Nauka

Ksiądz dla inteligentów

Kim jest najbardziej znany na świecie polski ksiądz naukowiec

Prof. Michał Heller - kosmolog i teolog, zapewne najwybitniejszy dziś uczony pośród naszych księży. Prof. Michał Heller - kosmolog i teolog, zapewne najwybitniejszy dziś uczony pośród naszych księży. Adam Golec / Agencja Gazeta
Prof. Michał Heller, kosmolog i teolog, jest laureatem Amerykańskiej Nagrody Templetona za wkład do dialogu nauki z religią. Polski Kościół powinien być z niego dumny, a wydaje się skrępowany.
Ks. MIchał Heller widzi w fizyce i innych naukach przyrodniczych metodę rozszyfrowania mechanizmów Wszechswiata.NASA/East News Ks. MIchał Heller widzi w fizyce i innych naukach przyrodniczych metodę rozszyfrowania mechanizmów Wszechswiata.
Uroczystość powołania Centrum Kopernika w Collegium Maius UJ. Od lewej rektor UJ Karol Musiał, rektor PAT ks. Jan Dyduch i ks. prof. Michał Heller.Grzegorz Kozakiewicz/Forum Uroczystość powołania Centrum Kopernika w Collegium Maius UJ. Od lewej rektor UJ Karol Musiał, rektor PAT ks. Jan Dyduch i ks. prof. Michał Heller.

Po śmierci dwóch Józefów – ks. Tischnera i abp. Życińskiego nie mamy dziś w Kościele wielu księży przygotowanych do poważnej rozmowy o sprawach wiary i nauki, do otwartej rozmowy, niezakłóconej wojowniczą chęcią nawracania, ze wszystkimi wątpiącymi i niewierzącymi – ateistami, agnostykami, antyklerykałami. – Nie mam kłopotu z tym, że jestem w Kościele – mówi ks. Heller – tylko z tym, że wielu ludzi wciąż dziwi to, że w nim jestem.

Ojciec Maciej Zięba, dominikanin, fizyk z wykształcenia, poznał ks. Michała, kiedy kończył szkołę średnią. Heller zaglądał na seminarium z fizyki prowadzone przez ojca Ziębę na Uniwersytecie Jagiellońskim. – Ojciec powiedział mi, że jest taki ksiądz kosmolog i dał mi jego książkę. Później Maciej z Michałem bywali razem na seminariach papieskich w Castel Gandolfo, gdzie Jan Paweł II przysłuchiwał się dyskusjom sławnych w świecie uczonych różnych specjalności. – Przez Hellera poznałem ks. Życińskiego (filozofa nauki, arcybiskupa), oni mnie wciągali w swoje dyskusje, superciekawe, ale mnie jako dominikanina nie pociągało zgłębianie tej ich rzeczywistości.

Niektórzy znajomi ks. Hellera mówią, nieco złośliwie, że modli się do książek. Ale przecież gdy tylko jest w swym rodzinnym Tarnowie, ks. prof. Heller głosi słowo Boże w kościele św. Maksymiliana Kolbego. – Jego religijność jest może głęboko schowana – mówi o. Zięba – to jest w ogóle osoba bardzo skromna, powściągliwa, trochę w takim stylu anglosaskim, także autoironicznym. Pasjonuje go jego praca naukowa, resztę ignoruje na ile to możliwe, ale mszę świętą odprawia regularnie. W końcu tworzenie teorii naukowych też może być modlitwą.

Z Syberii do seminarium

Ojciec ks. Michała, Kazimierz, studiował na Politechnice Lwowskiej i Wiedeńskiej, w odrodzonej Polsce był ważnym inżynierem w fabryce azotowej w Mościcach pod Tarnowem. Był też współpracownikiem wicepremiera Eugeniusza Kwiatkowskiego, wybitnego działacza państwowego i gospodarczego, który modernizował II Rzeczpospolitą. Pan Kazimierz mówił kilkoma językami, malował, miał szerokie zainteresowania intelektualne, pasjonowała go matematyka.

