Nauka

iPralki i iLodówki

Gadżety w służbie elektronicznej rewolucji

Obecnie na świecie jest 7 miliardów urządzeń korzystających z Internetu. W 2020 będzie ich kilkakroć więcej. Obecnie na świecie jest 7 miliardów urządzeń korzystających z Internetu. W 2020 będzie ich kilkakroć więcej. gruntzooki / Flickr CC by SA
Netbooki, smartfony, cyfrowe aparaty... Gadżety pchają świat do przodu i każdy chciałby popłynąć na nowej fali elektronicznej rewolucji. Nie każdy jednak rozumie jej reguły.

Zasada 1:
Komputery są nudne

Niekwestionowanym symbolem rewolucji cyfrowej stał się komputer osobisty. Gdy pierwsze modele zaczęły pojawiać się w 1977 r., Ken Olson, szef wielkiego wówczas koncernu informatycznego Digital Equipment, dziwił się: „Nie rozumiem, dlaczego ludzie chcieliby mieć komputer w domu?”. Digital już dawno nie istnieje, lecz Olson, choć głęboko się mylił, to miał jednak rację. Przyznał mu ją po trzech dekadach, w styczniu 2007 r., Steve Jobs, szef koncernu Apple, ten sam, który pierwszy pokazał światu Apple II, pierwszy komercyjny komputer osobisty.

W styczniu 2007 r. Jobs ujawnił światu inny gadżet: iPhone – supertelefon komórkowy, i oświadczył, że firma Apple Computer zmienia nazwę, rezygnując ze słowa „computer”. Minęły zaledwie trzy lata i Apple stał się największym koncernem technologicznym na świecie.

Nowojorska giełda wycenia dziś wartość spółki Jobsa na 233 mld dol. – dotychczasowy lider, Microsoft, musi zadowolić się drugim miejscem, Sony to niespełna 30 mld. A przecież jeszcze nie tak dawno, w 1997 r., upadający Apple ściągnął z powrotem na pokład Jobsa, ten zaś, by ratować firmę, nie zawahał się, by szukać pomocy u swego rywala Billa Gatesa, ówczesnego szefa Microsoftu, co stało się hitem wartym okładki w tygodniku „Time”.

Jobs nie wrócił jednak, by ratować firmę komputerową, lecz po to, by realizować plan, który zrodził się w jego głowie podczas lat spędzonych poza Apple, kiedy to za sprawą studia Pixar zajmował się rewolucjonizowaniem przemysłu filmowego. Motorem napędowym współczesnego świata nie jest, wbrew pozorom, technologia, lecz kultura popularna i rozrywka, a technologia służy jedynie do sprawnej obsługi konsumentów i wyciskania z nich pieniędzy za nowe usługi. Konsumenci nie interesują się już, ile megaherców ma mikroprocesor w ich komputerze, jak wielki jest twardy dysk czy ile milionów pikseli ma przetwornik obrazu w kamerze. Potrzebują urządzeń i rozwiązań, które pomagają im poruszać się w szalonym świecie współczesnej cyfrowej kultury. Gdy w 2001 r. Steve Jobs zaprezentował iPoda, nowy odtwarzacz muzyczny, mało kto wróżył sukces pomysłowi – urządzenie było zbyt drogie, by podjąć konkurencję z tanią produkcją z Azji. Kilka miesięcy później Apple zaprezentował serwis iTunes umożliwiający posiadaczom iPodów zakup muzyki przez Internet. iPod i iTunes pasują do siebie jak klucz do zamka i dopiero razem tworzą nową jakość: całościowy sposób dystrybucji cyfrowych treści. W systemie tym nie tylko odbiór treści staje się przyjemnością, przyjemne ma być nawet płacenie.

Lekcję Apple starannie odrobił Amazon, największy sklep Internetowy na świecie, gdy wprowadzał na rynek Kindle, czytnik elektronicznych książek. Kindle 2, dostępny od listopada ub.r. na całym świecie, jest nie tylko wyrafinowanym gadżetem, lecz także częścią systemu Amazona, z którym łączy się w każdym miejscu, gdzie działa sieć telefonii komórkowej. W rezultacie właściciel czytnika ma stały dostęp do przepastnej oferty Amazona i nie musi obawiać się, że ominie go premiera nowego bestsellera.

Zasada 2:
Sieć jest wszystkim, gadżet niczym

W tej chwili podłączonych do sieci teleinformatycznych jest blisko 2 mld użytkowników Internetu i 5 mld użytkowników komórek. Ta liczba będzie się systematycznie zwiększać, a jednocześnie do sieci włączane będą także – obok komputerów, smartfonów – telewizory, pralki, lodówki, kamery pilnujące bezpieczeństwa w domach, systemy automatyki domowej. – Nasze prognozy mówią, że do 2020 r. w sieci będzie 50 mld urządzeń – przekonywał podczas Ericsson Business Innovation Forum Douglas Gilstrap, szef strategii w koncernie Ericsson.

Po co? Każde z włączonych do sieci urządzeń produkuje dane, bezcenny surowiec w epoce informacji. Czas pracy pralki i stosowane programy, wzory użycia systemu automatyki domowej – to wszystko poddane obróbce statystycznej zamienia się w wiedzę o stylu życia użytkownika tych urządzeń. Jeśli na to nałożyć informacje, jakie ten sam użytkownik zostawia podczas zakupów w takich serwisach jak Amazon czy iTunes, jakie pytania zadaje w Google, to powstaje bezcenny zasób informacji o współczesnych konsumentach i ich ewentualnych potrzebach, do których można subtelnie dostosowywać ofertę.

Miliardy ludzi i urządzeń podłączonych do globalnej sieci i nieustannie się komunikujących to nie lada wyzwanie dla budowniczych infrastruktury. – W istocie zmierzyć się musimy z trzema wyzwaniami – twierdzi Gilstrap. – Po pierwsze, coraz większa część komunikacji przechodzi do sieci bezprzewodowych, które służą już nie tylko do prowadzenia rozmów, lecz do obsługi Internetu. Po drugie, rośnie liczba użytkowników, ludzi i przedmiotów. I jednocześnie także zmienia się popyt, coraz bardziej rośnie zainteresowanie rozrywką i treściami audiowizualnymi, co oznacza wzrost ilości danych przesyłanych siecią. To zaś oznacza konieczność poprawiania parametrów sieci, by ich przepustowość nadążała za popytem.

Sieć musi być nie tylko coraz szybsza, lecz także zawsze i wszędzie dostępna – uzupełnia Gilstrapa Bill Huang, szef China Mobile Research Institute. China Mobile jest obecnie największym na świecie operatorem komórkowym, obsługuje 580 mln abonentów. – Klient chce mieć pewność, że będzie online zarówno w szanghajskim metrze, jak i w Himalajach. Dlatego nasze stacje bazowe można znaleźć i w metrze, i w górach na wysokości 6 tys. m n.p.m. Warto, by pomyśleli o tym operatorzy polskich sieci komórkowych.

Zasada 3:
Skromne jest piękne

Rewolucja komputerów osobistych przebiegała pod hasłem tzw. prawa Moore’a, głoszącego, że wydajność mikroprocesorów podwaja się co 18 miesięcy. Prawo to stało się samospełniającą prognozą, producent nienadążający z poprawianiem parametrów swoich maszyn wypadał z gry. Coraz większa szybkość i wydajność komputerów stała się celem samym w sobie i źródłem frustracji konsumentów mających dylemat: kupić dziś czy poczekać trzy miesiące i za te same pieniądze mieć maszynę jeszcze szybszą?

Logice tej przeciwstawił się Nicholas Negroponte, założyciel prestiżowego MediaLab w Massachusetts Institute of Technology. Stwierdził on, że logika wyścigu technologicznego jest nie tylko absurdalna, lecz ma także poważne skutki uboczne – eliminuje z gry mieszkańców krajów rozwijających się, których nie stać na udział w podobnej zabawie. W rezultacie wyłączeni są oni z globalnej sieci i wszelkich korzyści wynikających z tego uczestnictwa.

Negroponte sformułował pytanie ina-czej: jaką cenę mieszkańcy krajów rozwijających się mogą zapłacić i za jakie pieniądze można zrobić komputer zaspokajający podstawowe potrzeby: możliwość połączenia z Internetem oraz pisania i używania podstawowych programów edukacyjnych. Tak powstał pomysł komputera za 100 dol., którego realizacji podjęło się konsorcjum One Laptop Per Child (OLPC). Program Negropontego nigdy nie został zrealizowany w całości, co jednak nie wynikało wcale z jego słabości, lecz z siły. Upór amerykańskiego uczonego otworzył bowiem oczy producentom komputerów na rzeczywiste potrzeby konsumentów. W rezultacie na rynek trafiły netbooki – małe niedrogie komputerki przenośne z wolniejszymi procesorami, lecz zupełnie wystarczające do codziennej pracy. Na szturm klientów nie trzeba było długo czekać, od dwóch lat netbooki są nieustannie jednym z najbardziej chodliwych towarów elektronicznego rynku.

Podobne pytanie jak Negroponte zaczęli sobie stawiać producenci innych gadżetów. Czy rzeczywiście wszystkie telefony komórkowe muszą naśladować iPhone’a? A może lepiej zrobić modele dostosowane do rynku afrykańskiego, gdzie mało kogo stać na iPhone’a? I czy wszystkie konsole do gier muszą naśladować „megawypasione” Xboksy i Playstation?

W odpowiedzi na te pytania nastąpił wysyp gadżetów „pod klucz”, które zamiast abstrakcyjnymi parametrami technicznymi przekonują potencjalnych odbiorców funkcjonalnością. W świecie konsol do gier triumfy odnosi proste urządzenie Wii Nintendo, w Afryce dzięki m.in. podaży prostych, niedrogich aparatów telefonicznych trwa wielka rewolucja technologiczna – z sieci komórkowych korzysta już 37 proc. mieszkańców tego kontynentu, a udział ten wzrośnie do 60 proc. w 2012 r. Nawet w Somalii, gdzie praktycznie nie ma rządu, działają komórki.

Zasada 4:
Świat jest płaski

O płaskim świecie głośno zaczął mówić Thomas L. Friedman, publicysta „New York Timesa” i autor bestsellera pod tym tytułem (polskie wydanie – Rebis, 2006 r.). W książce tej amerykański dziennikarz przekonuje, że dzięki nowym technologiom komunikacyjnym wszyscy, niezależnie od tego, gdzie mieszkają, mogą uczestniczyć w globalnym rynku idei i innowacji. Mieszkaniec Indii nie musi już emigrować do Stanów Zjednoczonych, by otworzyć firmę informatyczną o globalnym zasięgu, równie dobrze do tego nadaje się Bangalore.

Friedman nie pomylił się, skończyła się epoka jednokierunkowego obiegu idei. Źródłem dobrych pomysłów nie jest jedynie Krzemowa Dolina, a rolę centrów przemysłu kreatywnego traci Hollywood i Nowy Jork. Uzbrojeni w komórki Afrykańczycy zaczęli odkrywać ducha innowacji i wymyślają wyrafinowane usługi, o jakich w Europie nawet nie myśleliśmy. W Polsce szczycimy się tym, że w obiegu finansowym żabim skokiem przeskoczyliśmy etap czeków i od razu wkroczyliśmy do świata kart kredytowych, Afrykańczycy skoczyli jeszcze dalej, bo zamiast bawić się w karty kredytowe, zbudowali systemy finansowe oparte na telefonii komórkowej.

Coraz doskonalsze gadżety, wszechobecna sieć i wszechpotężna kultura popularna to trzy siły, które napędzać będą świat i rządzić wyobraźnią ludzi. Tyle tylko, że nie wiadomo dziś jeszcze, kto będzie rządził tym światem, kto właściwie zrozumie opisane cztery zasady i zdoła wykorzystać je w życiu, tak jak dziś to robi bezbłędnie Steve Jobs i wielu mniej znanych innowatorów w Afryce, Chinach, Korei Południowej. Frederic Martel, francuski dziennikarz i były dyplomata, przez pięć lat jeździł po całym świecie, by zrozumieć, co się w nim dzieje, gdzie szukać źródeł przyszłości.

Przesłuchał ponad 1200 rozmówców, w końcu napisał książkę „Mainstream”. Przekonuje w niej, że świat jednobiegunowy skończył się nie tylko w globalnej polityce, skończył się także w kulturze. Rozpoczyna się epoka konkurencji kultur, Hollywood musi mierzyć się z Bollywood i Nollywood, CNN z Al Jazeerą, „Seks w wielkim mieście” walczyć musi o widownię z serialami tzw. koreańskiej fali.

I szkoda tylko, konkluduje Martel, że w tej konkurencji kultur najsłabiej radzi sobie Europa, ciągle przekonana, że jej europejskość jest wystarczającym argumentem. Europa nie dostrzega jednak, że gdzieś wyparował jej duch innowacyjności i kreatywności, tak bardzo potrzebny w chwilach przełomów.

Polityka 28.2010 (2764) z dnia 10.07.2010; Nauka; s. 68
Oryginalny tytuł tekstu: "iPralki i iLodówki"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną