Wbrew temu, co się powszechnie sądzi, Steve Jobs nie wynalazł odtwarzacza plików mp3 ani smartfonu z ekranem dotykowym, tabletu ani nawet pierwszego komputera, który jego firma wprowadziła do sprzedaży w 1976 r. Te trzy produkty były sprzedawane pod różnymi markami, zanim twórczo wykorzystał je Jobs; komputer skonstruował zaś w 1976 r. jego szkolny kolega, późniejszy współzałożyciel Apple, inżynier polskiego pochodzenia Steve Wozniak. Jobs brał po prostu dobry pomysł techniczny, wyobrażał sobie jego przyszłość w globalnej skali, dopracowywał do perfekcji, a następnie wprowadzał do sklepów z odpowiednią reklamą. Wykazywał się przy tym niezwykłą wręcz intuicją i zrozumieniem procesów zachodzących w społeczeństwie, o lata świetlne wyprzedzając socjologów, prowadzących na zlecenie koncernów badania sprzedażowe i marketingowe (którymi zresztą gardził). Czy człowiek okrzyknięty największym z prezesów naszych czasów był jedynie sprawnym naśladowcą?
Fabryka gwiazd
Niezupełnie. – Innowacyjność często myli się z wynalazczością. Są to dwa uzupełniające się, choć różne pojęcia. Wynalazek oznacza projektowanie i konstruowanie nowych produktów lub procesów. Innowacja zaczyna się od kreatywnych pomysłów, które ostatecznie przełożą się na wynalazki, usługi, procesy lub metody – pisze Carmine Gallo w książce „Steve Jobs: Sekrety innowacji”. Komputery istniały wcześniej, ale to w Apple wymyślono, że powinny być proste w obsłudze (okienka, myszka) i mieć estetyczne obudowy.
Dla osobowości i sposobu myślenia założyciela Apple charakterystyczny jest inny, mniej znany fakt z jego biografii. Gdy w 1985 r. menedżerowie i inwestorzy finansowi wyrzucili go z firmy, którą założył (wrócił do niej jeszcze raz w 1996 r., aby wyciągnąć ją ze stanu zapaści), Jobs zainwestował oszczędności w studio animacji komputerowej, znane później jako Pixar, dziś jeden z największych graczy w Hollywood („Toy Story”, „Auta”, „Gdzie jest Nemo”). I znów kluczowa okazała się jego szeroka perspektywa – aby gaże gwiazdorów przeznaczyć na sprzęt komputerowy i całość filmu stworzyć jedynie w cyfrowym świecie, następnie z animków zrobić gwiazdy, a proces produkcji i promocji zorganizować tak jak każdego tradycyjnego milionowego hitu z fabryki snów.
Tak jak na początku XX w. Henry Ford – ikona epoki przemysłowej – zrozumiał, że ówcześni Amerykanie chcą być narodem mobilnym, a jedyne, czego im trzeba, to samochód Ford T, dostarczony dzięki taśmowej produkcji za odpowiednio przystępną cenę, tak Steve Jobs jako pierwszy wyczuł nowego ducha epoki cyfrowej w czasach, gdy komputery wyświetlały na ekranie dwa podstawowe kolory (o ile w ogóle go miały). – Sprawiając, że komputery osobiste stały się takimi nie tylko z nazwy, a potem pozwalając, byśmy nosili ze sobą Internet w kieszeni, uczynił rewolucję informacyjną nie tylko ogólnodostępną, ale również prostą w obsłudze i sprawiającą radość – napisał z Białego Domu w oficjalnym pożegnaniu Jobsa Barack Obama.
Fabryka idei
Wyprzedzając epoki Jobs tworzył gadżety dla obywateli społeczeństwa globalnego, postindustrialnego, wielkomiejskiego, ale też zatomizowanego, zagubionego w płynnej rzeczywistości. Podczas gdy Ford postawił na unifikację i masowość, urządzenia Apple – zgodnie z wieloletnim hasłem reklamowym „myśl inaczej” – pozwalały wyróżnić się z tłumu, zaakcentować swój indywidualizm, a przy tym dawały poczucie przynależności do nowego, cyfrowego pokolenia. Charakterystyczne białe słuchawki iPodów i kilkanaście godzin ulubionej muzyki w formacie mp3 pozwalały nawet na zatłoczonych ulicach wielkich miast wytworzyć sobie przyjazną bańkę osobistej przestrzeni. Jeśli Ford postawił na niską cenę, Jobs zauważył, że bogaci mieszkańcy Zachodu chętniej zapłacą więcej – za stosunkowo drogie przecież urządzenia Apple – o ile tylko da im się, dzięki odpowiednio przygotowanej otoczce, poczucie wyróżnienia.
W ten sposób Jobs sprzedawał nie tylko sam produkt, ale marzenia i styl życia. Ten trend pogłębił się jeszcze wraz z pojawieniem się iPhona i iPada. Jobs błyskawicznie zauważył potencjał tkwiący w telefonach komórkowych i prawdopodobnie jako pierwszy zrozumiał, do czego te urządzenia będą docelowo służyły – do łączności z Internetem właśnie. Dlatego dziś użytkownicy produktów Apple noszą ze sobą aparaty, wokół których skupia się większość ich codziennej aktywności w sferze komunikacyjnej, rozrywkowej i medialnej. Które, co prawda, izolują ich od tłumu podróżującego wraz z nimi w metrze, ale za to pomagają utrzymywać stałą łączność ze znajomymi z sieciowych społeczności.
W czasie swych ściśle limitowanych wystąpień publicznych Jobs mało mówił o technice, więcej o marzeniach, dążeniu do doskonałości, intuicji, miłości do pracy, co zjednywało mu wielu fanów. – W dzieciństwie moją inspiracją był Gandhi, a potem to już tylko Steve Jobs – mówi cytowany przez „New York Timesa” 30-latek z Indii. Apple od lat działa głównie w branży idei, zaś staroświecką, choć konieczną produkcję swych wysmakowanych designerskich cudeniek zleca tanim kooperantom z Chin (na każdym jest napis: designed in the USA, manufactured in China). Tu zresztą lista podobieństw z Henrym Fordem się kończy, bo choć obaj nie jadali mięsa, założyciel imperium samochodowego uznawał wysokie zarobki swych robotników za podstawę, tymczasem Apple nie poczuwa się do moralnych zobowiązań tego rodzaju.
Fabryka pieniędzy
Nie przeszkodziło to jednak charyzmatycznemu twórcy iŚwiata zyskać statusu ikony i wyznaczać trendu obowiązującego dla firm branży nowoczesnych technologii. Większość z nich ma bowiem problem z jasnym przekazem swej korporacyjnej misji dla publiki. Czym na przykład zajmuje się Larry Ellison – trzeci po Gatesie i Buffetcie najbogatszy Amerykanin, z majątkiem 33 mld dol. – i jego firma Oracle? Serwerownie, aplikacje, bazy danych? Co tak naprawdę robi Google? Dlaczego Facebook jest wart – podobno – ponad 50 mld dol.? W takiej sytuacji medialny lider z jasnym przekazem, czczony przez wyznawców marki, jest jednym z filarów, na którym opiera się działalność firmy.
Nieprzypadkowo wyszukiwarka Google, o której mówi się, że traci innowacyjny impet (a wraz z nim miłość inwestorów), wymieniła w styczniu mdłego technokratę Erica Schmidta na jednego z założycieli, wizjonera Larry’ego Page’a. Chce się promować, pokazując geniusz i potęgę ludzkiego umysłu. Podobnie postępują Facebook (młodość i niepokorność Zuckerberga), Amazon (wizjonerstwo Bezosa) i Oracle (przekraczanie granic wyznaczonych człowiekowi przez naturę – żeglarskie rekordy Ellisona). W liście otwartym do Baracka Obamy ekonomista noblista Thomas Friedman wzywał w zeszłym roku amerykańskiego prezydenta do stworzenia nie tyle większej liczby miejsc pracy (z ang. jobs), ale większej liczby osób takich jak Steve Jobs.
We wszystkich tych słowach zachwytu zapomina się, że Jobs był nie tylko wizjonerem, ale również niezwykle sprawnym biznesmenem. Prezes odszedł, Apple zostaje, a wraz z nim rewolucja gospodarki opartej na wiedzy. Symptomatyczne jest, że w sierpniu wartość giełdowa spółki z sektora tzw. nowej gospodarki (337 mld dol.) przeskoczyła po raz pierwszy dotychczasowego lidera, czyli amerykańskiego giganta paliwowego Exxon (334 mld dol.).
Od czasu gdy Jobs w 1996 r. powrócił do firmy, jej akcje wzrosły na giełdzie o 9 tys. proc. Tylko w ciągu ostatnich dwóch lat ich wartość się podwoiła, podczas gdy najwięksi konkurenci, pozbawieni charyzmatycznych liderów albo rośli mizernie (Microsoft o 5, producent procesorów Intel o 14 proc.), albo spadali (Hewlett-Packard o 48 proc.). W czasach kryzysu Apple jest fenomenem, zwiększa przychody i zyski po 90 proc. rok do roku, w sposób zaprzeczający teoriom ekonomicznym.
Apple wytworzył całościowy ekosystem. Klienci, którzy kupili telefon iPhone lub odtwarzacz iPod, po jakimś czasie decydują się dodatkowo na tableta iPad albo laptopa MacBook. Jeśli korzystają na nich z cyfrowych mediów, robią to z pomocą sklepu iTunes. Klient raz wpuszczony w ten świat, pozostaje w nim na stałe. To jeden wielki ogród, w którym rosną rajskie jabłka.
Jest w tym jednak pewien marketingowy fałsz, bo choć sam Jobs prezentował się jako apostoł otwartości i miłości, architektura produktów i styl działania Apple nierzadko jest tych idei zaprzeczeniem. Do sprzętów Apple podłącza się jedynie akcesoria Apple, a zainstalowanie na nich programów innych niż zaakceptowane przez Apple jest w większości przypadków niemożliwe. – Jobs był niegdyś bojownikiem o wolność, ale z czasem stał się imperatorem, przywódcą reżimu kontroli, tajności i manipulacji, z dodatkowym przymusem hiperinnowacji. Nawet jeśli stworzył nam wygodny ogródek do zabawy, to mur go otaczający jest wysoki – pisze Dan Gillmor, szef centrum studiów medioznawczych na Uniwersytecie Stanowym Arizony i uznany bloger. W tym kontekście słowa Tima Cooka, następcy na stanowisku prezesa Apple, rozesłane po śmierci Jobsa w e-mailu do pracowników korporacji – „uczcijmy jego pamięć, poświęcając się pracy, którą ukochał tak bardzo” – brzmią nieco złowieszczo.