo. Tymczasem gazowi łupkowemu rośnie po cichu konkurent, przy którym bledną wszystkie zasoby gazu na kuli ziemskiej, zarówno w nowych złożach, jak i tych tradycyjnych, od dawna eksploatowanych. To hydraty metanu – niezwykła szklista substancja, zalegająca płytko pod dnem oceanów i na obszarach wiecznej zmarzliny.
Metanowy lód, jak popularnie się go nazywa, jest istnym sezamem energii – w jego metrze sześciennym, oprócz wody, jest skondensowane ok. 160 m sześc. czystego metanu, czyli głównego składnika naturalnego gazu ziemnego.
Zmiany w geopolityce
Zasoby są trudne do oszacowania, poważne instytucje podają odmienne liczby. Kiedyś sądzono, że gazu w hydratach jest kilka tysięcy razy więcej niż we wszystkich znanych złożach gazu ziemnego. Obecnie uważa się, że jest go znacznie mniej, ale wciąż są to ilości przyprawiające specjalistów o zawrót głowy. Ale nie tylko zasoby hydratów – potencjalnie gigantyczne – zwiastują nową rewolucję. Niezwykle ważne jest rozmieszczenie złóż.
Koncentracje przemysłowe odkryto u wybrzeży atlantyckich USA, na stoku oceanicznym Alaski, w kanadyjskim Terytorium Północno-Zachodnim, na Syberii, w Morzu Ochockim i w Rowie Nankai, w pobliżu Japonii. Lista obszarów perspektywicznych jest znacznie dłuższa, a rzut oka na mapę przekonuje, że rozmieszczenie zasobów zwiastuje ogromne zmiany w geopolityce.