Na początku czerwca radio Wnet odpaliło bombę: PO ma nową strategię na jesienne wybory. To program Wielka Polska Obywatelska, którego szkic sygnowany przez prof. Macieja Kisilowskiego i Pawła Lisiewicza „wyciekł” do radiostacji. Tekst zawiera propozycje, które od wielu miesięcy można przeczytać w internecie i licznych artykułach publicystycznych sygnowanych przez uczestników Inkubatora Umowy Społecznej (IUS). Maciej Kisilowski, na co dzień profesor Central European University, jest także wiceprezesem IUS, stowarzyszenia, z którym współpracuje kilkudziesięciu akademików i intelektualistów. Łączy ich wspólne przekonanie, że wzmagający się konflikt polityczny w Polsce i rosnąca polaryzacja społeczeństwa grożą przyszłości państwa. W odpowiedzi na to zagrożenie proponują reformy polegające na decentralizacji, wzmocnieniu autonomii regionów.
Czy rzeczywiście ta kontrowersyjna propozycja miała szansę stać się podstawą programu politycznego opozycji? Podobno właśnie dlatego doszło do „przecieku”, by takiego wrażenia uniknąć. Pozostał „projekt autorski”. Jednocześnie antydecentralizacyjna i antysamorządowa ofensywa partii władzy potwierdziła wszystkie obawy przedstawicieli samorządu, którzy podczas Święta Wolności i Solidarności w Gdańsku mówili, tak jak Rafał Dutkiewicz, były prezydent Wrocławia: – W pierwszej kadencji PiS podkopało podwaliny państwa prawa i złamało ład konstytucyjny. Jeśli wygra ponownie, zniszczy wolne media i zabierze się za niezależność samorządu. Diagnozę tę potwierdziła Aleksandra Dulkiewicz, prezydent Gdańska, przekonana, że po ewentualnej wygranej PiS samorządowcy będą mogli pakować manatki lub ktoś spakuje je za nich.
Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy, dorzucił: – Atak na samorządy już trwa. Wyliczyliśmy, że koszt realizacji „piątki Kaczyńskiego” obciąży samorządy, tylko Warszawa będzie musiała wyłożyć prawie miliard złotych rocznie. Z tych wszystkich powodów zdaniem Dutkiewicza potrzebny jest szeroki samorządowy ruch restytucyjny na rzecz przywrócenia ładu konstytucyjnego – samorządowcy muszą zaangażować się w politykę, bezpośrednio w wybory do Senatu i wspierać opozycyjną koalicję w wyborach do Sejmu. – Samorządowcy muszą jasno powiedzieć Prawu i Sprawiedliwości: jeśli chcecie przyjść po nas, my przyjdziemy po was!
Lokalny kapitał
Zagrzmiały więc pierwsze armatnie salwy, w pole ruszyli harcownicy – na polskiej scenie politycznej wytyczone zostało nowe pole bitwy. Czy jej przebieg będzie miał wpływ na wynik całej batalii i jej kulminacyjnego momentu, jesiennych wyborów do parlamentu? Czy samorządowcy zdołają swój lokalny kapitał polityczny przełożyć na realną siłę w polityce krajowej? Czy też może PiS uda się tym razem to, co zawiodło podczas wyborów samorządowych – straszenie samorządem, który już nie tylko warczy na rząd, ale jeszcze chce doprowadzić do rozbicia dzielnicowego Polski? Więcej pytań niż odpowiedzi.
By się nie pogubić jak prorządowi publicyści mieszający fakty, osoby i koncepcje, warto uporządkować podstawowe informacje i ich chronologię. Kluczowym faktem politycznym jest spotkanie 3 i 4 czerwca w Gdańsku kilkuset samorządowców. Przyjechali w odpowiedzi na zaproszenie, które napisał Paweł Adamowicz, ale nie zdążył go rozesłać przed tragiczną śmiercią z ręki zamachowca. Odczytała je w styczniu podczas pogrzebu prezydenta Gdańska jego następczyni Aleksandra Dulkiewicz. „Skoro rząd nie jest w stanie godnie uczcić przełomowego momentu najnowszej polskiej historii – wyborów 4 czerwca 1989 r. – zróbmy to samodzielnie, samorządowymi siłami”. Tak narodziła się idea Święta Wolności i Solidarności i różne symboliczne momenty w programie, jak spotkanie żyjących jeszcze członków Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, proklamowanie Deklaracji wolności i solidarności 4 czerwca czy Deklaracja partnerstwa i dialogu samorządów i organizacji społeczeństwa obywatelskiego przyjęta 3 czerwca.
Najbardziej jednak wyczekiwano „21 tez samorządowych”, pilnie ukrywanych przed publicznością do samego momentu ogłoszenia. Emocje oczekiwania okazały się na tyle nieznośne, że ogłoszony 2 czerwca przez radio Wnet przeciek o Wielkiej Polsce Obywatelskiej potraktowano jako „trailer”, zapowiedź głównego manifestu. Zamieszanie pogłębiło się, gdy Fundacja im. Stefana Batorego ogłosiła – również 2 czerwca w Gdańsku – własne opracowanie „Polska samorządów”, zawierające także 21 propozycji („21” to nawiązanie do historycznych postulatów Solidarności) na dopełnienie samorządowej rewolucji i decentralizacji Polski.
W sumie więc w obiegu zaistniały krążące już od wielu miesięcy propozycje Inkubatora Umowy Społecznej głoszone pod hasłem „zdecentralizowanej Rzeczypospolitej”, propozycja Fundacji Batorego przygotowana przez zespół ekspercki pod kierownictwem prof. Dawida Sześciły z Uniwersytetu Warszawskiego i „21 tez samorządowych” ogłoszonych 4 czerwca przez zgromadzonych w Gdańsku samorządowców.
Czytelnik mediów rządowych i prorządowych, jeśli nie sięgnie do źródeł, wyniesie z lektury przekonanie, że wszystkie te propozycje – jak pisze Michał Karnowski w tygodniku „Sieci” – tworzą budzący przerażenie, precyzyjny i cynicznie przemyślany plan. Jaki? Kropkę nad i stawia okładka tygodnika oznajmiająca: „To Soros stoi za planem rozbicia Polski”. Skąd nagle Soros? Bo prof. Maciej Kisilowski jest wykładowcą sponsorowanego przez Sorosa Central European University, a Fundacja Batorego powstała przecież za „srebrniki” Sorosa. To nie może być przypadek – uzna każdy paranoik szukający logiki spisku w faktach bez żadnego związku. Więc Wojciech Biedroń na łamach „Sieci” cytuje obficie fragmenty opracowania Sześciły, pomijając tego autora, tylko zajmując się Kisilowskim i Lisiewiczem, którzy nic wspólnego z pracą zespołu Sześciły nie mają. Więcej – sam Dawid Sześciło nie kryje swoich zasadniczych wątpliwości wobec propozycji Inkubatora Umowy Społecznej. Dodajmy, że Biedroń nie jest w swej śledczej pasji osamotniony, towarzyszą mu tropiciele m.in. z TVP Info.
Z kolei „21 tez samorządowych” to propozycja jeszcze z zupełnie innej półki, przedstawiona przez samorządowców do konsultacji społecznych, które mają zakończyć się przyjęciem postulatów, w rocznicę Porozumień Sierpniowych, 31 sierpnia br. Na ich bazie mają być przygotowane projekty ustaw dotyczących samorządu i jego roli jako struktury władzy publicznej w Polsce.
Po pierwsze – decentralizacja
Czy coś w takim razie łączy te tak różne projekty? Tak, wspólnym mianownikiem jest decentralizacja rozumiana zarówno jako jeden z ustrojowych konstytucyjnych fundamentów Rzeczpospolitej, jak i jako praktyczna dyrektywa organizacji życia wspólnego w Polsce.
Zbliża się 30. rocznica pierwszych wyborów do rad gmin, a tym samym praktycznego początku procesu decentralizacji, pogłębionego przez rząd Jerzego Buzka przez wprowadzenie powiatów i województw samorządowych. Eksperci, nie tylko w Polsce, są zgodni, że reformy samorządowe były jednym z największych osiągnięć posocjalistycznej transformacji. Miarą sukcesu mogą być wyniki badań socjologicznych pokazujące, że systematycznie rośnie społeczne uznanie dla pracy władz lokalnych. Przy poziomie bliskim 70 proc. ocen pozytywnych jest dwukrotnie wyższe od oceny pracy innych, krajowych organów władzy publicznej.
Co ważne, jeszcze w 2014 r. tylko połowa ankietowanych (badanie CBOS i Fundacji Batorego z 2018 r.) żywiła przekonanie, że władze samorządowe powinny pochodzić z demokratycznego wyboru, a 40 proc. uważało, że wybór nie ma znaczenia, bo liczy się sprawność zarządzania. Jednak w 2018 r. już 66 proc. wskazywało na konieczność zachowania demokratycznych reguł, a tylko dla 25 proc. nie miały one znaczenia.
Nic dziwnego, że Polacy w swej masie popierają decentralizację jako jedną z najważniejszych zasad ustrojowych Polski. 47 proc. badanych przez CBOS i Fundację Batorego uważa wręcz, że samorządy powinny dostać więcej władzy, 35 proc. uznaje, że obecny stan rzeczy jest wystarczający. Tylko 8 proc. badanych stwierdziło, że władzę samorządów należy ograniczyć. Zdecydowana większość ankietowanych twierdzi, że to samorząd powinien zarządzać edukacją, kulturą, ochroną środowiska.
Skąd więc ten lęk przed decentralizacją? Jej krytycy przekonują, że jest receptą na osłabienie państwa i rozbicie jego jednolitości. To poważne argumenty. Warto jednak przyjrzeć się najsilniejszym państwom w Europie. Do takich na pewno zaliczyć można Szwecję, bliską sercu premier Beaty Szydło. To z jej ust dowiedzieliśmy się, że Polska pod rządami PiS dogoniła ten skandynawski kraj pod względem dochodu narodowego. Szydło zapomniała dodać, że Szwedów jest cztery razy mniej, więc wychodzi, że jeszcze trochę musimy się pościgać, żeby nie tylko Polska była jak Szwecja, ale żeby Polak był jak Szwed.
A w Szwecji jest zdecentralizowany ustrój terytorialny i wysoki poziom autonomii samorządu lokalnego. Komu nie odpowiada Szwecja, może spojrzeć na Francję – kraj słynący z historycznej dominacji Paryża i rządu w decydowaniu o sprawach republiki. Ta Francja jednak od 1982 r. systematycznie się decentralizuje, ostatnia fala procesu przenoszenia kompetencji władz centralnych do władz lokalnych miała miejsce w latach 2014 i 2015. Po co Francuzi robią to, czego boi się Jarosław Kaczyński? Żeby wzmocnić państwo rozumiane jako system instytucji organizujących życie wspólne obywateli republiki.
Warto też spojrzeć na przypadek niekojarzący się z silnym państwem – Ukrainę. Mimo rozlicznych słabości nasz wschodni sąsiad zdołał powstrzymać rosyjską zbrojną agresję i zniweczyć odbudowę moskiewskiego imperium. Ukraińcy już w 2014 r. uznali, że warunkiem wzmocnienia siły państwa m.in. w konfrontacji z zewnętrzną agresją jest... decentralizacja jako alternatywa dla wciskanej przez Rosję federalizacji. Kto trochę jeździ po ukraińskich miastach, widzi doskonale, jakie dobre efekty przynosi samorządność polegająca na możliwości decydowania mieszkańców miast i gmin o swoich wspólnotach.
Szwecja, Francja, Ukraina – kraje o różnych kulturach i tradycjach politycznych potwierdzają, że decentralizacja w warunkach państwa jednolitego wzmacnia, a nie osłabia jego skuteczność. Argumenty o rozbiciu dzielnicowym, dekompozycji państwa, zdradzie narodowej i finansowanym przez Sorosa spisku pod względem merytorycznym warte są co najwyżej wyśmiania. Nikomu jednak do śmiechu nie jest, bo ta polityczna kampania ma głębszy sens i jest przygrywką do rozstrzygającej rozgrywki o przyszłość Polski.
Polska to jeszcze nie Węgry
Niezależny, silny samorząd terytorialny jest nie tylko gwarantem wysokiej jakości usług publicznych, ale także najlepszym antidotum na autorytarne zapędy rządu centralnego. Gdy pod szyldem rządu i kontrolowanych przezeń mediów odbywają się kampanie dyskryminacyjne, wycelowane w uchodźców, imigrantów, mniejszości seksualne, prawa kobiet, niezależność kultury, samorządy stają się oazami „wolności i solidarności” – jak przecież nazwano gdańskie święto. Nie wszystkie i nie wszędzie, pokazują jednak, że można – jak w Gdańsku – pogodzić konserwatywny światopogląd władz miasta z otwartością na inność; że można zapewnić – jak w Częstochowie – dostęp do takich usług medycznych jak zapłodnienie in vitro; że można – jak w Warszawie – chronić wolność twórców przed pokusą cenzury.
Samorządy mogą sobie pozwolić na niezależność, bo dysponują wielkimi zasobami – po wyborach samorządowych w 2018 r. okazało się, że z ponad stu miast kierowanych przez prezydentów, a więc najbogatszych, PiS zdobył władzę w zaledwie kilku. Ich mieszkańcy nie przestraszyli się pogróżek Jarosława Kaczyńskiego o warczącym samorządzie i nie ulegli próbom przekupstwa ze strony Mateusza Morawieckiego. Wybrali prezydentów, często wręcz w plebiscytowym stylu. To wielkie wotum nieufności miejskiego elektoratu wobec partii władzy musi boleć, jeszcze bardziej boli brak dostępu do zasobów Warszawy, Gdańska, Krakowa, Wrocławia, Poznania i pozostałych metropolii oraz miast. To właśnie dzięki tej blokadzie Polska to jeszcze nie drugie Węgry.
Wybory do europarlamentu okazały się jednak ostrzeżeniem – zaskakująco dobry wynik partii władzy nie dowodzi, że zmieniły się preferencje elektoratu miejskiego – tu ciągle dominują nastroje antyPiS. Jedynym więc sposobem PiS do sięgnięcia po miasta i ich zasoby jest demontaż samorządu i recentralizacja Polski. I właśnie taki scenariusz uprawdopodobnił się po majowych wyborach.
By się tym planom przeciwstawić, nie wystarczą silne przekonania i dobre chęci, zwłaszcza że wielka popularność burmistrzów i prezydentów w swoich miastach nie musi wcale być tożsama z ich wiarygodnością w roli uczestników krajowej sceny politycznej. Ważnym testem tej wiarygodności będą konsultacje „21 tez samorządowych”. Jeśli mieszkańcy polskich gmin, miast i miasteczek mają jesienią podczas wyborów poprzeć decentralizację, trzeba ich przekonać. Czasu jest niewiele, skoro wynik konsultacji – konkretne postulaty – ma być przedstawiony 31 sierpnia.
***
21 tez samorządowych
1. Pełne prawo wspólnoty samorządowej do samodzielnego decydowania o całokształcie praw lokalnych,
2. Budowa społeczności lokalnej solidarnej i otwartej, przeciwdziałanie wykluczeniom,
3. Przekształcenie Senatu RP w Izbę Samorządową,
4. Prawo społeczności lokalnej do decydowania o przyszłości swojej małej ojczyzny – zniesienie odgórnego ograniczenia kadencyjności,
5. Obowiązek konsultowania z przedstawicielami samorządu i społeczności lokalnej wszystkich projektów ustaw,
6. Zwiększenie nakładów na edukację, godne pensje nauczycieli,
7. Niezależna kultura angażująca społeczności lokalne,
8. Decentralizacja służby zdrowia,
9. Skuteczna ochrona środowiska, walka ze smogiem. Zwiększenie udziału gmin we wpływach z opłat z tytułu użytkowania środowiska naturalnego,
10. Ochrona krajobrazu i przestrzeni publicznej,
11. Rozwój budownictwa komunalnego i społecznego,
12. Samodzielność samorządów w zakresie podatków lokalnych oraz działalności gospodarczej,
13. Środki z budżetu państwa muszą być adekwatne do zakresu zadań realizowanych przez samorządy,
14. Decentralizacja rozdziału funduszy unijnych,
15. Przekazanie społecznościom lokalnym mienia publicznego będącego dziś w dyspozycji agencji państwowych,
16. Swoboda tworzenia związków metropolitalnych i obszarów funkcjonalnych,
17. Likwidacja urzędu wojewody. Pozostawienie władzy centralnej nadzoru nad legalnością działania jednostek samorządu terytorialnego,
18. Zwierzchność powiatów i samorządów wojewódzkich nad zespolonymi służbami,
19. Odpolitycznienie mediów publicznych,
20. Policja municypalna,
21. Przywrócenie służby cywilnej.
***
Tekst publikujemy w cyklu: „Moje Miasto”