Ojciec nie bardzo chciał, bym został księdzem, bo na mnie kończy się męska linia rodziny. Wolał, bym najpierw skończył na przykład fizykę, a dopiero potem szedł do seminarium. Podobnie jak matka (Zofia z domu Strugalewicz, która do odrodzonej Polski uciekła przed bolszewikami z rodzinnego majątku na Ukrainie), ojciec był bardzo religijny. Powtarzał, że nie brakuje nam księży dla ludu, a prawie nie ma dla inteligencji – takiego, który by potrafił rozmawiać z inteligentem jego językiem.

Pan Bóg wziął Hellera seniora za słowo. Michał ostatecznie został księdzem. W dość wyjątkowych okolicznościach. Kiedy Hitler najechał Polskę, jedyny syn pana Kazimierza miał ledwie trzy lata. Wraz z rodziną ewakuował się do Lwowa. Inżynier Heller musiał uciekać, bo podjął działania sabotażowe, aby Niemcy jak najdłużej nie mogli korzystać z zagrabionych zakładów chemicznych. Hellerowie dotarli do Lwowa zajętego przez Armię Czerwoną. Wkrótce zostali wywiezieni w głąb Związku Sowieckiego, najpierw na Syberię, później nad Wołgę. Trafili do Jakucji, gdzie wraz z innymi wysiedlonymi Polakami harowali przy wyrębie lasów w mrozie sięgającym minus 50 stopni.

Potem, kiedy przyszła odwilż polityczna w stosunkach Stalina z Zachodem, zostali zwolnieni i osiedli w rejonie kopalń złota, gdzie pan Kazimierz dostał pracę nauczyciela w szkole górniczej. Stamtąd zostali przeniesieni do kołchozu pod Saratowem. Działający tam prokomunistyczny Związek Patriotów Polskich organizował oddziały polskie przy szkołach podstawowych. Michał chodził do takiej szkoły przez dwa lata. W 1946 r. ocalała rodzina wróciła do Polski, a pan Kazimierz do fabryki tarnowskiej. Michał patrzył na te wydarzenia oczami ponadprzeciętnie zdolnego i wrażliwego, ale jednak dziecka.

Dziś ks. prof. Heller zaznacza, że szczegółowy i rzetelny opis lat spędzonych na zesłaniu można znaleźć w książkach jego starszej siostry Marii Mierzyńskiej, wówczas świeżo upieczonej maturzystki. On sam pamięta głównie obrazy: – Jedziemy towarowym pociągiem, nie wiadomo dokąd. Pojawia się wielkie piękne jezioro, co raz wjeżdżamy w kolejowe tunele. Przepięknie, a ludzie płaczą. Płakali, bo wiedzieli już, że to Syberia. Pamiętam głód i nasze zabawy z wpadaniem do baraku, gdzie wołaliśmy z młodszą siostrą do babci: Baba, a chleba dasz?! Wreszcie scenę ze strasznie obdartym żebrakiem, który okazał się byłym popem. Dostał od nas miskę zupy, zauważył na ścianie izby obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Normalnie to w Sowietach było absolutnie zakazane, ale u zesłanych Polaków jakoś uchodziło. Zdjął czapkę, spytał, co to za ikona. Babcia mu wyjaśniła, a on się rozpłakał i opowiedział, jak bolszewicy po rewolucji zesłali go na Sybir, gdzie przybijano go za ręce i nogi do drzewa jak do krzyża. Pokazał nam blizny. To był jedyny duchowny, jakiego tam widziałem.

W szkole ZPP Michał dostał podręcznik do geografii, a w nim wiadomości o planecie Ziemi, astronomii, fizyce. Zafascynowały go. W Tarnowie skończył szkołę średnią i poszedł do seminarium. Ale właściwie czemu? – Ambicja. Zawsze chciałem robić rzeczy według mnie najważniejsze. A za najważniejsze uważam religię, bo daje sens, i naukę, bo daje wiedzę.

Luminarz w buddyjskim klasztorze

Gdy w 2008 r. Michał Heller odbierał Nagrodę im. Templetona, był od prawie 50 lat księdzem, doktorem filozofii (za pracę z kosmologii relatywistycznej, habilitacja z tej samej dziedziny), profesorem wielu renomowanych kościelnych i świeckich uczelni w Polsce i za granicą, w tym pracownikiem naukowym watykańskiego Obserwatorium Astronomicznego, i autorem 800 publikacji, w tym kilkudziesięciu książek naukowych, filozoficznych i popularyzatorskich, posiadaczem prestiżowych wyróżnień, członkiem krajowych i międzynarodowych towarzystw naukowych, słowem – luminarzem, choć nieznanym szerszej publiczności.

Może ojciec Zięba ma jednak rację, gdy mówi, że dla Hellera praca uczonego jest najważniejsza? Zwłaszcza że ks. Michał widzi w fizyce i innych naukach przyrodniczych metodę rozszyfrowywania mechanizmów Wszechświata, a zarazem wyczuwa w tym wszystkim ducha poezji. Badanie Wszechświata przez budowę modeli matematycznych włącza nas niejako w strukturę kosmosu. „I nawet jeśli tego rozumienia nie potrafimy potem oddać słowami, to jednak jakieś ważne doświadczenie staje się naszym udziałem. Jest to – jak sądzę – typowo poetycki sposób rozumienia”, pisze Heller w „Podróżach z filozofią w tle”, gdzie turystyczne obserwacje naukowca-obieżyświata łączy z refleksją filozoficzną.

W Japonii na przykład wybiera się kolejką linową do buddyjskiej świątyni Engyoi na górze Shosha. Nie jest zachwycony mieszaniną „wschodniej kontemplacji i turystycznego blichtru”. Ale nie chce poprzestać na zewnętrznej obserwacji. W końcu to świątynia Boga Mądrości i Rozumu, wartości bliskich i katolickiemu księdzu z Europy. Heller cytuje buddyjskie przypowieści z pewnym zainteresowaniem, ale też wyczuwalnym dystansem. „Intelektualiści Zachodu są często zafascynowani buddyzmem – myślę, że z racji jego bardzo abstrakcyjnego charakteru. Ale zetknięcie z buddyzmem w Japonii uderza wielością mitów i folklorystycznych zabobonów – znany w każdej religii kontrast między tym, co istotne, a prymitywizmem konkretnych form”.

Boska matematyka

Ks. Kazimierz Sowa, dyrektor kanału Religia TV, pamięta, jak podczas nagrywania rozmowy z Hellerem przy pytaniach niedotyczących nauki odniósł wrażenie, że słucha kogoś żyjącego trochę poza wymiarem codziennej rzeczywistości: – Zero odniesień do polityki, spraw bieżących.

Pamięta księdza profesora jeszcze z czasów seminarium: – Jego wykłady z filozofii przypadały na pierwszy lub drugi rok studiów. Były fascynujące dzięki łączeniu kosmologii, filozofii przyrody i logiki, czyli były – jak to się teraz nazywa – interdyscyplinarne. Heller zakładał, że każdy da radę poznać takie treści. Chętnych wielu nie było, ale ksiądz profesor nie był przewrażliwiony na swoim punkcie ani na punkcie swej dyscypliny naukowej. Przychodził na wykłady po cywilu i w krawacie, co niektórych kleryków bulwersowało.

Nieco inaczej wspomina swoje studenckie kontakty z prof. Hellerem Rafał Mostowy, dziś doktor biologii teoretycznej, pracownik naukowy Imperial College w Londynie. Przed laty w Krakowie nie miał odwagi podejść do prof. Hellera, gdy odwiedzał Instytut Fizyki UJ. Ksiądz przesiadywał na piętrze, popijając kawę (a może herbatę?). Rafał, student pierwszego roku, podziwiał u Hellera łatwość mówienia na bardzo skomplikowane tematy: kosmologia, teoria pól, mechanika kwantowa. – Potrafił banalnym rysunkiem wytłumaczyć np., jak teoria strun proponuje rozwiązać osobliwości Wielkiego Wybuchu, czyli zagadnienia dla mnie wtedy fascynujące. Wykłady ks. Hellera były tak ciekawe, że potrafiłem na nie czekać przez cztery godziny po zajęciach. Nigdy, przenigdy nie zrobił nawet najmniejszej odskoczni do problemu wiary, do widzenia Boga w równaniach i teoriach naukowych. Mam do niego duży respekt, bo wydaje mi się, że on po prostu nie widział konfliktu wiary z nauką, a jako naukowiec był w stu procentach obiektywny.

W swej świeżo wydanej „Filozofii przypadku” ks. Heller wyraża wdzięczność za konsultację naukową Janowi Jaworowskiemu, emerytowanemu profesorowi matematyki amerykańskiego Indiana University Bloomington. To przyjaciel Hellera.

– Zaprosił mnie do siebie do Tarnowa – opowiada prof. Jaworowski. – Pojechałem w lipcu 2008 r. Okazało się, że mieszka skromnie w zwykłym bloku: trzy niewielkie pokoje, pełno książek. W maju bywam zawsze na organizowanych przez niego konferencjach naukowych w krakowskim Centrum Kopernika. Na widok rozwieszanych wtedy plakatów ze swoim zdjęciem powiedział: Nazwisko głupie na każdym słupie. Taki ma dystans do siebie. Przyjaźń z Michałem jest dla mnie bezcenna. Zgadzam się z jego słowami, że największą rekompensatą za wszystkie trudy pracy naukowej są poznawcze przyjemności, jakie jej towarzyszą. Trudno przekazać to tym, którzy ich nigdy nie zaznali.

Kościelna praca organiczna

Heller jak każdy uczony ostatecznie pracuje na własną rękę. Ale udziela się w środowisku. Stworzył przed laty Krakowską Grupę Kosmologiczną skupiającą fizyków i astronomów. Z zaprzyjaźnionym ks. Józefem Życińskim założył Ośrodek Badań Interdyscyplinarnych funkcjonujący dziś w Krakowie i w Tucson w USA. Wspólnie z matematykiem profesorem Politechniki Warszawskiej Wiesławem Sasinem zaproponował model „nieprzemiennego Wszechświata”.

Sasin poznał Hellera w 1987 r. Ksiądz Michał zajmował się wtedy wraz z nim i prof. Zbigniewem Żekanowskim teorią przestrzeni różniczkowych w kontekście badań osobliwości kosmologicznych. „Szczególnie silnie na naszą grupę oddziaływała teza ks. prof. Hellera o matematyczności przyrody i świata” – napisał prof. Sasin w laudacji z okazji przyznania Hellerowi doktoratu h.c. Politechniki Warszawskiej – urzekło nas jego powiedzenie, że jedyną nauką pozbawioną grzechu pierworodnego jest matematyka”.

W „Podróżach z filozofią w tle” napisał (w 1989 r., kiedy w polskiej historii otwierał się nowy rozdział), że przyszłość Kościoła napawa go troską, bo idzie czas demokratycznego zeświecczenia i Kościół zacznie tracić swą pozycję. Potrzeba mu kościelnej pracy organicznej, a stać go głównie na duszpasterskie akcje i nawiedzenia obrazów. Ks. prof. Heller tę swoją pracę organiczną prowadzi już kilkadziesiąt lat. Ma tysiące czytelników, setki uczniów, wielki szacunek w świecie nauki i zgoła marginalną pozycję w polskim Kościele. Takie tu obowiązują prawa ciążenia.

Nagrodę Templetona (1,6 mln dol.) ks. Heller przeznaczył na potrzeby krakowskiego Centrum Kopernika, kontynuacji Ośrodka Badań Interdyscyplinarnych, który założył wspólnie z ks. Józefem Życińskim. Fundacja Templetona w 2011 r. przyznała Centrum Kopernika w Krakowie grant w wysokości 2 mln dol. na projekt badawczy z pogranicza fizyki, kosmologii i teologii katolickiej. Centrum szykuje się do szkoleń przyszłych wykładowców dla kleryków na temat relacji między nauką i religią. – Episkopat chętnie się zgodził, to byłby nasz mały wkład, żeby Kościół był w tej kwestii nieco mądrzejszy – mówi ks. Heller.

Na fot. uroczystość powołania Centrum Kopernika, pierwszy z prawej ks. prof. Michal Heller.

Polityka 51-52.2012 (2888) z dnia 19.12.2012; Nauka; s. 92
Oryginalny tytuł tekstu: "Ksiądz dla inteligentów"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną