Wszędzie jest źle! – takie wrażenie sprawiły na nas rozmowy z twórcami i animatorami kultury z dziewięciu miast, w których dziesięć lat temu robiliśmy pierwsze debaty „DNA Miasta”. Najpierw podchodziliśmy do tego ze zrozumieniem. Ale im głębiej wchodziliśmy w temat, tym bardziej nurtujące stało się pytanie, czy może jednak gdzieś jest inaczej.
Poszukiwanie odpowiedzi stało się praźródłem rankingu Kreatorów Rozwoju Kultury Miejskiej. W pierwszej edycji zwyciężył Sopot, wyróżniając się przede wszystkim dostępnością do infrastruktury kulturalnej, działalnością miejskich instytucji kultury i znaczącymi kwotami przeznaczonymi dla NGO w ramach otwartych konkursów. To zaś jedne z kluczowych kryteriów, które wypracowaliśmy wspólnie z ponad 30 ekspertami z różnych obszarów kultury. Nie trzeba wprawnego oka, by zauważyć, że wszystkie kryteria opierają się na liczbach. Co natychmiast powinno budzić wątpliwości, bo przecież w kulturze rzadko kiedy jakość wynika z ilości. Dlaczego więc w poszukiwaniu pożądanego stanu polityki kulturalnej uciekamy się do danych statystycznych? Dlaczego źródeł dobrobytu szukamy, dzieląc sumę środków przez liczbę mieszkańców i porównując ze sobą struktury finansowania kultury? Jaki jest w ogóle związek pomiędzy jakością kultury a jakością polityki kulturalnej?
WSPIERAĆ CZY NIE WSPIERAĆ?
Szukając odpowiedzi, warto jednak zacząć od kolejnego pytania: skąd się biorą twórcy i animatorzy kultury? Janina Ipohorska, polska malarka i dziennikarka, współtwórczyni – razem z Marianem Eilem – legendarnego „Przekroju”, mawiała, że „żeby zostać artystą, istnieje tylko jeden sposób: trzeba się nim urodzić”. Trudno się z tym nie zgodzić, a na pewno nie warto zbyt długo polemizować. Bo niezależnie od tego, czy chodzi o wrodzony talent, czy zdobyte rzemiosło, dla polityki kulturalnej istotne jest to, aby artysta mógł się rozwijać i tworzyć. Efekty zaś jego pracy powinny być zauważalne i upowszechniane. Stąd na przykład jednym z kluczowych czynników jest możliwość uzyskania stypendiów artystycznych, które pozwalają twórcom na zdobycie finansowania umożliwiającego koncentrację na swojej pracy. Z drugiej strony – przy upowszechnianiu jej efektów potrzebne będą przestrzenie wystawiennicze (galerie, teatry, sale koncertowe), które umożliwią odbiorcom kontakt z pracą artysty.
Można więc założyć, że miasta, w których można otrzymać stypendium twórcze, będą lepszym miejscem do pracy niż te, które takiego wsparcia są pozbawione. Trzymając się takiego założenia, można uznać, że artyści nie powinni przeprowadzać się np. do Rybnika. W tym mieście bowiem indywidualny twórca bądź animator kultury nie może liczyć na wsparcie finansowe. Władze nie oferują żadnych stypendiów. Dla porównania Gorzów Wielkopolski na wsparcie niezależnych twórców w formie stypendiów w okresie pomiędzy 2010 a 2014 przeznaczył łącznie ponad 200 tys. zł. A już Białystok w samym tylko 2017 r. na ten cel zaproponował 350 tys. zł.
Różnice są oczywiste, ale oceny już takie wcale być nie muszą. Bo prosty, opisany powyżej mechanizm nie zawsze przynosi proste rezultaty. Pomijając już nawet kwestię tego, kto i na co przekazuje stypendia, to często pojawia się wiele innych, bardzo ważnych znaków zapytania. Rybnik nie ma systemu stypendialnego dla artystów, bo nie posiada żadnej instytucji kultury o sensu stricto artystycznym charakterze. Nie posiada zaś instytucji artystycznych, bo kilkanaście lat temu uznano, że bardziej potrzebne są instytucje upowszechniające kulturę wśród mieszkańców. Ta decyzja zaś wynika z lokalnej specyfiki – nie tylko związanej z potrzebami mieszkańców, ale także będącej wypadkową lokalizacji tego miasta. Rybnik należy do województwa śląskiego, które odznacza się najwyższym stopniem urbanizacji i gęstością zaludnienia. Na jego terenie znajduje się aż 19 miast na prawach powiatu i wiele z nich prowadzi bardzo dobre, ale też kosztowne instytucje artystyczne. Może więc władze miasta zdecydowały, że w takiej sytuacji Rybnik niekoniecznie musi wspierać samych artystów. Zamiast tego do miasta są zapraszani najciekawsi twórcy z całej Polski, a Rybnik skupia się na wspieraniu animatorów kultury, którzy pomagają w pogłębianiu kompetencji kulturalnych mieszkańców.
IM WIĘCEJ, TYM LEPIEJ?
Warto także pamiętać, że brak puli przeznaczonej na kulturalne stypendia nie oznacza wcale, że samorząd nie chce wspierać artystów. Często fundusze są bowiem przekazywane poprzez mechanizm wsparcia organizacji pozarządowych. Dzieje się tak ze względu na zawiłości polskiego systemu prawnego. O wiele łatwiej środki publiczne przekazuje się takim podmiotom, jak stowarzyszenia i fundacje. Dlatego często twórcy formalizują swój stan prawny i zamiast aplikować o stypendia, ubiegają się o dofinansowanie na realizację swoich kulturalnych projektów. Dochodzimy tutaj do kolejnego kluczowego elementu polityki kulturalnej, czyli konkursów dla NGO na dofinansowanie projektów kulturalnych.
Doświadczenie pokazuje, że często to właśnie od jakości działających w mieście organizacji pozarządowych zależy jakość miejskiej kultury. To one najczęściej są nośnikiem innowacji, a ich krytyczne spojrzenie na rzeczywistość inspiruje najbardziej żywe dyskusje o tożsamości miasta i jego przyszłości. Dlatego w interesie każdej władzy zainteresowanej rozwojem kulturalnym miasta powinno być stworzenie przejrzystego systemu wsparcia działalności organizacji pozarządowych.
Nie wszystkie samorządy radzą sobie z tym zadaniem równie dobrze. W Jeleniej Górze np. doszło do całkowitej zapaści sektora pozarządowego w kulturze. Władze tego miasta przez ostatnie lata koncentrowały się na swoich instytucjach i przestały zauważać obecność organizacji pozarządowych. Od 2010 r. systematycznie zmniejszano tam sumę środków przeznaczonych na wsparcie projektów realizowanych przez tego typu podmioty. W 2015 r. było to już tylko 50 tys. zł, czyli prawie cztery razy mniej niż pięć lat wcześniej. W efekcie spadła też liczba organizacji ubiegających się o wsparcie: w 2010 r. można było zauważyć 36 organizacji zainteresowanych dofinansowaniem swojej działalności, a już w 2015 r. było ich tylko 17. Konsekwencją takiej sytuacji jest zdominowanie miejskiej kultury przez działalność publicznych instytucji, dla których ratusz jest organizatorem. Nasze analizy pokazują zaś, że w ten sposób kultura w Jeleniej Górze straciła swoją świeżość i popadła w marazm oraz niekończące się dyskusje o konieczności znalezienia nowego pomysłu na siebie. Problem w tym, że nie ma tam już zbyt wiele osób, które mogłyby wnieść do tej dyskusji nowe spojrzenie.
W zupełnie innej sytuacji znajduje się Poznań, którego prezydent jasno zadeklarował konieczność wzmocnienia kulturalnych organizacji pozarządowych. Dlatego też systematycznie co roku zwiększana jest suma środków finansowych i liczba ogłaszanych konkursów. Skalę zmian pokazuje analiza procentowego udziału wydatków na organizacje pozarządowe w kulturalnym budżecie tego miasta. W 2015 r. aż 14,3 proc. przeznaczone było na projekty i działania lokalnych organizacji. Dla porównania – Warszawa przeznaczyła wówczas na ten cel 5,3 proc. swojego budżetu na kulturę.
Koniecznie jednak trzeba zaznaczyć, że nie chodzi tu tylko o wysokość środków, jakie władze miasta przeznaczają na rozwój kulturalnych organizacji i realizowane przez nie projekty. Ważne – a może nawet najważniejsze – jest także to, w jaki sposób się te środki dystrybuuje. Żeby to zrozumieć, warto spojrzeć na to, co stało się w Olsztynie i Słupsku. Nasze badania z lat 2010–15 pokazują, że w Olsztynie utrwaliła się zasada dotowania maksymalnej liczby organizacji za pomocą stosunkowo niewielkich grantów. W efekcie praktycznie każda organizacja, która ubiegała się o dofinansowanie, otrzymała je. Wysokość wsparcia była jednak często symboliczna i nie pozwalała na prowadzenie bieżącej działalności. Obrazuje to doświadczenie jednej z olsztyńskich organizacji pozarządowych, która chcąc wydać płytę CD z piosenkami lokalnych twórców, musiała swoje działania rozłożyć na dwa lata. W jednym roku otrzymane dofinansowanie pozwoliło tylko na wynajęcie studia i nagranie piosenek. Dopiero środki pozyskane w drugim roku pozwoliły na wytłoczenie płyt i jej premierę.
W Słupsku zaś odwrotnie – mamy do czynienia z systemem, który został zdominowany przez pięciu największych grantobiorców, którzy otrzymali ponad 77,3 proc. dostępnych środków. Żeby było ciekawiej, co najmniej trzy z tych organizacji były wówczas w istocie stworzone przez instytucje kultury i służyły poszerzeniu możliwości pozyskiwania środków z miejskiego budżetu.
Była to bardzo ciekawa sytuacja w kontekście zmiany lokalnej władzy i objęcia w 2014 r. urzędu prezydenta miasta przez Roberta Biedronia. Miał on sprecyzowaną wizję rozwoju kultury: miała ona wyjść do ludzi i włączyć mieszkańców w debatę o przyszłości swojego miasta. Nie dałoby się tego szybko zrealizować, bazując na sile instytucji kultury i związanych z nimi organizacji pozarządowych, do których trafiało gros publicznych środków na kulturę. Prezydent Słupska stanął więc przed koniecznością dokonania reformy miejskiej.
Jednym z najlepszych przykładów miejskiej polityki kulturalnej jest Lublin, który wykorzystał okazję związaną ze startem o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016 i mimo porażki stał się jednym z najciekawszych ośrodków kulturalnych w Polsce. Najpierw zbudowano tam dobrą atmosferę, a następnie wspólnym wysiłkiem przygotowano dokument strategiczny, który m.in. zakłada większe zainteresowanie działaniami kulturalnymi prowadzonymi poza centrum miasta. Wymierną zmianą było także zwiększenie środków na kulturę. W 2014 r. budżet tego miasta na bieżące potrzeby był o ponad 14,5 mln wyższy niż w 2010 r. Więcej pieniędzy przekazano także organizacjom pozarządowym – z sumy ledwo przekraczającej kwotę 1 mln zł w 2010 r. do kwoty 3,7 mln w 2015 r.
Warto też przyglądać się temu, co dzieje się w Rybniku. Podobnie jak w Słupsku, wybory 2014 r. przyniosły tam nowe władze, które do kultury podchodziły z większym zrozumieniem i miały wobec niej o wiele większe ambicje. Prezydent Piotr Kuczera również podjął bardzo konkretne działania – z jednej strony zwiększył wysokość kulturalnego budżetu i dokonał istotnych zmian w sposobie zarządzania instytucjami kultury w mieście, a z drugiej zachęcał wszystkich twórców i animatorów kultury do zwiększenia aktywności. Podobnie jak Robert Biedroń, chcąc osiągnąć natychmiastowy efekt swoich działań, wcielił się nawet w rolę animatora kultury i zamienił urząd miasta w organizatora wydarzeń i imprez kulturalnych. Po prawie czterech latach wdrażania tego typu zmian w mieście doszło jednak do sytuacji, w której polityka oparta na haśle „niech się dzieje” straciła swoją moc oddziaływania. Co prawda rzeczywiście „dzieje się” znacznie więcej niż kiedykolwiek wcześniej, ale obecnie panuje raczej przekonanie, że ilość nie przerodziła się w jakość, i pojawiają się wątpliwości związane z brakiem poczucia sensu dalszej realizacji tego typu podejścia. Dlatego też kolejnym krokiem władz miasta jest rozpoczęcie prac nad dokumentem, który zdefiniuje dalszy kierunek działania.
MÓWIĆ, BY ROBIĆ
Ranking Kreatorów Rozwoju Kultury Miejskiej, a także nasze działania realizowane w ponad 23 polskich miastach nie służą tylko temu, aby opisać status quo. Robimy to w istocie po to, by umożliwić dokonanie zmiany na lepsze. Jesteśmy przekonani, że pierwszym krokiem do tego jest właśnie zrozumienie, jak ten system działa i jakie efekty wzmacnia bądź osłabia.
Dyskusja o polityce kulturalnej w Polsce jest bowiem bardzo uboga w fakty. Najczęściej opiera się na subiektywnych odczuciach, a do rozmów siadamy najczęściej tylko wtedy, gdy dochodzi do jakiegoś poważnego kryzysu – dopiero wówczas pojawia się chęć dokonania realnych zmian. Problem w tym, że tej chęci towarzyszą bardzo silne emocje. Często więc cała dyskusja kończy się na apelu o to, by władze bardziej przychylnym okiem spojrzały na problemy kultury. Jeśli zaś tego nie potrafią, to kolejnym postulatem jest konieczność wymiany tej władzy. A to, niestety, wcale nie musi oznaczać rozwiązania wszystkich problemów. I o ile sam ranking – poprzez swoją koncentrację na liczbach i wskaźnikach – nie pokazuje całkowitego obrazu stanu miejskiej kultury w Polsce, to stanowi świetne źródło inspiracji dla tych wszystkich, którzy chcieliby dokonać realnej dobrej zmiany w swoich miastach.
***
Autor od 2009 r. prowadzi program DNA Miasta, w ramach którego przygotował 12 raportów badawczych i stworzył kulturalne strategie dla Białegostoku, Koszalina i Rybnika. Zastępca redaktorki naczelnej Magazynu Miasta.
***
Ranking miast – kreatorów rozwoju kultury
1. SOPOT 100,0
2. KOSZALIN 98,8
3. POZNAŃ 93,3
4. WARSZAWA 93,1
5. KATOWICE 91,0
6. KRAKÓW 89,7
7. TORUŃ 88,9
8. JELENIA GÓRA 87,9
9. WROCŁAW 85,5
10. LUBLIN 82,9
11. Łódź 81,8
12. Gorzów Wielkopolski 79,6
13. Opole 77,6
14. Zamość 77,6
15. Olsztyn 74,4
16. Płock 73,7
17. Gdańsk 71,3
18. Legnica 67,4
20. Słupsk 63,9
21. Dąbrowa Górnicza 60,3
22. Tarnów 59,8
23. Biała Podlaska 57,1
25. Chorzów 56,4
27. Skierniewice 55,4
28. Wałbrzych 55,0
29. Bielsko-Biała 53,7
30. Bydgoszcz 52,5
33. Gliwice 51,9
35. Kalisz 51,4
36. Białystok 51,4
38. Suwałki 50,0
39. Zabrze 48,7
40. Lubin 48,1
41. Elbląg 47,7
42. Częstochowa 47,1
43. Gdynia 46,7
44. Tarnobrzeg 46,7
46. Tychy 45,7
47. Zielona Góra 45,4
48. Szczecin 44,8
49. Leszno 44,3
50. Jastrzębie-Zdrój 44,1
52. Krosno 43,9
55. Rzeszów 42,6
56. Łomża 41,8
57. Ostrołęka 41,5
58. Konin 40,8
60. Rybnik 40,7
62. Żory 39,1
63. Kielce 38,6
67. Przemyśl 37,2
69. Radom 36,1
70. Siedlce 35,8
72. Chełm 34,4
73. Sosnowiec 33,9
76. Włocławek 31,8
77. Piotrków Trybunalski 31,0
80. Bytom 27,6
84. Jaworzno 25,7
86. Ruda Śląska 22,5
87. Nowy Sącz 21,2
88. Świętochłowice 20,7
89. Siemianowice Śląskie 20,4
94. Piekary Śląskie 16,0
96. Mysłowice 14,4
W tym rankingu ujęto 100 największych miast (my prezentujemy tu – podobnie jak w przypadku pozostałych rankingów w numerze – pozycje, jakie zajęły w tej setce miejscowości na prawach powiatu). Autorzy wzięli pod uwagę takie kwestie, jak: dostępność kultury, działalność miejskich instytucji kultury, środki przeznaczane na działalność kulturalną oraz zaangażowanie mieszkańców w działalność w organizacjach pozarządowych albo grupach nieformalnych. W porozumieniu z 32 ekspertami pogrupowali je według ważności, przypisując im wagę 50, 30 i 20 proc. Końcowa pozycja miasta w rankingu nie jest więc wynikiem sumowania punktów, tylko zastosowania wzoru uwzględniającego znaczenie poszczególnych kryteriów dla jakości polityki kulturalnej.