Wśród ekspertów pierwszoplanowe role odgrywają teraz dwaj profesorowie pracujący w USA: Wiesław Binienda z University of Akron i Kazimierz Nowaczyk z University of Maryland. W styczniu 2012 r. za pomocą telemostu połączyli się z zebranymi w Sejmie członkami Zespołu Parlamentarnego ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Smoleńskiej (zwanego w skrócie zespołem Macierewicza) i przedstawili swoje opinie na temat tego, co miało się wydarzyć w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r.
Dowodzili, na podstawie sporządzonej przez siebie symulacji komputerowej, że samolot nie mógł się zderzyć z brzozą, bo znajdował się wyżej nad ziemią, niż podały MAK i komisja Millera; a gdyby nawet się zderzył, to powinien ściąć drzewo i lecieć dalej (do takiego wniosku już wcześniej doszedł prezes Jarosław Kaczyński). Kolegów zza Oceanu wsparł fizyk z Politechniki Gdańskiej prof. Marek Czachor, twierdząc, iż fragment skrzydła, który miała oderwać brzoza, nie mógł upaść aż 111 m od niej.
W trakcie tej prezentacji prof. Binienda przywołał opinię kolejnego eksperta – dr. inż. Grzegorza Szuladzińskiego, pracującego w Australii. Twierdzi on, na podstawie oględzin zdjęć wraku samolotu, że na pokładzie musiało dojść do dwóch wybuchów.
Polski głos
W sprawie katastrofy smoleńskiej uaktywniają się także krajowi akademicy. Jak choćby przywołany już prof. Marek Czachor. Kiedyś aktywny działacz opozycji (m.in. Solidarności Walczącej), wielokrotnie aresztowany za czasów PRL, w ostatnich latach osoba bliska PiS, dziś jest członkiem Instytutu Polska Racja Stanu 2010 im. Lecha Kaczyńskiego, czyli think tanku partii Jarosława Kaczyńskiego. Z kolei prof. Piotr Witakowski z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie (specjalista od budownictwa betonowego) w czerwcu 2010 r. zwrócił się wraz z dwoma innymi uczonymi do Komitetu Mechaniki PAN o powołanie zespołu, który zająłby się analizą katastrofy smoleńskiej. Inicjatorzy otrzymali dyplomatyczną odmowę: komitet nie dysponuje ani środkami finansowymi, ani osobowością prawną, by coś takiego zorganizować.
Inicjatywa prof. Witakowskiego rozrosła się jednak do kilkunastu uczonych. W 2011 r. rozesłali oni apel o wsparcie do szefów polskich placówek badawczych, zajmujących się mechaniką i innymi dziedzinami mogącymi pomóc w ponownej analizie katastrofy. Nie zyskali poparcia. Grupa prof. Witakowskiego postanowiła więc za własne pieniądze zorganizować 22 października 2012 r. w Instytucie Podstaw Informatyki PAN konferencję na temat katastrofy smoleńskiej. Akces zgłosiło już 52 uczonych – informuje gazeta „Nasz Dziennik”.
Na pomoc Witakowskiemu pospieszyło ostatnio kilkunastu kolejnych naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego (głównie Wydziału Chemii). Skrzyknął ich prof. Lucjan Piela, znany chemik kwantowy. Grupa ta napisała krótki i emocjonalny artykuł, w którym oskarżyła komisję Millera o „skrajny brak profesjonalizmu” i zaapelowała do świata nauki o „zintensyfikowanie i skoordynowanie już prowadzonych kompleksowych badań naukowych” w sprawie katastrofy smoleńskiej. Tekst ten prof. Piela chciał zamieścić w kwartalniku Uniwersytetu Warszawskiego, co spotkało się z odmową. To zaś sprowokowało prof. Pielę do oskarżenia, m.in. rektor UW prof. Katarzyny Chałasińskiej-Macukow, o wprowadzanie cenzury. Artykuł został wydrukowany w „Naszym Dzienniku”.
Brak komentarzy
Jak traktować głosy tych naukowców (spośród których tylko część mogłaby merytorycznie coś wnieść do oceny katastrofy lotniczej)? Jaką wartość mają symulacje prof. Biniendy i twierdzenia prof. Czachora? Zwykły śmiertelnik może czuć się zagubiony, a równocześnie onieśmielony autorytetem tytułów naukowych. Tym bardziej że większość środowiska naukowego sprawy nie komentuje.
Na otwartą krytykę rewelacji prof. Biniendy zdecydował się tylko prof. Paweł Artymowicz, fizyk i pilot z University of Toronto. Udzielił obszernego wywiadu „Gazecie Wyborczej”, gdzie stwierdził m.in.: „Nie widziałem jeszcze analizy komputerowej żadnego wypadku lotniczego zrobionej tak technicznie niepoprawnie jak symulacje pokazane w Sejmie [prof. Biniendy]. Wyniki przeczą nieraz prawom fizyki i wiedzy inżynieryjnej”. Można bowiem w ogóle pytać o możliwości stosowania symulacji matematycznych – przy ich obecnym poziomie zaawansowania – do wyjaśniania realnych procesów i zjawisk fizycznych oraz chemicznych.
Ale być może trzeba dziś powołać profesjonalny zespół, który zweryfikuje symulacje profesorów Biniendy i Nowaczyka. We wspomnianym już wywiadzie prof. Artymowicz wskazał na niedociągnięcia w ustaleniach komisji Millera oraz fakt, że symulacja prof. Biniendy była pierwszą i na razie jedyną tego typu próbą. „Gdyby udało się doprowadzić do współpracy polskich inżynierów i naukowców w ramach apolitycznych, naukowych inicjatyw, byłby to największy zysk z dotychczasowych prac zespołu Macierewicza i największy ich wkład w wyjaśnianie przyczyn katastrofy” – twierdzi pracujący w Kanadzie naukowiec.